Publikujemy za uprzejmą zgoda Autora
Wstęp * 1. Dlaczego szkolne programy profilaktyczne są nadal mało skuteczne? * 2. Ewolucja programów profilaktycznych. * 3. Nowe trendy w profilaktyce. * 4. Podstawy integralnego modelu profilaktyki problematycznych zachowań i uzależnień. * 5. Podstawa programowa integralnego modelu profilaktyki. * 6. Integralna profilaktyka uzależnień w praktyce. * 6.1. Uczyć realistycznie myśleć. * 6.2. Uczyć dojrzale kochać. * Zakończenie
Akceptować to mówić: bądź sobą!
Kochać to mówić: stawaj się większym od samego siebie!
Prawe myślenie nie wystarczy do tego, by człowiek mądrze kierował swoim życiem i by nie był tchórzem wobec prawdy o sobie. Konieczne jest także to, by nauczył się kochać. Życie poza miłością sprawia, że człowiek nie ma siły ani motywacji do tego, by żyć prawdą, którą odkrył i zrozumiał. Dorastanie do miłości nie jest procesem spontanicznym ani łatwym. Miłość jest najtrudniejszym ze wszystkich sposobów korzystania z wolności. Stawia największe wymagania. Z tego względu uczenie się dojrzałej miłości nie może nastąpić bez świadomego wysiłku.
Dorastanie do miłości obejmuje fazy, które powinni dokładnie znać i rozumieć rodzice, księża i inni wychowawcy. Faza pierwsza to więź emocjonalna dziecka z rodzicami. Im bardziej rodzice kochają siebie nawzajem i z im większą miłością przyjmują oni ich dziecko, tym bezpieczniej czuje się ono z nimi, tym łatwiej uwierzy w miłość i tym łatwiej będzie uczyć się miłości.
Faza druga to zakochanie, które oznacza intensywne zauroczenie emocjonalne w drugiej osobie. Początkom zakochania towarzyszą intensywne i radosne przeżycia. Oto on czy ona czują się coraz lepiej w obecności tej drugiej osoby. Chcą o tej drugiej osobie coraz więcej wiedzieć i pragną z nią coraz dłużej przebywać. Gdy zakochanie osiąga szczyt zauroczenia emocjonalnego, wtedy osoba zakochana czuje się ogromnie szczęśliwa. Z czasem jednak zakochanie odsłania inne, bolesne oblicze, które rzadziej ukazywane jest na ekranach kin czy w czasopismach dla młodzieży. Zakochani przeżywają nieporozumienia i rozczarowania. Pojawiają się wzajemne pretensje i emocjonalne zranienia. Zakochany ma coraz większą świadomość tego, że ta druga osoba wcale nie jest ideałem i doskonałością. Coraz częstsze są wtedy sprzeczki, łzy i myśli o rozstaniu. Zaczyna niepokoić zazdrość, która jest typowym elementem tej fazy zakochania. Zazdrość ta bywa bolesna. W ten sposób odsłania się analogia między zakochaniem a przywiązaniem dziecka wobec rodziców. Ono także chce mieć swoich rodziców tylko dla siebie i staje się zazdrosne o każde ich słowo czy gest skierowany do kogokolwiek innego.
Pod wpływem towarzyszącego zazdrości cierpienia, zakochany uświadamia sobie stopniowo, że nie może w tym stanie pozostać do końca życia. W ten sposób zakochanie staje się drugą, obok więzi dziecka z rodzicami, ważną lekcją życia. Młody człowiek odkrywa, że pomylił się sądząc, iż jest już całkiem dorosły i niezależny. Jego rosnąca niezależność emocjonalna od rodziców okazała się pokonaniem pewnego etapu zależności, a nie osiągnięciem całkowitej niezależności. Cierpienie, którego doznał w drugiej fazie zakochania, pozwala mu odkryć tę prawdę, że więzi oparte na zauroczeniu i na zaspakajaniu potrzeb emocjonalnych, nie przyniosą mu nigdy szczęścia, że takie więzi będą go ciągle na nowo niepokoiły i utrudniały dorastanie do miłości. Przeżycie zakochania pozwala na wyciągnięcie wniosku, że człowiek tęskni za miłością, która jest czymś więcej niż uczuciem czy fascynacją emocjonalną.
