WOJTEK:
Właściwie można powiedzieć, że wszystko to, do czego zmierza poniższe
świadectwo zaczęło się jeszcze w szkole średniej. Może mi ktoś nie
uwierzy, ale upijałem się wtedy dość często. Zresztą chcąc być na fali
"musiałem" (specjalnie użyty tu cudzysłów) to robić. Aby mama nie
zauważyła mnie pijanego, to musiałem najpierw trzeźwieć, w związku z
czym późno wracałem do domu. Trwało to kilka lat (choć oczywiście nie
codziennie, ale dość często). Aż pewnego dnia, gdy byłem już w klasie
maturalnej, upiłem się bardziej niż zwykle, więc później niż zwykle
wróciłem do domu. Było to około 2:00 w nocy, ale tym razem mama nie
spała - czekała na mnie. I wtedy usłyszałem te słowa: "Synku jak możesz
mi to robić?". Na to odpowiedziałem: "Mamo obiecuję, że to było po raz
ostatni". Działo się to w jesieni 1973 roku i stało się przełomem w
moim życiu - był to konkretny krok do abstynencji. Właściwie
dotrzymałem słowa. Piszę "właściwie", gdyż od tamtej pory raz (niestety
ten jeden raz był) złamałem tę obietnicę - na Sylwestra 1976 roku
wypiłem pół lampki szampana. Warto tu jednak podkreślić, że tzw.
problemu alkoholowego nie miałem nigdy - bez trudu, bez żadnych
ubocznych skutków, bez ciągot do alkoholu, bez zwidów alkoholowych itp.
przestałem pić. Nie byłem uzależniony od alkoholu.
Ważne w tej części świadectwa jest to, że od wczesnego dzieciństwa
byłem chory na padaczkę i choć zdawałem sobie sprawę, że mnie alkoholu
pić nie wolno, to go piłem. Natomiast, gdy rzuciłem picie nie
tłumaczyłem się abstynencją z powodu choroby, lecz po prostu mówiłem,
że nie chcę pić. Ten sposób rozumowania wpłynął na moją decyzję
wpisania się w roku 1983 do Krucjaty Wyzwolenia Człowieka (słynne
hasło: "Przez abstynencję wielu do trzeźwości wszystkich"), w której
jestem do dzisiaj. Dzisiaj, gdy prawie od 13 lat jestem wolny od
padaczki (zostałem cudownie uzdrowiony), w dalszym ciągu ślubowanie
abstynenckie jest dla mnie ważne. Nie wiem co by było, gdybym w 1983
roku nie ślubował, ale ślubowałem, a poza tym jestem patriotą, więc te
obydwa fakty zobowiązują.
Będąc członkiem Krucjaty Wyzwolenia Człowieka, a także jednym z
odpowiedzialnych w tej inicjatywie (przez 10 lat takiej
odpowiedzialności) szukałem w życiu dziewczyny, która również powinna
być abstynentką. Jeżeli na taką trafiałem, to znowu z innych przyczyn
nie mogła się ona stać partnerką mojego życia, aż po wielu latach
trafiłem na dziewczynę, która nigdy nie miała alkoholu w ustach (jest
nią obecna moja żona), która również stała się partnerką mojego życia.
Już przeszło 9 lat jesteśmy małżeństwem. Oczywistą sprawą jest, że
nasze wesele musiało być bezalkoholowe. Żadne uwagi moich kolegów
(dotyczące tradycji polskiej, czy stwierdzenia, że "bez alkoholu nie
można się dobrze bawić") nie wpłynęły na tą decyzję.
W przypadku mojej żony jest jeszcze jedna sprawa, która raduje moje
serce, mianowicie jej najbliższa rodzina (ojciec i rodzeństwo) również
są abstynentami. Niestety nie mogę tego powiedzieć o mojej mamie i
siostrze (choć umiarkowanie, ale lubią sobie wypić), ale dzięki mojej
abstynencji jestem dla nich znakiem. Zdaję sobie sprawę, a nawet mam
konkretne przypadki, że moja abstynencja pomogła innym (mającym
mniejszy lub większy problem alkoholowy) w odejściu od picia, więc mam
za co dziękować Panu Bogu. Tym bardziej, że wokół mnie (podwórko,
praca, znajomi, reklama itp.) istnieje ten problem, co zmusza mnie do
ciągłego dawania świadectwa w tej dziedzinie.
Jeszcze jedna sprawa. Jako wstępujący do Krucjaty Wyzwolenia Człowieka
ślubowałem abstynencję do czasu, gdy problem alkoholowy w Polsce
zniknie (należy tu przypuszczać, że jest to ślubowanie do końca życia,
ale Bóg może wszystko, a wtedy ...). Gdy wkrótce po tym stałem się
jednym z odpowiedzialnych za to dzieło, ślubowanie to pogłębiłem o
przyrzeczenie do końca mego życia, a także o nie ułatwianie innym
zdobywania alkoholu, narkotyków czy papierosów. Jestem wdzięczny Panu
Bogu, że postawił na mojej drodze kobietę - abstynentkę, gdyż
posiadanie podobnych poglądów ułatwia wytrwanie w nich mimo różnych
trudnych okoliczności.
Wesele nasze było wspaniałe (choć ze względów lokalowych ilość
uczestników tej uroczystości określiłbym na średnią - ok. 60 osób).
Każdy był trzeźwy przez cały czas, były fajne konkursy, muzyka też była
wspaniała. Wiele ludzi - gości tego wesela- podobnie jak my było
abstynentami, zaś ci, którzy lubili sobie wypić stwierdzili, że mimo
braku alkoholu w tak wspaniałym przyjęciu jeszcze nie uczestniczyli.
JANINA:
Do tego wszystkiego chciałabym dodać, że jestem wdzięczna Panu Bogu, że
moja najbliższa rodzina to abstynenci. Dziękuję również Panu Bogu za
to. Że mój mąż jest abstynentem i za to, że mieliśmy wesele
bezalkoholowe. Ja również składałam przyrzeczenia abstynenckie, ale
akurat nie w Krucjacie Wyzwolenia Człowieka, a w Apostolacie Trzeźwości
(wybrałam tam ślubowanie pełne tzn. abstynencję do końca życia i nie
ułatwianie innym zdobywania alkoholu). Gdy jesteśmy wśród bliskich
osób, wszyscy wiedzą z góry, że jesteśmy abstynentami i tak możemy dać
świadectwo. Natomiast w innych przypadkach łatwiej jest wspólnie
powiedzieć proponującym alkohol, że jesteśmy abstynentami.
Dziękujemy Panu Bogu za dar abstynencji i wytrwania w niej. Dziękujemy
Mu również za to, że możemy pomóc innym ludziom jak również możemy się
przyczynić do odnowienia trzeźwości w polskim narodzie oraz do
obniżenia statystyki spożycia alkoholu w Polsce.