Poznaliśmy się w duszpasterstwie akademickim ojców Dominikanów w Krakowie.
Tam w czasie różnych spotkań, wykładów, wyjazdów rekolekcyjnych, dni skupienia a nade
wszystko Mszy świętych tzw. "siódemek" (od godziny, o której były odprawiane)
zawiązywały się mocne więzi koleżeństwa i przyjaźni. Było to środowisko, gdzie młodzi
ludzie spotykali się na poważnych wykładach lub spotkaniach modlitewnych, ale także były
wspólne wyjazdy w góry czy wreszcie wyjścia do kina, teatru lub na imieniny do znajomych
Tam też zrodziła się i dojrzewała nasza miłość. Od samego początku z ufnością oddawana
Panu Bogu. Okres narzeczeństwa (półtora roku) to dla nas bardzo piękny czas, który zawsze
wspominamy z wielkim wzruszeniem. Długie rozmowy, spotkania z naszymi przyjaciółmi,
wyjazdy organizowane w duszpasterstwie, codzienne listy pisane podczas rozstań, częste
msze święte a także wspólna modlitwa i ulubiona adoracja Najświętszego Sakramentu w
kościele oo. Jezuitów czy u sióstr Prezentek. Wszystko to było przygotowaniem do
najważniejszej decyzji w naszym życiu dotyczącej powołania. Bardzo mocno wierzyliśmy, ze
nasza miłość ma źródło w Bogu, który jest Miłością. Byliśmy przekonani, że tylko miłość
zakorzeniona w Bożej miłości może najpełniej się rozwinąć. Dlatego na naszych
zaproszeniach ślubnych napisaliśmy: "Myśmy poznali i uwierzyli miłości, jaką Boy, ma ku
nam. Kog jest miłością: kto tnva w m i f ości, 1r\va w Bogu, a Bóg tnva w nim. " (l J 4,16)
Kiedy zdecydowaliśmy się na Sakrament Małżeństwa bardzo pragnęliśmy, aby to był
najpiękniejszy dzień w naszym życiu. Na początku pomyśleliśmy o oprawie Mszy świętej
poprosiliśmy kilku bliskich nam księży, ale też wybraliśmy czytania i psalm, który wykonali
nasi przyjaciele. Marzyliśmy o uroczystej Mszy św., na której spotkają się wszyscy najbliżsi z
rodziny i nasi przyjaciele z uczelni, pracy i duszpasterstwa. Chcieliśmy też, aby nasze wesele
było dla Pana Boga darem wdzięczności za naszą miłość. Co do wesela, to myśleliśmy raczej
o małym przyjęciu, ale rodzice bardzo nas namawiali na większe. Od początku naszym
pragnieniem było zorganizowanie wesela bezalkoholowego, głównie z tego powodu, że ja
(tzn. pani młoda) byłam już od kilku lat w Krucjacie Wyzwolenia Człowieka, a ja jako pan
miody od pewnego czasu też zrezygnowałem z korzystania z alkoholu (krucjatę podpisałem w
imię jedności małżeńskiej dopiero parę lat później, w dniu urodzin żony). Byliśmy już po
studiach, na tyle dojrzali i przekonani do swojej decyzji, że wierzyliśmy, iż uda się przekonać
najbliższych do akceptacji tego pomysłu. Rodzice, mieszkający w środowisku robotniczej
Trzebini gdzie miało być wesele, początkowo bardzo się obawiali, gdyż nigdy nie byli na
takim weselu - był to rok 1990. Chcieli z całego serca ugościć wszystkich zaproszonych.
więc przekonywali nas do podania wina lub w ostateczności chociażby lampki szampana na
początek. Również dalsza rodzina i niektórzy znajomi księża byli zaskoczeni pomysłem
Przekonywano nas, że zabawa się nie uda i goście szybko rozejdą się do domów. Delikatnie
jednak, ale stanowczo prosiliśmy żeby nam zaufali, byliśmy już bowiem wcześniej na takich
weselach
Poprosiliśmy o modlitwę w intencji pięknego przeżycia ślubu i wesela naszych
najbliższych przyjaciół oraz siostry z jednego z krakowskich zakonów' klauzurowych i
zabraliśmy się do organizowania tego dnia. W przygotowaniach mogliśmy liczyć na radę i
pomoc ze strony znajomych ze wspólnoty Odnowy w Duchu Świętym Dzięki temu
dotarliśmy do krakowskiego zespołu muzycznego "Corde", ktoi"y grywał już na weselach
bezalkoholowych. Dowiedzieliśmy się również o działającej w duszpasterstwie akademickim
"Na Miasteczku" specjalnej diakonii obsługującej tego typu wesela. Zdawaliśmy sobie
sprawę, że w polskiej rzeczywistości zamiast alkoholu musimy gościom zaproponować
naprawdę dobrą muzykę oraz wspólna i wesołą zabawę prowadzoną przez sympatycznych
wodzirejów. O smaczne menu w dużych ilościach zadbali rodzice, wciąż zatroskani jak
wypadnie to nietypowe wesele. Zaproszenie ślubne również zaprojektowaliśmy sobie sami.
robiąc następujący dopisek: Z radością zapraszamy również na przyjęcie weselne do Domu
Działkowca w Trzebini - Gaju. Narzeczem proszą o pomoc w dochowaniu przyrzeczeniu
złożonego Parni Bogu, że przyjęcie będzie bez alkoholu, co jak wierzymy nie przeszkodzi w
dobrej zabawie.