Zadaniem rodziców, księży i innych wychowawców jest cierpliwe i kompetentne towarzyszenie młodym w okresie zakochania. Najpierw trzeba pomagać dzieciom i młodzieży, by szukali kontaktów z wartościowymi rówieśnikami i grupami formacyjnymi, gdyż inaczej grozi im emocjonalne związanie się z takimi ludźmi, którzy krzywdzą i manipulują. A wtedy zakochanie nie jest drogą do miłości, lecz do krzywd i grzechów, np. na skutek inicjacji alkoholowej, narkotykowej czy seksualnej.
Kolejnym zadaniem wychowawców jest wyjaśnianie istoty dojrzałej miłości, do której powinno prowadzić roztropnie przeżywane zakochanie. Istnieje wiele błędnych przekonań na temat istoty miłości. Należy zatem wyjaśniać, że miłość to nie współżycie seksualne (współżycie w oderwaniu od miłości może być wręcz przestępstwem), ani nie uczucie, bo uczucia są zmienne i nie można ich ślubować, a miłość jest trwała i wierna. Zwykle mamy do czynienia z podwójnym błędem: z redukowaniem miłości do uczuć oraz z redukowaniem bogactwa uczuć towarzyszących miłości do przyjemnych jedynie stanów emocjonalnych. Prawdą jest, że miłości zawsze towarzyszą uczucia. Nie oznacza to jednak, że miłość jest uczuciem, ani że wiąże się jedynie z przyjemnymi przeżyciami. Gdy kochamy, wtedy przeżywamy bardzo różnorodne uczucia i emocje: od radości, entuzjazmu, satysfakcji i poczucia bezpieczeństwa aż do lęku, rozgoryczenia, gniewu i przerażenia. Nasze przeżycia są bowiem termometrem tego, co dzieje się w nas i w naszym kontakcie z innymi ludźmi. A ponieważ z nami samymi i z innymi ludźmi, których kochamy, dzieją się różne rzeczy, toteż emocje towarzyszące miłości są różnorodne. Wyobraźmy sobie sytuację rodziców, których dorastający syn czy córka popada w narkomanię. Kochający rodzice będą wtedy przeżywali dramatyczny niepokój, żal, lęk, gniew, rozczarowanie i wiele innych bolesnych uczuć właśnie dlatego, że kochają.
Trzeba też wyjaśniać, że miłość to nie to samo, co akceptacja. Akceptacja oznacza, że kieruję do ciebie przesłanie: bądź sobą! Tego typu przesłanie jest skrajną naiwnością wobec ludzi w kryzysie. Blokuje także rozwój tych, którzy już są dojrzali, ale przecież powinni nadal się rozwijać. Tylko w odniesieniu do Boga miłość jest tożsama z akceptacją. Natomiast w odniesieniu do człowieka akceptacja powinna oznaczać uznanie prawdy o aktualnej sytuacji i postawie danej osoby, ale nie powinna oznaczać, że ta osoba ma zatrzymać się w obecnej fazie rozwoju. Ten, kto kocha, wie, że rozwój człowieka nie ma granic i dlatego mówi do siebie i do innych: stawaj się kimś większym od samego siebie, kimś większym niż jesteś tu i teraz!
