Beata i Mieczysław Kłopotek (2 sierpnia 1986)

Upalne sierpniowe popołudnie zrasza nasze czoła, gdy idziemy za kapłanem przez długą nawę zabytkowej ciechanowskiej fary i po stopniach lśniących białym marmurem podążamy ku klęcznikom tuż przy wysokim ołtarzu. Rozpoczyna się Msza Święta - nasza Msza ślubna. Weselnicy przyjmują Komunię Świętą pod Dwiema Postaciami, a na koniec Mszy ksiądz odczytuje błogosławieństwo biskupa płockiego dla małżonków i gości wesela bezalkoholowego. Jeszcze kilka zdjęć przed kościołem i u fotografa i po wniesieniu chleba na stół rozpoczyna się wesele. Gdy orkiestra zaczyna grać, po kilku chwilach parkiet wypełnia się po brzegi. Poza przerwami na posiłki goście nie schodzą z parkietu aż do białego rana. Tańczą nawet nasze wówczas jeszcze żyjące trzy sędziwe babcie. Przy stołach ustawionych w podkowę wesołe rozmowy i burze śmiechu. Odchodząc uczestnicy wesela mówią: "Pierwszy raz w życiu przetańczyliśmy całą noc", a goście z Pomorza dodają: "Tak wspaniałe wesela nie zdarzają się nawet na Kaszubach".

Ach, co to był za ślub
Krewni jeszcze przez wiele lat wspominali nasze wesele jako wzorcowe w rodzinie. Ale nie tylko oni. Szwagra pięć lat po naszym ślubie zaczepiali w Ciechanowie obcy ludzie pytając: "Czy to prawda, że twoja szwagierka miała wesele bezalkoholowe".
Niedawno, po siedemnastu latach spotkałem dwóch kolegów. Powiedzieli, że na takim weselu nigdy potem nie byli. Wspominają je mile i co roku, w rocznicę naszego ślubu, zapraszają swych przyjaciół i znajomych i opowiadają im o naszym weselu.
Zawsze będę wdzięczny Rodzicom Żony za ich wysiłek, który został uwieńczony takim sukcesem. Przygotowanie wesela było rzeczywiście wielkim przedsięwzięciem logistycznym. Był rok 1986, epoka kartkowa. Aby zapewnić mięsiwo do dań gorących, kącikiem u krewnych Żony w atmosferze tajemnicy rósł sobie weselny cielaczek oraz stadko kaczek. Aby można było w weselną noc serwować wędliny, Rodzice Żony przez kilka miesięcy pościli wymieniając ze znajomymi bieżące kartki na mięso na kartki lipcowe. Zabiegali o dodatkowy przydział wyrobów wędliniarskich, który udało im się załatwić aż w Mławie Postanowili wynająć najlepszy lokal w mieście i tu musieli przeprowadzić prawdziwą kampanię na rzecz wesel bezalkoholowych. Kierownictwo państwowego lokalu bowiem uważało, że na takie wesele zgodę muszą wyrazić organy nadrzędne. Chodził zatem Tato Żony z podaniami po urzędach. Sprawa oparła się o prezesa WPHS, gdyż niżsi rangą urzędnicy nie mogli pojąć, że wesele mogłoby się odbyć bez wódki. Wreszcie uzyskał zgodę obwarowaną różnymi zastrzeżeniami (konieczność składania oświadczeń, lotna nocna kontrola, groźba kary itp.). Nasze wesele zyskało w ten sposób wymiar publiczny.

Dla naszych gości miejmy choć cień litości
Gdy tylko zdecydowaliśmy się pobrać, ustaliliśmy, że będzie to małżeństwo bezalkoholowe. Ale dopiero po zaproszeniu gości zacząłem się zastanawiać, jakie miałoby być wesele. Sami z całą pewnością byśmy nie pili. Gdyby więc goście mieli alkohol, wszyscy czulibyśmy się źle. My krępowalibyśmy gości, a goście nas. A przecież na weselu ma być wesoło, a nie smutno. Dlatego dla dobra gości wspólnie zdecydowaliśmy, że winno to być wesele bezalkoholowe.
Nikt z nas na takim weselu nie był, ale czytałem kiedyś o weselu bezalkoholowym. Nie mogliśmy się jednak na owym weselu wzorować, gdyż organizowane było przez wspólnotę oazową, a ja byłem abstynentem "indywidualnym". Wyobrażaliśmy sobie wobec tego, że będziemy mieć zwykłe wesele, tyle że bez alkoholu i bez toastów. Rodzice nie mieli obiekcji poza jedną: co powiedzą na to rodzice drugiej strony. Wobec tego wszystko było jasne. Trzeba było jedynie jeszcze raz napisać do zaproszonych gości informując, że wesele będzie bezalkoholowe.
Recepta na wesele nie była jednak aż tak prosta, jak się to nam wydawało. Po pierwsze goście nie powinni mieć wrażenia, że alkoholu jest brak, i że brak ten jest wynikiem sknerstwa. Po drugie odpada schemat typu "gorsze potrawy potem", bo goście będą pamiętać z wesela wszystko.
Dlatego wybór padł na najbardziej podówczas elegancką restaurację w mieście. Urozmaicone posiłki były serwowane regularnie co trzy godziny. Ilość na głowę była tak zaplanowana, że praktycznie niemożliwa do skonsumowania. W czasie między posiłkami stoły były uprzątnięte, stała na nich jedynie cała gama napojów bezalkoholowych oraz słone paluszki. Koncepcja wodzirejów była wtedy nam nieznana, ale rolę tę pełniła poniekąd orkiestra, w mniemaniu kierownictwa lokalu najlepsza w okolicy (Śpiewała także w obcych językach). Pamiętając ze znanych mi wesel, iż po północy większość gości kładzie się spać i to często w bardzo złych warunkach, zarezerwowaliśmy dla gości spoza Ciechanowa pokoje w pobliskim hotelu. Okazało się, że większość wykorzystała pokoje jedynie do przebierania się. Tańczyły do rana nawet dzieci. Ale kilku kierowców chętnie po zabawie przespało się kilka godzin przed drogą powrotną, a jedna rodzina została dłużej w Ciechanowie, by zwiedzić pradawną stolicę Mazowsza.
Wszystkie podjęte starania przyniosły zamierzony efekt nawet u tych gości, którzy w pierwszej chwili uważali naszą decyzję za objaw skąpstwa. Splendoru weselu dodała oprawa liturgiczna Mszy ślubnej: komunia pod Dwiema Postaciami, błogosławieństwo biskupa ordynariusza oraz telegram od biskupa pomocniczego szczecińskiego, wujka Żony, po Mszy nabożeństwo przed słynącym łaskami obrazem Matki Boskiej w odrestaurowanej przez profesora Zina kaplicy bocznej. Honory, jakich doświadczyli goście z tytułu uczestnictwa w weselu bezalkoholowym, zmieniały perspektywę patrzenia na to wydarzenie. Bo właśnie dla wielu przy urządzaniu wesel liczy się przede wszystkim honor.