17. lutego 1990 roku w godzinie Miłosierdzia rozpoczęła się nasza uroczysta Msza
ślubna, podczas której w obecności 4 kapłanów, naszych rodzin i wielu przyjaciół i
znajomych ślubowaliśmy sobie miłość i wierność małżeńską. Na zakończenie Mszy św.
ksiądz proboszcz przeczytał i wręczył nam życzenie przesłane przez ks. kardynała Franciszka
Macharskiego: ,. Drodzy Nowożeńcy, pragnę wyrazić moją szczególną radość z lego, że
zamierzacie urządzić Waszą uroczystość weselną bez napojów alkoholowych. Życzę, aby to
odważne i szlachetne zamierzenie stale się wezwaniem dla innych do szerzenia
chrześcijańskich obyczajów i do apostolstwa trzeźwości w naszej Ojczyźnie" (...). Po ślubie i
życzeniach przed kościołem m.in. odśpiewanych po góralsku, udaliśmy się na przyjęcie, na
którym było w sumie ponad 110 osób. Szczęśliwi i wzruszeni zajęliśmy miejsce dla
nowożeńców pod obrazkiem M.B. Częstochowskiej i cytatem z Księgi Liczb, który sami
wybraliśmy: Niech nas Pan błogosławi i strzeże. Niech Pan rozpromieni oblicze swe nad
nami, niech nas obdarzy swą łaską.
Niezawodni okazali się nasi wodzirejowie - wysoki Grześ i niski Staś - którzy od
samego początku potrafili wspaniałe rozbawić gości, ucząc ich wspólnej piosenki dla państwa
młodych i poznając ze sobą rodziny. Również orkiestra była znakomita - świetnie
współpracowała z naszymi wodzirejami - bardzo szybko zaczęły się wspólne zabawy,
konkursy, do których na początku zapraszano gości z jednej rodziny i drugiej. Później już
sami goście włączali się z ogromnym zaangażowaniem w kolejne gry i zabawy. Było wiele
radości. W tańcach - polonez i walczyk dla państwa młodych - brała udział dokładnie cała
sala, nikt nie został przy stołach. Roztańczoną salą, z ponad 50 parami, dyrygował wysoki
Grzegorz, który wymyślał coraz to nowe figury i układy taneczne. Nawet niektórzy goście
weselni łącznie z 70-letnimi ciotkami, nie mogli się nadziwić jak świetnie radzą sobie z
polonezem, mimo iż niejednokrotnie tańczą go pierwszy raz w życiu. Na koniec jeden z
kolegów przyznał nawet, że nie bawił się i nie wytańczył tak dobrze nawet na własnym
weselu. Inni stwierdzili, że nie mieli ochoty korzystać zbyt często z obfitości stołów, żeby nie
przegapić udziału w jakimś konkursie czy innej dobrej zabawie.
Kamery video nie były jeszcze wówczas tak popularne jak dziś, dlatego tylko część
tych zabaw z początku wesela została zarejestrowana. Teraz tego żałujemy, gdyż można by
wracać do tych wspomnień na nowo. Ale nawet ta jedna taśma długo po weselu krążyła
wśród rodziny czy znajomych i z wielką radością była oglądana. Te osoby, które
zrezygnowały z udziału w przyjęciu ze względu na brak alkoholu stwierdziły, że gdyby
wiedziały, że można się tak świetnie bawić na weselu bez wspomagania procentami, to na
pewno by przyjechały.
Wesele trwało do rana. Wszyscy ochotnie chcieli zostać na nim do końca, nawet
najstarsi wiekiem goście nie chcieli dać się nad ranem odwieźć do domu. Jak mówili, nie
chcieli stracić tego, co się jeszcze ciekawego wydarzy. I rzeczywiście uroczystość weselna
zakończyła się około godziny szóstej rano wspólną modlitwą dziękczynną. Wszyscy goście
weselni zebrali się w kręgu na środku sali i trzymając się za ręce odmówiliśmy "Ojcze nasz",
a potem śpiewaliśmy radosne pieśni uwielbienia. Ostatnią, którą z mocą i wielką radością
zaśpiewaliśmy była piosenka: "Ludzie, ludzie, których Bóg jest Panem szczęśliwi są ..." l
dzięki Lasce Bożej doświadczamy tego każdego dnia w naszym małżeństwie i w naszej
rodzinie już prawie 14 lat.