Skoro miłość jest czymś więcej niż tylko uczuciem czy akceptacją, to pojawia się pytanie o to, co stanowi istotę dojrzałej miłości. Otóż miłość jest decyzją. Kochać to znaczy podjąć decyzję, by troszczyć się o rozwój drugiego człowieka. Kochać to tak być obecnym w życiu drugiego człowieka, by łatwiej mu było stawać się najpiękniejszą wersją samego siebie. Kochać to pomagać rosnąć. Także wtedy, gdy pomoc ta wiąże się z niepokojem, ze stawianiem twardych wymagań, z bolesnymi przeżyciami. Miłość w swej istocie jest troską o los drugiego człowieka, a nie szukaniem dobrego nastroju. Przeżywanie przyjemnego nastroju towarzyszy zakochaniu, natomiast owocem dojrzałej miłości jest trwała radość, która nie opuszcza nas nawet wtedy, gdy ponosimy cenę za kochanie niedoskonałych przecież ludzi.
Stwierdzenie, że miłość to decyzja, by troszczyć się o rozwój danego człowieka oraz działanie wynikające z tej decyzji, dobrze opisuje istotę miłości. Czyni to jednak w sposób ogólny, a przez to dopuszcza możliwość nieporozumień czy błędnych interpretacji. Uczenie się dojrzałej miłości wymaga uświadomienia sobie tego, w jaki konkretnie sposób tę miłość, która jest troską o człowieka, należy realizować w praktyce. Otóż miłości bliźniego wyraża się poprzez określone słowa i czyny. Kochać to w taki sposób i na takie tematy rozmawiać z drugim człowiekiem oraz tak wobec niego postępować, by to służyło jego rozwojowi, by wprowadzało go w świat dobra, prawdy i piękna. Miłość wyraża się poprzez wysiłek i aktywność, poprzez sposób postępowania. Miłość jest więc widzialna! Wprawdzie rodzi się ona we wnętrzu człowieka, w tajemnicy jego serca i jego ducha, lecz prowadzi do słów i czynów, które są widzialne z zewnątrz, które można sfilmować i sfotografować. Prawdziwa miłość – na podobieństwo miłości Chrystusa - jest miłością wcieloną w obecność, pracowitość i czułość.
Jeśli miłość ogranicza się jedynie do duchowych pragnień czy emocjonalnych poruszeń, to taka miłość nikogo nie przemieni, nikomu nie doda siły i odwagi, by iść w dobrym kierunku, by nie ustać w drodze. Najbardziej wymownym przejawem miłości widzialnej i wcielonej, na jaką potrafi zdobyć się człowiek na tej ziemi, jest miłość macierzyńska. Jest to bowiem sytuacja, w której kobieta-matka ofiaruje dziecku kawałek własnego ciała i część swojej krwi, aby podzielić się z nim życiem i miłością. Później dzień po dniu ofiaruje resztę ciała i krwi, siły, zdrowie i czas po to, by jej dziecko czuło się kochane i by mogło się rozwijać.
Miłość oznacza zatem troskę o dobro drugiego człowieka, wyrażaną w sposób widzialny, wcielony w konkretne słowa i czyny. Nie każde jednak słowo i nie każde działanie jest wyrazem miłości. Miłość to słowa i czyny dostosowane do zachowania drugiej osoby. A zatem jedynie niektóre - z reguły nieliczne - sposoby rozmawiania i postępowania są wyrazem miłości. Miłość to nie jakiegokolwiek działanie na rzecz drugiego człowieka, lecz jedynie takie, które służy jego rozwojowi. Każdy człowiek jest niepowtarzalny i postępuje w odmienny sposób. Z tego względu ta sama miłość powinna wyrażać się poprzez inne słowa i czyny w odniesieniu do poszczególnych ludzi. Za pomocą innych słów i czynów wyrażamy miłość wobec dziecka niż wobec dorosłego. Inaczej postępujemy wobec ludzi dojrzałych i uczciwych, a inaczej wobec zaburzonych czy przewrotnych. Inaczej wobec wrażliwych i stawiających sobie wymagania, a inaczej wobec egoistów czy uciekających od prawdy o sobie. Obowiązuje tu zasada: To, czy kocham ciebie, zależy ode mnie i od mojej dojrzałości, ale to, w jaki sposób wyrażam miłość, zależy od Ciebie i od twojego postępowania. Dojrzała miłość nie ma zatem nic wspólnego z naiwnością i dlatego kieruje się jeszcze jedną ważną zasadą: To, że kocham ciebie, nie daje ci prawa, byś mnie krzywdził. Zasady te potwierdza Chrystus, który w różny sposób wyrażał swoją miłość w zależności od sposobu postępowania poszczególnych ludzi. Tych, którzy byli dobrej woli, uzdrawiał, rozgrzeszał, przytulał, stawiał za wzór, bronił przed krzywdą. Natomiast tych, którzy byli cyniczni i zatwardziali w złu, upominał, wzywał do nawrócenia, a nawet odwracał się od nich i odchodził. Tylko takie twarde słowa i zachowania Jezusa stwarzały tym ludziom szansę na refleksję i nawrócenie.
Z powyższych analiz wynika, że miłość wymaga poznania drugiej osoby. Tylko Bóg może kochać wszystkich ludzi, gdyż tylko On wie, co kryje się w sercu każdego z nas. Natomiast człowiek uczy się kochać za pomocą dobrze dobranych słów i czynów tylko tych, których osobiście poznaje i rzeczywiście rozumie. Tylko wtedy bowiem ma szansę odkryć i zrozumieć, poprzez jakie słowa i jakie czyny może najskuteczniej troszczyć się o rozwój tych ludzi. Wobec tych, których jeszcze nie zna, może mieć jedynie dobrą wolę i gotowość, by ich pokochać w miarę jak będzie ich poznawał. Z tego względu miłość wymaga umiejętności empatycznego wsłuchiwania się w świat myśli i przeżyć drugiego człowieka. Słuchanie empatyczne to „wejście” do wnętrza drugiego człowieka, to wczucie się w jego subiektywny świat myśli i przeżyć. To popatrzenie na świat z perspektywy drugiej osoby, z perspektywy jej historii, jej wychowania, jej osobowości, jej potrzeb i obecnej sytuacji. Empatia nie oznacza jednak utożsamiania się z drugim człowiekiem, gdyż wtedy byłbym jedynie lustrem, a nie przyjacielem. Także w aspekcie empatii absolutnym ideałem jest Chrystus. Szczytem empatii jest bowiem Boże Narodzenie, bo ono oznacza, że Bóg aż tak bardzo wczuwa się w człowieka, że staje się jednym z nas, pozostając sobą – we wszystkim podobny do nas oprócz grzechu.
Dorastanie do miłości wobec drugiego człowieka wymaga zatem nie tylko wczucia się w jego subiektywny świat myśli i przeżyć, ale również rozumienia jego obiektywnej sytuacji. Jest to tym ważniejsze, im bardziej niedojrzały jest drugi człowiek, bo wtedy on sam nie rozumie własnej sytuacji i motywów swego postępowania. Z natury rzeczy w takiej sytuacji są wszystkie dzieci. Często nie rozumieją one tego, co jest dla nich dobre ani nie zdają sobie sprawy z tego, co im szkodzi. Pragną zwykle tego, co łatwiejsze, a nie tego, co wartościowsze. Rodzice nie kochaliby dojrzale swoich dzieci, gdyby tylko wczuwali się w ich subiektywne przeżycia czy pragnienia i bezkrytycznie starali się je zaspokoić. Tak "kochane" dzieci jadłyby tylko czekoladę i patrzyły na telewizję. Innym przykładem w tym względzie jest sytuacja alkoholika. Do natury choroby alkoholowej należy zaprzeczanie, że jest się kimś uzależnionym. Gdy ktoś wczuwa się w subiektywne sposoby myślenia i przeżywania osoby uzależnionej, lecz nie rozumie jej obiektywnej sytuacji, wtedy nie może kochać dojrzale. Będzie bowiem poddawał się manipulacji ze strony chorego i wbrew swej woli przyczyni się do pogorszenia jego sytuacji.
