Publikujemy za uprzejmą zgodą Autora
Nikt z nas nie jest miłością.
Jedynie Bóg, który jest Miłością,
uczy kochać w sposób niezawodny.
Wstęp * 1. Wypaczona miłość zawodzi * 2. Bóg JEST Miłością * 3. Miłość wobec Boga * 4. Miłość wobec samego siebie * 5. Miłość wobec bliźniego * 6. Miłość, kobieta i mężczyzna * 7. Miłość i bezpieczeństwo * 8. Miłość i zbawienie * Zakończenie
Miłość nie jest Bogiem, lecz Bóg jest Miłością;
żeby kochać, trzeba być osobą.
Człowiek nie potrafi wymyślić miłości. Przeczuwa, że ona istnieje, tęskni za nią, a tęsknota odnosi się wyłącznie do osób. Tęsknimy za miłością, gdyż miłość nie tylko istnieje, ale jest kimś — żywym i osobowym. Nie jest ona jakimś zbiorem zasad postępowania czy filozoficzną ideą dobra, ale kimś, kto kocha. Ta właśnie Osobowa Miłość objawiła się nam w historii zbawienia. Objawiła się nam po to, abyśmy wiedzieli, że możemy osobiście z Nią się spotkać i zaprzyjaźnić. Nasze ciało zostało uczynione z prochu tej ziemi, ale jako osoby należymy do zupełnie innego świata. Przedmioty są przyciągane siłą grawitacji, ale osoby są przyciągane siłą miłości! Dziecko pozostające w łonie matki jeszcze nie wie, że jest owocem miłości i że istnieje ktoś, kto je kocha. Po urodzeniu się stopniowo poznaje najbliższe mu osoby i nazywa je «rodzicami». W miarę rozwoju przekonuje się, że tęskni za Kimś jeszcze bardziej niezwykłym — bardziej od najwspanialszych nawet rodziców. Odtąd staje się gotowe na spotkanie z Tym, który nie tylko kocha, ale jest Miłością.
Bóg jest Osobą wyjątkową, gdyż istnieje odwiecznie i odwiecznie kocha. Nikt z nas miłością nie jest i nigdy nie będzie, gdyż nikt z nas nie jest i nigdy nie będzie Bogiem. Niemniej jednak jesteśmy dziećmi Boga-Miłości i właśnie dlatego każdy z nas pragnie kochać i być kochanym — mimo że jesteśmy egoistyczni, słabi i grzeszni. Miłość jest nam potrzebna do życia w szczęściu tak, jak do oddychania jest nam potrzebny tlen. Miłość podtrzymuje nas w istnieniu, przynosi nam radość i czyni nas podobnymi do Tego, który jest Miłością. Być osobą to znacznie więcej niż być samym sobą! Być osobą to być skarbem dla innej osoby.
Gdy dwie osoby wypowiadają podobne słowa lub wykonują podobne gesty, nasza reakcja na nie bywa zazwyczaj różna. Zdarza się, że jednej osobie okazujemy zaufanie, a wobec drugiej pozostajemy nieufni lub obojętni. Ta odmienność naszych reakcji wynika z tego, że każda osoba jest inna «w środku», że każda nosi w sobie inny świat wartości i ma inny stopień wrażliwości w sferze moralnej. Bóg jest w całym wszechświecie kimś jedynym, komu możemy zaufać bezgranicznie, gdyż tylko On jest samą Miłością. Tylko w Bogu nie może pojawić się rozdźwięk między tym, co On mówi i czyni, a tym, czego naprawdę pragnie. Miłość nie istnieje (i nie miałaby sensu) tam, gdzie nie istnieją osoby. Kochać mogą tylko osoby i przyjąć miłość mogą tylko osoby. Tylko kochając drugą osobę, w pełni respektujemy jej godność. Miłość to najpierw kwestia sposobu istnienia i kontaktowania się z innymi osobami, a dopiero w konsekwencji to określone słowa i czyny. Im bardziej ktoś kocha, tym mocniej doświadcza zdumiewającej głębi i bogactwa swego człowieczeństwa.
Ten, kto dorósł do miłości, nie tylko ją okazuje. Jest on wypełniony miłością, i to miłością Boga, gdyż żadna inna miłość nie istnieje. Kochać to być podobnym do Boga, czyli promieniować od wewnątrz Jego miłością. Miłość wyraża się w całej osobie, w jej w sposobie bycia, a nie tylko w działaniu jej umysłu czy woli. Umysł człowieka jest w stanie opisać świat materialny i zaprojektować przedmioty, ale nie jest w stanie wymyślić i skonstruować osoby. Nie jest też w stanie wymyślić miłości. To nie moja wola, lecz JA — cały człowiek (z moim ciałem, umysłem, sumieniem, z moją wrażliwością w sferze moralnej i z moimi emocjami) — decyduję się na to, by kochać. Miłość, która nie zawodzi, to coś więcej niż zewnętrzny sposób postępowania. To budowanie wspólnoty osób, które są tak dojrzałe, że można im zaufać i zawierzyć własne życie. Jeśli mam pewność, że ktoś mnie kocha, to mam ją nie tylko dlatego, że ten ktoś zachowuje się wobec mnie w określony sposób, ale głównie dlatego, że jest on osobą, przy której czuję się bezpieczny, której mogę zaufać. Być może inne osoby potrafią wypowiadać jeszcze piękniejsze słowa czy okazywać jeszcze więcej serdeczności, ale jeśli nie wiem, kim one są «w środku», to nie czuję się przy nich kochany i bezpieczny. Miłość wymaga przede wszystkim obecności i stałej postawy troski o rozwój drugiej osoby, a określone działania są wynikiem tejże troskliwej obecności. Ten, kto kocha, jest przyjacielem Boga. Jest ambasadorem Jego niezawodnej miłości.
Bóg, który nie tylko kocha, ale przede wszystkim jest Miłością, stworzył człowieka jako osobę zdolną do naśladowania Jego miłości. Tylko ten może nauczyć się kochać, kto trwa w przyjaźni z Bogiem. Ateizm, czyli wiara w to, że Bóg-Miłość nie istnieje, nie jest rezultatem intelektualnej analizy rzeczywistości; jest konsekwencją braku spotkania z Miłością. Ten, kto nie kocha, nie spotka Boga — właśnie dlatego, że Bóg jest Miłością. Gdyby owego dnia w Wieczerniku znalazł się ktoś, kto nie kochał, z pewnością nie zobaczyłby on Zmartwychwstałego. Każdy egoista uważa miłość za zjawę lub przywidzenie. Uczenie się miłości przebiega tak samo jak uczenie się mowy. Posługiwać się określonym językiem możemy nauczyć się jedynie od tych, którzy posługują się tym językiem. Podobnie miłości możemy uczyć się jedynie od Tego, kto pierwszy pokochał nas. Tylko On może nas nauczyć słów i czynów miłości. Syn Boży stał się człowiekiem właśnie po to, abyśmy mogli zobaczyć Miłość w ludzkiej naturze i Ją naśladować.
Tu, na ziemi, nie jesteśmy w stanie w pełni zrozumieć, kim jest Bóg jako Stwórca, jako Pan wszechświata, jako wszechwiedzący, wszechmogący i nieomylny Absolut. Wiemy natomiast — dzięki Jego objawieniu i dziełu zbawienia — że bardzo nas kocha. Jezus upewnił nas o tym, że Bóg kocha nas miłością bezwarunkową, nieodwołalną, mądrą, ofiarną (oddał za nas życie), a jednocześnie zwycięską, silniejszą od grzechu i od śmierci (zmartwychwstał). Zasady Bożej miłości w odniesieniu do człowieka wyjaśnił nam Jezus w przypowieści o synu marnotrawnym, który odszedł od kochającego go ojca, gdyż liczył na łatwe szczęście. Przekonał się jednak na własnej skórze, że życie bez miłości i dyscypliny prowadzi do rozczarowań i cierpień. Został pastuchem świń i odczuwał dotkliwy głód. Ojciec nadal go kochał i stojąc na drodze wypatrywał, czy aby nie wraca, ale nie poszedł za nim ani nie wysłał mu pieniędzy. Wiedział, że dopóki syn ulega swym słabościom, dopóty wykorzysta wszystko, czym dysponuje czy co od kogoś otrzyma, do tego, by dalej błądzić. Tak więc z pewnością postąpił roztropnie, niemniej jednak czy nie powinien był wyjść trochę dalej w kierunku syna...?
Otóż Bóg wychodzi ku nam — grzesznikom najdalej, jak to tylko możliwe! Tę przypowieść opowiada nam Ten, którego Bóg Ojciec posłał niewyobrażalnie daleko: wydał Go w nasze ręce. Już nic więcej nie może zrobić. Nie może przecież kochać za nas. Nie może zmusić nas do tego, żebyśmy kochali, gdyż miłość jest darem ofiarowanym dobrowolnie.
Syn Boży przychodzi do nas osobiście po to, by uczyć nas kochać mądrze. A kochać kogoś mądrze to okazywać mu miłość w sposób dostosowany do jego zachowania. Ludzi dobrej woli Jezus umacniał i chronił, błądzących upominał, a obłudę cyników i faryzeuszy — demaskował. Przez taką właśnie postawę Jezus dał nam do zrozumienia, że dojrzała miłość nie ma nic wspólnego z cierpiętnictwem czy z upodobaniem w cierpieniach. Ten, kto kocha, doświadcza radości, jaką może dać tylko Chrystus i jakiej ten świat nie może odebrać. Ten, kto kocha, wchodzi na drogę błogosławieństwa i cieszy się pełnią życia. Bóg, który uczy nas kochać, nigdy nie zsyła nam krzyży i nie karze nas za to, że nie kochamy. Jednak w swej mądrości i dobroci pozwala nam ponosić konsekwencje naszych grzechów. Cierpienie, które na siebie ściągamy lub które ściągają na nas inni ludzie, pomaga nam powrócić do Miłości. Gdyby Bóg chronił nas przed bolesnymi skutkami naszych grzechów, zrodziłoby się w nas błędne przekonanie, że każdy sposób postępowania jest tak samo dobry. Bóg wie, że lepiej jest, byśmy konsekwencje naszych grzechów ponieśli tu i teraz, niż byśmy mieli trwać w tych grzechach i cierpieć przez całą wieczność.
ks. dr Marek Dziewiecki
pracownik naukowy
Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego
Zobacz garść informacji o Autorze w Przewodniku Katolickim
Teksty Autora na niniejszej witrynie: