Praktyka wesel bezalkoholowych w Polsce

 
Praktyka wesel bezalkoholowych w Polsce
 
Stowarzyszenie Wesele Wesel
 
http://WeseleWesel.PL
 
Październik 2012

[aktualizacja luty 2014]

Na większą chwałę Boga w Trójcy Świętej Jedynego, Ojca i Syna i Ducha Świętego


 
 
 

Wspomnienia z wesel bezalkoholowych

Wspomnienia z wesel bezalkoholowych

Wspomnienia z wesel bezalkoholowych publikowały i publikują czasopisma katolickie. Przykładowo w periodyku List Nr 10/17 (październik 1985) na str. 6 i 12 przeczytać można wspomnienia z 4 wesel bezalkoholowych.

Wspomnienia z takich wesel postanowiliśmy publikować także na stronie WWW WeseleWesel.PL. Mogą one posłużyć jako praktyczna wskazowka, jak zorganizować własne wesele bezalkoholowe.

Małżonkowie, którzy mieli wesela bezalkoholowe, jednoznacznie stwierdzają, że warto było je organizować. Zamieszczone tu wspomnienia pochodzą z lat siedemdziesiątych, osiemdziesiątych, dziewięćdziesiątych minionego stulecia i z obecnego stulecia, czterech jakże różnych epok historycznych. A jednak zawsze pozostaje jeden niezmiennik: Goście bawią się lepiej, niż mogliby się spodziewać.


Wspomnienia z wesela bezalkoholowego

Aniela i Jan Smorzik (19 października 1974)

Ja Aniela i mój mąż Jan Smorzik zawsze byliśmy wrogami alkoholu i ludźmi niepijącymi i tak jest do dziś. Ślub braliśmy 19.10.1974 roku w Bełku w parafii pod wezwaniem Marii Magdaleny, a potem była uroczystość weselna w domu. Ja z moją córką ukończyłam kurs wodzirejów zabaw i wesel bezalkoholowych. Co roku spotykamy się z wodzirejami z całej Polski na warsztatach wesel i zabaw bezalkoholowych - jest wspaniała atmosfera, wspaniali ludzie i wspaniale bawimy się bez alkoholu. Życie bez alkoholu to wspaniała sprawa - godna polecenia i propagowania.


Wspomnienia z wesela bezalkoholowego

Małgorzata i Józef Gacek

Mam na imię Józek. Pochodzę z małej miejscowości na Podhalu z rodziny katolickiej. Wychowywałem się w zwykłej rodzinie góralskiej, w której spożywanie alkoholu było czymś normalnym. Od dzieciństwa byłem z tym oswojony i uważałem, że jest to zwykła rzecz. Ponieważ panowało ogólne przyzwolenie na spożywanie alkoholu to i ja tego nie uniknąłem. Sięgnąłem po alkohol dosyć wcześnie, jeszcze w dzieciństwie gdzieś pokątnie zdarzało się próbowanie. W czasach szkoły średniej sięgałem po alkohol dosyć często i zdarzało mi się również upijanie, ale dalej w tym nie widziałem nic złego ponieważ większość mojego otoczenia tak postępowała. Po rozpoczęciu studiów zetknąłem się z duszpasterstwem akademickim i ruchem „Światło Życie”. Wtedy zacząłem spostrzegać wiele nieprawidłowości w moim postępowaniu, a ponieważ jak wspomniałem pochodzę z rodziny katolickiej, próbowałem to zmieniać i prowadzić swoją wewnętrzną formację w „Oazie”. W roku 1978 kardynał Karol Wojtyła został wybrany na Papieża. On to w czasie audiencji z Polakami na placu Św. Piotra w Rzymie skierował do nas Polaków słowa: „Proszę, abyście przeciwstawiali się wszystkiemu, co uwłacza ludzkiej godności i poniża obyczaje zdrowego społeczeństwa, co czasem może umniejszać jego wkład do wspólnego skarbca ludzkości, narodów chrześcijańskich, Chrystusowego Kościoła.”. Ks. Franciszek Blachnicki moderator Ruchu Światło Życie, w odpowiedzi na ten apel Ojca Świętego, utworzył Krucjatę Wyzwolenia Człowieka. Ta Krucjata miała być również darem dla Ojca Świętego złożonym w czasie jego I wizyty w Polsce na lotnisku w Nowym Targu. Głównym celem KWC miała być pomoc osobom uzależnionym poprzez „krucjatę” – modlitwę i własne wyrzeczenia a zwłaszcza: całkowitą abstynencje, nie kupowanie alkoholu i nie częstowanie nim innych. Mimo dużych oporów podjąłem i ja zobowiązanie abstynencji najpierw jako kandydat KWC a później jej członek. Od tej pory zacząłem zauważać jak wiele zła wyrządza nadużywanie alkoholu w życiu niektórych ludzi, a zwłaszcza wielu górali, którzy słyną z gwałtownego charakteru. Te obserwacje utwierdziły mnie, że powinienem iść drogą abstynencji i pokazywać trzeźwy styl życia w moim środowisku. Ja w dzieciństwie takiego wzorca nie miałem i myślę, że tylko Ruch Światło Życie i KWC, (które spotkałem na swojej drodze), uchroniły mnie od alkoholizmu. Za to spotkanie, tę formację: BOGU NIECH BĘDĄ DZIĘKI!.