Jedynie wobec ludzi wyjątkowo dojrzałych miłość może oznaczać pełne respektowanie ich przeżyć, pragnień czy przekonań. Ale jest to hipotetyczna sytuacja, gdyż w praktyce możemy tylko przybliżać się do takiej dojrzałości, lecz nigdy nie osiągamy jej pełni w życiu doczesnym. Z tego powodu dojrzała miłość wymaga tego, by przynajmniej czasami w taki sposób rozmawiać z drugim człowiekiem i tak wobec niego postępować, że nie odpowiada to jego oczekiwaniom, a nawet powoduje jego protesty czy bunt. Miłość nie może unikać prawdy ani stawiania wymagań. To właśnie dlatego miłość staje się często znakiem sprzeciwu. Troska o dobro drugiego człowieka powinna być zawsze ważniejsza niż dobry nastrój czy unikanie przykrych, ale koniecznych konfrontacji. Kochać to troszczyć się o dobro drugiego człowieka także wtedy, gdy on sam nie rozumie naszej miłości i gdy czyni wszystko, by nas do siebie zniechęcić.
W taki właśnie sposób kochał Chrystus tych, których spotykał i takiej miłości uczy nas w przypowieści o marnotrawnym synu (por. Łk 15, 11-32). Ojciec z przypowieści nie popełnia żadnego z błędów typowych dla rodziców tej ziemi. On nawet w dramatycznych okolicznościach potrafi kochać w sposób dojrzały, czyli dostosowany do powstałej sytuacji. Nie odrzuca i nie przekreśla syna. Dom i ramiona ojca pozostają dla błądzącego ciągle otwarte. Ale też ojciec nie próbuje chronić syna przed cierpieniem, które błądzący sprowadza na siebie własnym postępowaniem. Ojciec jest bogatym człowiekiem. Mógłby posyłać służących, by opiekowali się synem i nie pozwolili, by cierpiał głód. Jednak ojciec doskonale wie, że tak postępując nie kochałby syna dojrzale i nie pomógłby mu w nawróceniu. Syn zachowa szansę na ocalenie tylko wtedy, gdy będzie cierpiał! Cierpienie, które przychodzi jako konsekwencja błędów, jako konsekwencja pomieszania dobra i zła, jest dobrodziejstwem, bo otwiera błądzącemu oczy. Pozwala przejrzeć. Uczy odróżniania dobra od zła. Mądrze kochający ojciec o tym wie, a syn wykorzystuje szansę, jaką jest cierpienie i zaczyna się zastanawiać. Uświadamia sobie, że pomylił się i że u ojca było mu lepiej. Pod wpływem cierpienia syn marnotrawny przemienia się w powracającego syna. Wraca już nie dlatego, że jest głodny (wtedy zdecydowałby się raczej na kradzież niż na powrót) ale dlatego, iż zrozumiał, że lepiej być choćby sługą u kochającego ojca niż niewolnikiem tego świata czy własnych słabości. Powracający syn odzyskuje wszystko: miłość i prawdę. Odtąd nie wątpi już, że ojciec go kocha, ani nie łudzi się, że może być szczęśliwym bez ojca czy wbrew ojcu.
Zadaniem chrześcijańskich wychowawców jest uczenie takiej właśnie miłości: nieodwołalnej, ofiarnej i cierpliwej, a jednocześnie mądrej, kompetentnej i stanowczej, czyli dostosowanej do sytuacji i zachowania osoby, którą kocham. Tylko dojrzała miłość – na wzór miłości Chrystusa - może sprawić, że kochany przeze mnie człowiek uczy się kochać i że dorasta do świętości. W duchu Ewangelii wychowujemy jedynie tych, których uczymy kochać i fascynujemy perspektywą świętości.
ks. dr Marek Dziewiecki
pracownik naukowy
Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego
Zobacz garść informacji o Autorze w Przewodniku Katolickim
Teksty Autora na niniejszej witrynie: