Szczęście kobiety przy mężczyźnie

Nasz Dziennik (piątek, 25 maja 2007, Nr 121 (2834)) opublikował artykuł pod powyższym tytułem, pióra Jacka Pulikowskiego, który za uprzejmą zgodą Redakcji poniżej przytaczamy

Kobieta i mężczyzna stworzeni są dla siebie, a w pewnych dziedzinach wprost uzależnieni od siebie. Myślę tu nie tylko o bezpośrednim przekazywaniu życia w miłości, gdzie udział obojga jest oczywisty i niezbędny (choć straszą nas sztucznym zapłodnieniem), ale też o wychowaniu dzieci. Dziecko do pełni swego rozwoju potrzebuje nie tylko matki jako wzorca kobiecości i ojca jako wzorca męskości, lecz także wzorca miłosnej relacji między żoną a mężem, czyli matką i ojcem. Relacja miłości rodzicielskiej wiernej, wyłącznej i, co niezwykle ważne, dozgonnej stwarza dziecku bezpieczny klimat do wzrastania i rozwoju. Tego klimatu nie jest w stanie stworzyć w pojedynkę nawet najcudowniejsza matka czy choćby najgenialniejszy ojciec.

Tak więc szczęścia rodzinnego nie da się zbudować w pojedynkę, a tym bardziej przez walkę ze współmałżonkiem. Walka zawsze powoduje rany. Jeden zwycięża, ale drugi przegrywa, pałając często żądzą odwetu. Poza tym życie z osobą, która czuje się przegrana, jest bardzo trudne. Gdy przedmiot walki to władza (a zawsze w jakimś stopniu tak jest), jej skutki są szczególnie opłakane. Paradoksem jest, że im żona bardziej wygra w walce o władzę, tym bardziej jest przegrana. Traci bowiem w ten sposób swego naturalnego obrońcę i opiekuna. Co więcej, mężczyzna pozbawiony znaczenia w rodzinie traci szansę własnego rozwoju, który zawsze dokonuje się podczas prawidłowego (czyli służebnego) sprawowania władzy. Ponadto traci energię, gotowość do poświęceń, a nawet zwykłe zainteresowanie rodziną i... ucieka od niej pod byle pretekstem, a czasem i bez...

Słowem, zamiast walczyć, należy tworzyć właściwe, czyli "szczęściorodne" dla wszystkich relacje w rodzinie. Każdy powinien być tym, do czego jest stworzony, przeznaczony i wyposażony. On powinien być mężczyzną, mężem i ojcem z prawdziwego zdarzenia, Ona kobietą, żoną i matką w pełnym wymiarze. Pojawia się poważne pytanie, co dziś znaczy prawdziwy mężczyzna czy prawdziwa kobieta? Czy chodzi o szybkostrzelnego szeryfa, batmana, cynicznego pokerzystę czy może beztroskiego i nieodpowiedzialnego "playboya"? Czy kobieta ma być kokietką, słodką idiotką (przysłowiową blondynką) czy może wampem lub seksbombą? Na szczęście odpowiedź jest prosta i odwiecznie ta sama: mężczyzna ma być ojcem, a kobieta matką. Do tego są stworzeni, przeznaczeni, usposobieni i tylko to może im dać prawdziwe szczęście. Dla jasności trzeba zaznaczyć, że można być ojcem czy matką, nie mając rodzonych dzieci. Na przykład Ojciec Święty Jan Paweł II był fenomenalnym i zarazem najprawdziwszym ojcem, a Matka Teresa z Kalkuty wprost genialną matką.

Człowiek jest szczęśliwy, gdy wznosi się na szczyty swoich możliwości. Szczyt swych możliwości kobieta osiąga poprzez macierzyństwo, a mężczyzna przez ojcostwo. To wszystko prawda, lecz bardzo ogólna. Przejdźmy do konkretów. Co powinien zrobić (czy robić) mężczyzna-mąż, by kobieta-żona była przy nim szczęśliwa?

Powinien żonę miłować, czyli troszczyć się o jej prawdziwe dobro. W ramach tego ma spełniać godziwe potrzeby żony, bo to sprzyja jej rozwojowi i tym samym zadowoleniu z życia i małżeństwa. Jedną z ważnych potrzeb żony (od spełnienia której ogromnie wiele zależy) jest potrzeba męskiego zachwytu dla jej piękna i dobra. (A już na pewno nie wolno sobie z piękna i dobra żartować). Gdy mąż tej potrzeby nie wypełni w dostatecznym choćby stopniu, małżeństwo jest zagrożone. Inny mężczyzna może bowiem wypełnić tę lukę, ba, tęsknotę, i to on może stać się bardziej upragnionym "partnerem" niż mąż. Drugą arcyważną potrzebą żony jest potrzeba wysłuchania jej. Zwłaszcza gdy dzieją się rzeczy wzbudzające wielkie uczucia i emocje u kobiety. Wewnętrzny wręcz przymus komunikowania drugiemu bliskiemu człowiekowi o swych pięknych lub bolesnych przeżyciach jest potrzebą ogromnie silną. I znowu gdy mąż nie zechce słuchać o "głupotach", którymi przejmuje się żona, ona będzie sobie szukać innego powiernika. Zwykle jest to mama lub ko leżanka, co męża niejednokrotnie szczerze oburza. Mawia: "Ze wszystkim lecisz do mamusi". Zdarza się, że powiernikiem bolączek i problemów żony zostaje inny mężczyzna. Wówczas sytuacja staje się śmiertelnie groźna. Mężczyzna ten, spełniając największą potrzebę emocjonalną, staje się bliski uczuciowo. Jest lepszy od męża... Tak więc panowie, stokrotnie opłaca się podziwiać piękno i dobro własnej żony i wysłuchiwać z uwagą, czym żyje, z jakimi problemami się boryka. Odwdzięczy się wielką miłością i prawdziwym oddaniem. Warto na to uczciwie zapracować. Słowem, trenujcie panowie, by móc nosić swe żony na rękach dosłownie i w przenośni. Kolejną sprawą jest docenienie trudu żony wkładanego w funkcjonowanie domu. Nie jest to łatwe dla mężczyzny, zwłaszcza że zwykle z trudem dostrzega, co też ta żona w domu naprawdę robi. Przecież to on ciężko pracuje, a ona... cóż siedzi sobie w domu i bawi się całymi dniami z dziećmi. Wiele niedocenianych żon czuje się jak kury domowe i ucieka z domu do pracy nawet wtedy, gdy dziec i są jeszcze bardzo małe. To wielka krzywda dla dziecka i mężczyzna-ojciec powinien ochronić swe dzieci przed przedwczesną "utratą" matki. Najlepszym znanym mi sposobem do zachęcenia żony do pozostania w domu z małymi dziećmi jest właśnie uczciwe docenienie jej trudu. Wówczas czuje się panią domu, a nie kurą domową i chętnie w tym domu pozostanie! Więcej, gdy rozsmakuje się w byciu z dziećmi, będzie mężowi prawdziwie wdzięczna, że stworzył im takie możliwości. To ona zobaczy wówczas pierwszy uśmiech, dostrzeże pierwszy ząbek, ona zobaczy, jak dziecko po raz pierwszy usiadło, zrobiło siusiu na nocniczek, postawiło pierwsze kroczki... W przeciwnym razie te atrakcje będą zarezerwowane dla płatnej opiekunki, a w najlepszym razie dla babci. Wiele zagubionych kobiet nie tęskni do bycia z własnymi dziećmi, wyżej ceniąc sobie karierę. Nie wiedzą, ile tracą, ile tracą ich dzieci. Nie wiedzą, że być może konsekwencją tych wyborów będzie spędzenie jesieni życia w samotności, w domu starców (by nie straszyć wizją eutanazji).

Trzecia sprawa co prawda wynika z dwóch wyżej wymienionych, lecz warta jest specjalnego podkreślenia. Żona powinna czuć się (według własnego odczucia) najważniejszą kobietą w życiu męża. Nie wystarczy, że mąż naprawdę tak myśli. Ona musi to wiedzieć, czuć się tą najważniejszą. I warto o to "czucie" uczciwie zabiegać i szczerze się o nie troszczyć. Przykładowo, gdy żona mówi: "bo dla ciebie najważniejsza jest mamusia", nonsensowne jest tłumaczenie jej czy udowadnianie, że to nie jest prawdą. Czasem mężowie w takiej sytuacji z całą powagą zabraniają żonie tak mówić. Tyle że to nie zmienia jej wewnętrznego odczucia. Natomiast ze wszech miar sensowna jest taka zmiana własnego postępowania, by poczuła się pierwszą i niezagrożoną damą serca swego męża!

Przejdźmy na chwilę do sfery intymnej. Sfery tak ważnej (choć inaczej) zarówno dla mężczyzn, jak i kobiet. Mężczyźni lokują w niej wielkie nadzieje, ba, sfera ta staje się dla nich rodzajem sprawdzianu męskości, potwierdzeniem ich wartości. Wszyscy mężowie pragną, by ta sfera układała się jak najpiękniej i... popełniają karygodne błędy. Wierząc "nowoczesnej" propagandzie, wchodzą w rolę ekspertów i koncentrują się na doznaniach cielesnych. Tymczasem to intymne spotkanie dwojga kochających się osób ma wymiar psychiczny, a nawet duchowy. Najważniejszy w spotkaniu jest ufny spokój kobiety, że to, co robią, jest piękne i dobre, że mogłaby takie okoliczności polecić z czystym sumieniem swojej córce, gdy będzie dorosła. Podstawą jest brak jakiegokolwiek lęku o poczęcie dziecka. I tu najważniejszym zadaniem męża jest otoczenie żony i dziecka miłością i odpowiedzialnością. Odpowiedzialność za poczęte życie jest pierwszym i najważniejszym obowiązkiem męża, od którego wypełnienia zależą losy małżeństwa również w wymiarze intymnym. Odpowiedzialność wymaga użycia rozumu i woli i nie da się ich zastąpić żadnymi środkami technicznymi. Używanie rozumu i woli powoduje wzrost człowieka, zaś rezygnacja z nich - zawsze degradację osób i ich więzi. Płodność jest wielkim darem dla małżeństwa, lecz jej odrzucenie staje się koszmarem. W tym tkwi tajemnica, dlaczego podejście naturalne do płciowości i płodności buduje małżeństwa, a antykoncepcja je rujnuje. Jest to jednak sam w sobie odrębny i poważny problem, z którym zmierzymy się innym razem.

Jacek Pulikowski