Po weselu radość
Wesele bezalkoholowe zmieniło pozytywnie życie nas obojga. Wszelkie rodzinne uroczystości w naszym domu: urodziny, imieniny, chrzciny, komunie dzieci i inne odbywają się bez alkoholu. Także nasi bliżsi i dalsi krewni nie wyciągają żadnych "flaszek", gdy idziemy ich odwiedzić. Jedynym wyjątkiem, są niestety wesela. Ale i tu nastąpiła zmiana. Nikt, przynajmniej w naszej obecności, nie przechwala się, ile to "obalono". Wręcz przeciwnie, raczej padają słowa typu "Z tym piciem jeszcze szło. Większość była w miarę trzeźwa".
Dzięki temu małżeństwu i weselu powstała wokół nas strefa normalności. Pozwolę sobie przytoczyć tu jeszcze mały szczegół zmian na lepsze. Zawsze za najbardziej przygnębiający moment wszelkich spotkań towarzyskich uważałem konieczność poczęstowania się tortem, gdyż zawsze miał on jeden smak - choć niby z samych słodkości, a jednak gorzki i szczypiący język i gardło. Moja Żona robi torty bezalkoholowe i w moim domu tort jem z przyjemnością.
Niewątpliwie do najprzyjemniejszych implikacji wesela bezalkoholowego należy możliwość uczestnictwa w dorocznych ogólnopolskich spotkaniach małżeństw "Wesele Wesel". Byliśmy już w Białymstoku w 2001 r i w Ludźmierzu w 2003 r. Każde z nich miało swój niepowtarzalny wymiar estetyczny, emocjonalny, kulturalny i religijny. Bezalkoholowa zabawa taneczna, w jakiej możemy podczas tych spotkań uczestniczyć, jest czymś, co nam brakowało przez wiele lat, nim dowiedzieliśmy się o tej wspaniałej inicjatywie. Mili ludzie, piękne nauki rekolekcyjne, wspaniałe zabytki i urocza przyroda w różnych zakątkach Polski czynią dni spotkania niezwykłym przeżyciem.
Pan Bóg pobłogosławił nam w dzieciach. Mamy ich czworo: Roberta, Elżbietkę, Krystynkę i Jadwisię (16,15,12 i 7 lat). Staramy się im przekazać nasze życiowe doświadczenie tłumacząc, dlaczego nie pijemy. Wiedza na temat szkodliwości alkoholu odgrywa ważną rolę. Ale ona nie wystarcza. Potrzebna jest wiara w Boga. A jeśli w Niego wierzę, to muszę postawić sobie pytanie: czy po śmierci chcę iść do nieba czy do piekła. Jeśli do nieba, to trzeba czynić wolę Ojca, który jest w niebie. Każdy z nas otrzymuje od Boga specyficzny talent. Pan Bóg rozliczy nas z tego, czy dar ten pielęgnowaliśmy, czy też zmarnowaliśmy (Mt 25,14-30). A każdy trunek - jak sama nazwa wskazuje - truje, niszczy ten talent, który dał nam Pan Bóg. Aby nie stanąć kiedyś przed Jego obliczem z pustymi rękoma, musimy codziennie nad sobą pracować i modlić się żarliwie, byśmy wytrwali na dobrej drodze, którą w dniu ślubu obraliśmy.
Na koniec pragnę Bogu podziękować za mych Rodziców. Mój Tata złożył wotywną przysięgę niepicia piwa w podzięce Bogu za szczęśliwy powrót jego Taty z niemieckiej niewoli, gdzie jako żywa tarcza na statku patrzył śmierci w oczy. Więc piwo nigdy nie gościło w mym rodzinnym domu. W konsekwencji ja wchodziłem w dorosłe życie bez obciążeń. Także dlatego, iż moja Mama całe życie była wzorem czynnej miłości, więc nikt nie musiał szukać we flaszce pociechy. Dziękuję także memu Bratu i Siostrze za ich abstynencką postawę tak ważną podczas takiego wesela, a Bratu nadto za służbę przy ołtarzu i piękne kazanie. Patrząc z perspektywy lat widzę, że moi Rodzice uczynili krok, by naprawić złe obyczaje swych czasów. My uczyniliśmy kolejny. I modlimy się, by nasze dzieci poszły tym tropem.

[Nowy Dwór Mazowiecki, 10.10.2003 r]