Upalne sierpniowe
popołudnie zrasza nasze czoła, gdy idziemy za kapłanem przez długą nawę
zabytkowej ciechanowskiej fary i po stopniach lśniących białym marmurem
podążamy ku klęcznikom tuż przy wysokim ołtarzu. Rozpoczyna się Msza
Święta - nasza Msza ślubna. Weselnicy przyjmują Komunię Świętą pod
Dwiema Postaciami, a na koniec Mszy ksiądz odczytuje błogosławieństwo
biskupa płockiego dla małżonków i gości wesela bezalkoholowego. Jeszcze
kilka zdjęć przed kościołem i u fotografa i po wniesieniu chleba na
stół rozpoczyna się wesele. Gdy orkiestra zaczyna grać, po kilku
chwilach parkiet wypełnia się po brzegi. Poza przerwami na posiłki
goście nie schodzą z parkietu aż do białego rana. Tańczą nawet nasze
wówczas jeszcze żyjące trzy sędziwe babcie. Przy stołach ustawionych w
podkowę wesołe rozmowy i burze śmiechu. Odchodząc uczestnicy wesela
mówią: "Pierwszy raz w życiu przetańczyliśmy całą noc", a goście z
Pomorza dodają: "Tak wspaniałe wesela nie zdarzają się nawet na
Kaszubach".
Ach, co to był za ślub
Krewni jeszcze przez wiele lat wspominali nasze wesele jako wzorcowe w
rodzinie. Ale nie tylko oni. Szwagra pięć lat po naszym ślubie
zaczepiali w Ciechanowie obcy ludzie pytając: "Czy to prawda, że twoja
szwagierka miała wesele bezalkoholowe".
Niedawno, po siedemnastu latach spotkałem dwóch kolegów. Powiedzieli,
że na takim weselu nigdy potem nie byli. Wspominają je mile i co roku,
w rocznicę naszego ślubu, zapraszają swych przyjaciół i znajomych i
opowiadają im o naszym weselu.
Zawsze będę wdzięczny Rodzicom Żony za ich wysiłek, który został
uwieńczony takim sukcesem. Przygotowanie wesela było rzeczywiście
wielkim przedsięwzięciem logistycznym. Był rok 1986, epoka kartkowa.
Aby zapewnić mięsiwo do dań gorących, kącikiem u krewnych Żony w
atmosferze tajemnicy rósł sobie weselny cielaczek oraz stadko kaczek.
Aby można było w weselną noc serwować wędliny, Rodzice Żony przez kilka
miesięcy pościli wymieniając ze znajomymi bieżące kartki na mięso na
kartki lipcowe. Zabiegali o dodatkowy przydział wyrobów wędliniarskich,
który udało im się załatwić aż w Mławie Postanowili wynająć najlepszy
lokal w mieście i tu musieli przeprowadzić prawdziwą kampanię na rzecz
wesel bezalkoholowych. Kierownictwo państwowego lokalu bowiem uważało,
że na takie wesele zgodę muszą wyrazić organy nadrzędne. Chodził zatem
Tato Żony z podaniami po urzędach. Sprawa oparła się o prezesa WPHS,
gdyż niżsi rangą urzędnicy nie mogli pojąć, że wesele mogłoby się odbyć
bez wódki. Wreszcie uzyskał zgodę obwarowaną różnymi zastrzeżeniami
(konieczność składania oświadczeń, lotna nocna kontrola, groźba kary
itp.). Nasze wesele zyskało w ten sposób wymiar publiczny.
Dla naszych gości miejmy choć cień litości
Gdy tylko zdecydowaliśmy się pobrać, ustaliliśmy, że będzie to
małżeństwo bezalkoholowe. Ale dopiero po zaproszeniu gości zacząłem się
zastanawiać, jakie miałoby być wesele. Sami z całą pewnością byśmy nie
pili. Gdyby więc goście mieli alkohol, wszyscy czulibyśmy się źle. My
krępowalibyśmy gości, a goście nas. A przecież na weselu ma być wesoło,
a nie smutno. Dlatego dla dobra gości wspólnie zdecydowaliśmy, że winno
to być wesele bezalkoholowe.
Nikt z nas na takim weselu nie był, ale czytałem kiedyś o weselu
bezalkoholowym. Nie mogliśmy się jednak na owym weselu wzorować, gdyż
organizowane było przez wspólnotę oazową, a ja byłem abstynentem
"indywidualnym". Wyobrażaliśmy sobie wobec tego, że będziemy mieć
zwykłe wesele, tyle że bez alkoholu i bez toastów. Rodzice nie mieli
obiekcji poza jedną: co powiedzą na to rodzice drugiej strony. Wobec
tego wszystko było jasne. Trzeba było jedynie jeszcze raz napisać do
zaproszonych gości informując, że wesele będzie bezalkoholowe.
Recepta na wesele nie była jednak aż tak prosta, jak się to nam
wydawało. Po pierwsze goście nie powinni mieć wrażenia, że alkoholu
jest brak, i że brak ten jest wynikiem sknerstwa. Po drugie odpada
schemat typu "gorsze potrawy potem", bo goście będą pamiętać z wesela
wszystko.
Dlatego wybór padł na najbardziej podówczas elegancką restaurację w
mieście. Urozmaicone posiłki były serwowane regularnie co trzy godziny.
Ilość na głowę była tak zaplanowana, że praktycznie niemożliwa do
skonsumowania. W czasie między posiłkami stoły były uprzątnięte, stała
na nich jedynie cała gama napojów bezalkoholowych oraz słone paluszki.
Koncepcja wodzirejów była wtedy nam nieznana, ale rolę tę pełniła
poniekąd orkiestra, w mniemaniu kierownictwa lokalu najlepsza w okolicy
(Śpiewała także w obcych językach). Pamiętając ze znanych mi wesel, iż
po północy większość gości kładzie się spać i to często w bardzo złych
warunkach, zarezerwowaliśmy dla gości spoza Ciechanowa pokoje w
pobliskim hotelu. Okazało się, że większość wykorzystała pokoje jedynie
do przebierania się. Tańczyły do rana nawet dzieci. Ale kilku kierowców
chętnie po zabawie przespało się kilka godzin przed drogą powrotną, a
jedna rodzina została dłużej w Ciechanowie, by zwiedzić pradawną
stolicę Mazowsza.
Wszystkie podjęte starania przyniosły zamierzony efekt nawet u tych
gości, którzy w pierwszej chwili uważali naszą decyzję za objaw
skąpstwa. Splendoru weselu dodała oprawa liturgiczna Mszy ślubnej:
komunia pod Dwiema Postaciami, błogosławieństwo biskupa ordynariusza
oraz telegram od biskupa pomocniczego szczecińskiego, wujka Żony, po
Mszy nabożeństwo przed słynącym łaskami obrazem Matki Boskiej w
odrestaurowanej przez profesora Zina kaplicy bocznej. Honory, jakich
doświadczyli goście z tytułu uczestnictwa w weselu bezalkoholowym,
zmieniały perspektywę patrzenia na to wydarzenie. Bo właśnie dla wielu
przy urządzaniu wesel liczy się przede wszystkim honor.
Po weselu radość
Wesele bezalkoholowe zmieniło pozytywnie życie nas obojga. Wszelkie
rodzinne uroczystości w naszym domu: urodziny, imieniny, chrzciny,
komunie dzieci i inne odbywają się bez alkoholu. Także nasi bliżsi i
dalsi krewni nie wyciągają żadnych "flaszek", gdy idziemy ich
odwiedzić. Jedynym wyjątkiem, są niestety wesela. Ale i tu nastąpiła
zmiana. Nikt, przynajmniej w naszej obecności, nie przechwala się, ile
to "obalono". Wręcz przeciwnie, raczej padają słowa typu "Z tym piciem
jeszcze szło. Większość była w miarę trzeźwa".
Dzięki temu małżeństwu i weselu powstała wokół nas strefa normalności.
Pozwolę sobie przytoczyć tu jeszcze mały szczegół zmian na lepsze.
Zawsze za najbardziej przygnębiający moment wszelkich spotkań
towarzyskich uważałem konieczność poczęstowania się tortem, gdyż zawsze
miał on jeden smak - choć niby z samych słodkości, a jednak gorzki i
szczypiący język i gardło. Moja Żona robi torty bezalkoholowe i w moim
domu tort jem z przyjemnością.
Niewątpliwie do najprzyjemniejszych implikacji wesela bezalkoholowego
należy możliwość uczestnictwa w dorocznych ogólnopolskich spotkaniach
małżeństw "Wesele Wesel". Byliśmy już w Białymstoku w 2001 r i w
Ludźmierzu w 2003 r. Każde z nich miało swój niepowtarzalny wymiar
estetyczny, emocjonalny, kulturalny i religijny. Bezalkoholowa zabawa
taneczna, w jakiej możemy podczas tych spotkań uczestniczyć, jest
czymś, co nam brakowało przez wiele lat, nim dowiedzieliśmy się o tej
wspaniałej inicjatywie. Mili ludzie, piękne nauki rekolekcyjne,
wspaniałe zabytki i urocza przyroda w różnych zakątkach Polski czynią
dni spotkania niezwykłym przeżyciem.
Pan Bóg pobłogosławił nam w dzieciach. Mamy ich czworo: Roberta,
Elżbietkę, Krystynkę i Jadwisię (16,15,12 i 7 lat). Staramy się im
przekazać nasze życiowe doświadczenie tłumacząc, dlaczego nie pijemy.
Wiedza na temat szkodliwości alkoholu odgrywa ważną rolę. Ale ona nie
wystarcza. Potrzebna jest wiara w Boga. A jeśli w Niego wierzę, to
muszę postawić sobie pytanie: czy po śmierci chcę iść do nieba czy do
piekła. Jeśli do nieba, to trzeba czynić wolę Ojca, który jest w
niebie. Każdy z nas otrzymuje od Boga specyficzny talent. Pan Bóg
rozliczy nas z tego, czy dar ten pielęgnowaliśmy, czy też zmarnowaliśmy
(Mt 25,14-30). A każdy trunek - jak sama nazwa wskazuje - truje,
niszczy ten talent, który dał nam Pan Bóg. Aby nie stanąć kiedyś przed
Jego obliczem z pustymi rękoma, musimy codziennie nad sobą pracować i
modlić się żarliwie, byśmy wytrwali na dobrej drodze, którą w dniu
ślubu obraliśmy.
Na koniec pragnę Bogu podziękować za mych Rodziców. Mój Tata złożył wotywną przysięgę niepicia piwa w podzięce Bogu za szczęśliwy powrót jego Taty z niemieckiej niewoli, gdzie jako żywa tarcza na statku patrzył śmierci w oczy. Więc piwo nigdy nie gościło w mym rodzinnym domu. W konsekwencji ja wchodziłem w dorosłe życie bez obciążeń. Także dlatego, iż moja Mama całe życie była wzorem czynnej miłości, więc nikt nie musiał szukać we flaszce pociechy. Dziękuję także memu Bratu i Siostrze za ich abstynencką postawę tak ważną podczas takiego wesela, a Bratu nadto za służbę przy ołtarzu i piękne kazanie. Patrząc z perspektywy lat widzę, że moi Rodzice uczynili krok, by naprawić złe obyczaje swych czasów. My uczyniliśmy kolejny. I modlimy się, by nasze dzieci poszły tym tropem.
[Nowy Dwór Mazowiecki, 10.10.2003 r]