Na spotkaniach formacyjnych Ruchu Światło Życie i KWC poznałem moją przyszłą żonę - Małgorzatę. Również ona, jeszcze przed naszym spotkaniem, złożyła deklarację KWC. Kiedy zaczęły krystalizować się plany naszego wspólnego życia, małżeństwa i wesela, decyzja mogła być tylko jedna: powinno to być wesele bezalkoholowe i będziemy robić wszystko aby tak było. Taka decyzja wypływała jednoznacznie z wcześniejszych naszych deklaracji abstynenckich i dla nas było to oczywiste, jednak realizacja nie była wcale taka prosta. Postanowiliśmy, że wesele urządzimy w mojej miejscowości na Podhalu. W zasadzie wesele przygotowywali rodzice i to oni czuli się za niego najbardziej odpowiedzialni. Do tej pory jeszcze nie widzieli i nie słyszeli o „góralskim weselu” bez alkoholu. Było im bardzo trudno wyobrazić sobie, że coś takiego można zorganizować. Padały argumenty „a co powiedzą ludzie”, „że robimy to ze skąpstwa”, „nikt nie będzie chciał przyjść”, „przyniosą swój alkohol”, itp.. Nam też było trudno to wszystko sobie wyobrazić. Było wiele lęków ale podjęliśmy się tego również w duchu ewangelizacji i dla przełamania panującej na Podhalu zasady, że przy każdej okazji, a zwłaszcza na weselu musi być dużo alkoholu. Zgodnie z programem KWC naszym zadaniem było budowanie nowej, trzeźwej kultury życia. Pomocą w naszych dążeniach do zorganizowania wesela bez alkoholu była stała formacja w Ruchu Światło-Życie i modlitwa w tej intencji. Rodzice Małgorzaty przyjęli naszą decyzję ze zrozumieniem. Może im było łatwiej, ponieważ mieszkali w Skawinie a wesele miało być na Podhalu, niejako w obcym dla nich środowisku. Natomiast bardzo trudno było przekonać moją rodzinę. Długo trwały rozmowy, wzajemne przekonywania. Pomocą było to, że ja już prawie 3 lata nie piłem i wszyscy w mojej miejscowości o tym wiedzieli. Wiedzieli również, że nie można mnie do alkoholu namówić i to co robię, robię z jakiegoś wielkiego przekonania o mojej słuszności. Drugą okolicznością sprzyjającą była nieobecność w tym czasie mojego taty (przebywał czasowo za granicą), a on szczególnie hołdował poglądowi, że alkohol jest konieczny przy każdej okazji a zwłaszcza na weselu. Jak już wspomniałem wesele miało być na Podhalu z całą góralską oprawą, a ta bardzo często odwołuje się do alkoholu. Na takim weselu jest dwóch drużbów prowadzących cały orszak weselny na koniach. Są to tak zwani „pytace”. Prowadząc orszak wykonują wiele przyśpiewek góralskich związanych z: młodymi, gośćmi weselnymi, weselem. Najbardziej popularne nawiązują najczęściej do alkoholu i oczywiście najlepiej się śpiewa po kilku kielichach. Tu prosiliśmy mojego brata, jako jednego z „pytacy”, aby wybrał z istniejącego repertuaru te przyśpiewki, w których nie będzie mowy o alkoholu i aby wykonywali je na trzeźwo. Było mu bardzo trudno to zaakceptować (on również lubił sobie wypić). Z pomocą przyszedł, dla nas nieznany, jego przyjaciel – drugi „pytac”. On to na dylemat bratu, że to będzie na trzeźwo i trzeba szukać repertuaru nie nawiązującego do alkoholu, odpowiedział: „jak młodzi tak chcą to uszanujmy to i pomóżmy im”. To zdanie było dla mojego brata bardzo ważną podporą i punktem zwrotnym w myśleniu o naszym weselu. Drugim zadaniem „pytacy” jest „pomoc” młodym w zapraszaniu gości na wesele. Tam również musi być dużo alkoholu, bo każdego proszonego trzeba poczęstować alkoholem dla spróbowania wódki weselnej. Tego jednak zadania podjęliśmy się sami. Uzgodniliśmy, że zapraszać będziemy osobiście i każdemu proszonemu wytłumaczymy, iż wesele jest bez alkoholu i dlaczego tak robimy. Uważaliśmy, że tak będzie uczciwie i nikt nie będzie zaskoczony. A jeśli ktoś, nie będzie się widział na takim weselu zwyczajnie nie przyjdzie. Była to dosyć ciężka praca. Wszędzie powtarzaliśmy i uzasadnialiśmy naszą decyzję. Czasami były to dosyć długie rozmowy i już samo to, myślę, że było jakąś formą ewangelizacji i szerzeniem idei trzeźwości oraz zmiany obyczaju bycia. Jeżeli chodzi o stronę kulinarną, to chcieliśmy aby na stołach było wiele innych rzeczy, smakołyków, napojów, owoców, słodyczy, słowem wiele posiłków, które na co dzień rzadko się spotyka. Należy tutaj dodać, że również to było bardzo trudne. Był rok 1981, czas bardzo trudny w naszym kraju, najważniejsze produkty żywnościowe były na kartki, słodycze również, owoce zwłaszcza cytrusowe spotykane bardzo rzadko. O wszystko to trzeba było długo zabiegać, wymieniać kartki np. z papierosów i alkoholu na słodycze itd., gromadzić, prosić znajomych o pomoc. Zgromadzenie wystarczającej ilości tych produktów zaprzeczało poglądowi, jakoby brak alkoholu był spowodowany skąpstwem. Rodzina dała się przekonać i dołożyła starań aby niczego nie zabrakło.

Samą oprawę ślubu w kościele przygotowali nasi przyjaciele z KWC. Była to odpowiednia oprawa Mszy św., czytania mszalne, psalm, pieśni; również oazowe, wykonywane przy akompaniamencie gitary. Nasz ślub błogosławiło dwóch zaprzyjaźnionych kapłanów z Krakowa. Ta grupa przyjaciół już na samym weselu pełniła rolę jakby obecnych wodzirejów, (w tych czasach jeszcze ta rola była bardzo mało znana). Oni to, w czasie kiedy orkiestra robiła przerwę, zaczynali grać na gitarach i zachęcać gości do śpiewu, wspólnej zabawy. Na wesele przybyło około 150 osób. Odbyło się ono w remizie OSP. Wszyscy goście raczej byli zadowoleni. Zabawa trwała do białego rana. Ostatni goście opuszczali wesele ok. 5 godziny rano. Nie było przypadku aby ktoś oficjalne wyciągnął na stół swój alkohol, czy ktoś go miał? – nie wiemy na 100%, wiemy jednak, że niektórzy mieli w bagażniku samochodu ale nie mieli potrzeby go wyciągać.

Myślimy, że nasze wesele spełniło swoją rolę. Udowodniło, że nawet na Podhalu można zorganizować wesele góralskie bez alkoholu, można bawić się bez alkoholu, a jeżeli ktoś miał swój to musiał się z nim ukrywać i nie miał komfortu picia i do końca wesela zachował trzeźwość. Na pewno nie było na weselu nikogo pijanego. A o to właśnie chodziło, aby ukazać możliwość bycia na weselu, zabawie trzeźwym, że jest to możliwe, a zwłaszcza, że jest to dobre. Nie słyszeliśmy żadnych posądzeń o skąpstwo, lub opinii, że wesele było nieudane, złe. Raczej wszyscy byli zadowoleni, że było miło, wesoło i dobrze. My dziękujemy Bogu, że pomógł nam wypełnić nasze przyrzeczenia. Dziękujemy Bogu za dobrych przyjaciół, którzy byli nam pomocą, za nasze rodziny, że zrozumiały naszą postawę, za wszystkich gości, którzy uszanowali naszą wolę i zachowali trzeźwość a tym samym pomogli nam rozpocząć wspólne życie w łączności z Chrystusem w kościele i na przyjęciu.

[Bór, 10.03.2004 r]

Zobacz także artykuł w Eleuteria nr 76, 4/2008


Wspomnienia z wesela bezalkoholowego

Barbara i Józef Nowakowie (24 sierpnia 1985r)

Nasze wesele bezalkoholowe było konsekwencją o siedem lat wcześniej podpisanej abstynencji w ramach Krucjaty Wyzwolenia Człowieka, propagowanej przez Ruch Światło- Życie. Do dnia zaślubin, który miał miejsce 24 sierpnia 1985r. w Boguszowie-Gorcach przygotowywaliśmy się dobry rok. Zdawaliśmy sobie sprawę, że jesteśmy pionierami w naszej miejscowości, organizując wesele bezalkoholowe, dlatego zależało nam, aby wszystko wypadło jak najlepiej.

Przede wszystkim omówiliśmy nasz pomysł z rodzicami. Nie było łatwo. Wesele bez alkoholu wydało się pomysłem bardzo ryzykownym, absolutną nowością i trudno było im oswoić się z tym, dlatego potrzebne było przygotowanie trwające tak długo.

Przede wszystkim zadbaliśmy by przy każdym spotkaniu rodzinnym lub u znajomych mówić o naszym ślubie i weselu, tłumaczyliśmy, dlaczego chcemy przeżyć ten dzień w trzeźwej radości. Zapewnialiśmy, że zorganizujemy dobrą zabawę bez wódki. W miarę możliwości goście weselni zapraszani byli przez nas osobiście i proszeni o przyjęcie w naszej intencji Komunii świętej. My ze swojej strony, przez pełny rok, w każda niedzielę przyjmowaliśmy komunię świętą w intencji udanego bezalkoholowego wesela.

Pracowaliśmy nad scenariuszem całej uroczystości. Po pierwsze - błogosławieństwo rodziców dla narzeczonych w domu panny młodej przebiegło według "Rytuału rodzinnego" ks. Wysockiego. Księdza, który celebrował Mszę św. poprosiliśmy o pozytywne skomentowanie naszego bezalkoholowego wesela w homilii. Najtrudniej było znaleźć wodzireja. Wiele pracy kosztowało nas przekonywanie znajomych, aby podjęli się tego zadania, ale wciąż na próżno. Dopiero na miesiąc przed terminem ślubu, Zdzichu z Wrocławia podjął to ryzyko i przygotował wiele konkursów, zabaw, aforyzmów, a Czarek z Brzegu Dolnego dopełnił jego prace przez pokaz gry na pile (do rżnięcia drewna) i kilka sztuczek iluzjonistycznych. Wodzirej wystąpił we fraku z cylindrem i tak ujął wszystkich gości swoja osobą i zaproponowaną zabawą, że do samego rana nikt nie wspomniał o żadnym alkoholu. W połowie zabawy, kiedy całe towarzystwo kolejny raz zaśmiewało się z dowcipu, jeden z weselników zerwał się, przebieg po sali zaglądając pod stoły i zawołał - jak pragnę zdrowia, nikt ani na stole, ani pod stołem nie ma wódki, a tak się wszyscy cieszą!

Rok 1985 był okresem, w którym obowiązywała reglamentacja na wiele artykułów spożywczych, a rarytasy takie jak bakalie czy owoce cytrusowe, pojawiały się na rynku dwa - trzy razy w roku. Z pomocą przyszli nam znajomi i przyjaciele. Kucharka osobiście z Czechosłowacji przywiozła wiele produktów potrzebnych do koktajli, wymyślnych ciast i deserów. Zadbaliśmy o wiele napojów bezalkoholowych - gazowanych i nie gazowanych. Wesele odbyło się w wynajętej sali, gdzie całą konsumpcję zapewnialiśmy sami.

[Boguszów-Gorce, 19.10.2003 r]


Wspomnienia z wesela bezalkoholowego

Beata i Mieczysław Kłopotek (2 sierpnia 1986)

Upalne sierpniowe popołudnie zrasza nasze czoła, gdy idziemy za kapłanem przez długą nawę zabytkowej ciechanowskiej fary i po stopniach lśniących białym marmurem podążamy ku klęcznikom tuż przy wysokim ołtarzu. Rozpoczyna się Msza Święta - nasza Msza ślubna. Weselnicy przyjmują Komunię Świętą pod Dwiema Postaciami, a na koniec Mszy ksiądz odczytuje błogosławieństwo biskupa płockiego dla małżonków i gości wesela bezalkoholowego. Jeszcze kilka zdjęć przed kościołem i u fotografa i po wniesieniu chleba na stół rozpoczyna się wesele. Gdy orkiestra zaczyna grać, po kilku chwilach parkiet wypełnia się po brzegi. Poza przerwami na posiłki goście nie schodzą z parkietu aż do białego rana. Tańczą nawet nasze wówczas jeszcze żyjące trzy sędziwe babcie. Przy stołach ustawionych w podkowę wesołe rozmowy i burze śmiechu. Odchodząc uczestnicy wesela mówią: "Pierwszy raz w życiu przetańczyliśmy całą noc", a goście z Pomorza dodają: "Tak wspaniałe wesela nie zdarzają się nawet na Kaszubach".

Ach, co to był za ślub
Krewni jeszcze przez wiele lat wspominali nasze wesele jako wzorcowe w rodzinie. Ale nie tylko oni. Szwagra pięć lat po naszym ślubie zaczepiali w Ciechanowie obcy ludzie pytając: "Czy to prawda, że twoja szwagierka miała wesele bezalkoholowe".
Niedawno, po siedemnastu latach spotkałem dwóch kolegów. Powiedzieli, że na takim weselu nigdy potem nie byli. Wspominają je mile i co roku, w rocznicę naszego ślubu, zapraszają swych przyjaciół i znajomych i opowiadają im o naszym weselu.
Zawsze będę wdzięczny Rodzicom Żony za ich wysiłek, który został uwieńczony takim sukcesem. Przygotowanie wesela było rzeczywiście wielkim przedsięwzięciem logistycznym. Był rok 1986, epoka kartkowa. Aby zapewnić mięsiwo do dań gorących, kącikiem u krewnych Żony w atmosferze tajemnicy rósł sobie weselny cielaczek oraz stadko kaczek. Aby można było w weselną noc serwować wędliny, Rodzice Żony przez kilka miesięcy pościli wymieniając ze znajomymi bieżące kartki na mięso na kartki lipcowe. Zabiegali o dodatkowy przydział wyrobów wędliniarskich, który udało im się załatwić aż w Mławie Postanowili wynająć najlepszy lokal w mieście i tu musieli przeprowadzić prawdziwą kampanię na rzecz wesel bezalkoholowych. Kierownictwo państwowego lokalu bowiem uważało, że na takie wesele zgodę muszą wyrazić organy nadrzędne. Chodził zatem Tato Żony z podaniami po urzędach. Sprawa oparła się o prezesa WPHS, gdyż niżsi rangą urzędnicy nie mogli pojąć, że wesele mogłoby się odbyć bez wódki. Wreszcie uzyskał zgodę obwarowaną różnymi zastrzeżeniami (konieczność składania oświadczeń, lotna nocna kontrola, groźba kary itp.). Nasze wesele zyskało w ten sposób wymiar publiczny.

Dla naszych gości miejmy choć cień litości
Gdy tylko zdecydowaliśmy się pobrać, ustaliliśmy, że będzie to małżeństwo bezalkoholowe. Ale dopiero po zaproszeniu gości zacząłem się zastanawiać, jakie miałoby być wesele. Sami z całą pewnością byśmy nie pili. Gdyby więc goście mieli alkohol, wszyscy czulibyśmy się źle. My krępowalibyśmy gości, a goście nas. A przecież na weselu ma być wesoło, a nie smutno. Dlatego dla dobra gości wspólnie zdecydowaliśmy, że winno to być wesele bezalkoholowe.
Nikt z nas na takim weselu nie był, ale czytałem kiedyś o weselu bezalkoholowym. Nie mogliśmy się jednak na owym weselu wzorować, gdyż organizowane było przez wspólnotę oazową, a ja byłem abstynentem "indywidualnym". Wyobrażaliśmy sobie wobec tego, że będziemy mieć zwykłe wesele, tyle że bez alkoholu i bez toastów. Rodzice nie mieli obiekcji poza jedną: co powiedzą na to rodzice drugiej strony. Wobec tego wszystko było jasne. Trzeba było jedynie jeszcze raz napisać do zaproszonych gości informując, że wesele będzie bezalkoholowe.
Recepta na wesele nie była jednak aż tak prosta, jak się to nam wydawało. Po pierwsze goście nie powinni mieć wrażenia, że alkoholu jest brak, i że brak ten jest wynikiem sknerstwa. Po drugie odpada schemat typu "gorsze potrawy potem", bo goście będą pamiętać z wesela wszystko.
Dlatego wybór padł na najbardziej podówczas elegancką restaurację w mieście. Urozmaicone posiłki były serwowane regularnie co trzy godziny. Ilość na głowę była tak zaplanowana, że praktycznie niemożliwa do skonsumowania. W czasie między posiłkami stoły były uprzątnięte, stała na nich jedynie cała gama napojów bezalkoholowych oraz słone paluszki. Koncepcja wodzirejów była wtedy nam nieznana, ale rolę tę pełniła poniekąd orkiestra, w mniemaniu kierownictwa lokalu najlepsza w okolicy (Śpiewała także w obcych językach). Pamiętając ze znanych mi wesel, iż po północy większość gości kładzie się spać i to często w bardzo złych warunkach, zarezerwowaliśmy dla gości spoza Ciechanowa pokoje w pobliskim hotelu. Okazało się, że większość wykorzystała pokoje jedynie do przebierania się. Tańczyły do rana nawet dzieci. Ale kilku kierowców chętnie po zabawie przespało się kilka godzin przed drogą powrotną, a jedna rodzina została dłużej w Ciechanowie, by zwiedzić pradawną stolicę Mazowsza.
Wszystkie podjęte starania przyniosły zamierzony efekt nawet u tych gości, którzy w pierwszej chwili uważali naszą decyzję za objaw skąpstwa. Splendoru weselu dodała oprawa liturgiczna Mszy ślubnej: komunia pod Dwiema Postaciami, błogosławieństwo biskupa ordynariusza oraz telegram od biskupa pomocniczego szczecińskiego, wujka Żony, po Mszy nabożeństwo przed słynącym łaskami obrazem Matki Boskiej w odrestaurowanej przez profesora Zina kaplicy bocznej. Honory, jakich doświadczyli goście z tytułu uczestnictwa w weselu bezalkoholowym, zmieniały perspektywę patrzenia na to wydarzenie. Bo właśnie dla wielu przy urządzaniu wesel liczy się przede wszystkim honor.

Po weselu radość
Wesele bezalkoholowe zmieniło pozytywnie życie nas obojga. Wszelkie rodzinne uroczystości w naszym domu: urodziny, imieniny, chrzciny, komunie dzieci i inne odbywają się bez alkoholu. Także nasi bliżsi i dalsi krewni nie wyciągają żadnych "flaszek", gdy idziemy ich odwiedzić. Jedynym wyjątkiem, są niestety wesela. Ale i tu nastąpiła zmiana. Nikt, przynajmniej w naszej obecności, nie przechwala się, ile to "obalono". Wręcz przeciwnie, raczej padają słowa typu "Z tym piciem jeszcze szło. Większość była w miarę trzeźwa".
Dzięki temu małżeństwu i weselu powstała wokół nas strefa normalności. Pozwolę sobie przytoczyć tu jeszcze mały szczegół zmian na lepsze. Zawsze za najbardziej przygnębiający moment wszelkich spotkań towarzyskich uważałem konieczność poczęstowania się tortem, gdyż zawsze miał on jeden smak - choć niby z samych słodkości, a jednak gorzki i szczypiący język i gardło. Moja Żona robi torty bezalkoholowe i w moim domu tort jem z przyjemnością.
Niewątpliwie do najprzyjemniejszych implikacji wesela bezalkoholowego należy możliwość uczestnictwa w dorocznych ogólnopolskich spotkaniach małżeństw "Wesele Wesel". Byliśmy już w Białymstoku w 2001 r i w Ludźmierzu w 2003 r. Każde z nich miało swój niepowtarzalny wymiar estetyczny, emocjonalny, kulturalny i religijny. Bezalkoholowa zabawa taneczna, w jakiej możemy podczas tych spotkań uczestniczyć, jest czymś, co nam brakowało przez wiele lat, nim dowiedzieliśmy się o tej wspaniałej inicjatywie. Mili ludzie, piękne nauki rekolekcyjne, wspaniałe zabytki i urocza przyroda w różnych zakątkach Polski czynią dni spotkania niezwykłym przeżyciem.
Pan Bóg pobłogosławił nam w dzieciach. Mamy ich czworo: Roberta, Elżbietkę, Krystynkę i Jadwisię (16,15,12 i 7 lat). Staramy się im przekazać nasze życiowe doświadczenie tłumacząc, dlaczego nie pijemy. Wiedza na temat szkodliwości alkoholu odgrywa ważną rolę. Ale ona nie wystarcza. Potrzebna jest wiara w Boga. A jeśli w Niego wierzę, to muszę postawić sobie pytanie: czy po śmierci chcę iść do nieba czy do piekła. Jeśli do nieba, to trzeba czynić wolę Ojca, który jest w niebie. Każdy z nas otrzymuje od Boga specyficzny talent. Pan Bóg rozliczy nas z tego, czy dar ten pielęgnowaliśmy, czy też zmarnowaliśmy (Mt 25,14-30). A każdy trunek - jak sama nazwa wskazuje - truje, niszczy ten talent, który dał nam Pan Bóg. Aby nie stanąć kiedyś przed Jego obliczem z pustymi rękoma, musimy codziennie nad sobą pracować i modlić się żarliwie, byśmy wytrwali na dobrej drodze, którą w dniu ślubu obraliśmy.
Na koniec pragnę Bogu podziękować za mych Rodziców. Mój Tata złożył wotywną przysięgę niepicia piwa w podzięce Bogu za szczęśliwy powrót jego Taty z niemieckiej niewoli, gdzie jako żywa tarcza na statku patrzył śmierci w oczy. Więc piwo nigdy nie gościło w mym rodzinnym domu. W konsekwencji ja wchodziłem w dorosłe życie bez obciążeń. Także dlatego, iż moja Mama całe życie była wzorem czynnej miłości, więc nikt nie musiał szukać we flaszce pociechy. Dziękuję także memu Bratu i Siostrze za ich abstynencką postawę tak ważną podczas takiego wesela, a Bratu nadto za służbę przy ołtarzu i piękne kazanie. Patrząc z perspektywy lat widzę, że moi Rodzice uczynili krok, by naprawić złe obyczaje swych czasów. My uczyniliśmy kolejny. I modlimy się, by nasze dzieci poszły tym tropem.

[Nowy Dwór Mazowiecki, 10.10.2003 r]


Wspomnienia z wesela bezalkoholowego

Katarzyna i Robert Kowalewscy

"Panie Boże proszę Cię, abym miala w przyszłości dobrego męża..."

Taką modlitwę pamiętam z mojego dzieciństwa. Bardzo często w swoich słowach, pewnie nie do końca świadoma, że tak właśnie być powinno, prosiłam Boga o dobrego męża. Pamiętam również, że prosiłam także o to, by nie pił alkoholu.
Tak naprawdę, pewnie do dnia dzisiejszego nie przypomniałabym sobie tej prostej, ale szczerej i w tak bardzo prosty sposób zanoszonej modlitwy, gdyby nie pierwszy zjazd małżeństw, które organizowały wesela bezalkoholowe.
Może sięgnę pamięcią do czasu mojego (naszego) ślubu. Nigdy o tym nie myślałam i nie planowałam takiego wesela, stało się jednak inaczej. Powiedzmy, że moja droga była nieco ułatwiona, gdyż dwa lata wcześniej starsza siostra Ania ze szwagrem Tadeuszem jako pierwsi w rodzinie zorganizowali wesele bezalkoholowe.
Nie zastanawialiśmy się długo. Mój mąż Robert zgodził się od razu na tę propozycję. Oczywiście były obawy, ale tłumaczyłam sobie, że jeżeli ktoś poczuje się obrażony, czy dotknięty znaczy to, że nie my jesteśmy dla niego najważniejsi, tylko.... no właśnie - "wesoła zabawa" przy kieliszku...
Czułam się szczęśliwa, przyjechali niemalże wszyscy zaproszeni goście. Miałam tę pewność, że przybyli dla nas. Cieszyłam się, że mogliśmy pokazać rodzinie i znajomym, iż dobra zabawa jest możliwa również bez alkoholu. Nasze wesele trwało do samego rana. Właściwie nikt nie narzekał, a wręcz podkreślał, że z pewnym powątpiewaniem szedł na tę uroczystość, mile się później rozczarowując.
Podczas przymiarek do zorganizowania takiego wesela wyobrażałam sobie, że ze strony kapłana spotkamy się z ogromną radością i akceptacją. Tak jednak nie było Muszę wyznać, że nosiłam wtedy w sercu smutek, czy może żal, czułam pewne osamotnienie. Później tłumaczyłam sobie, że przecież, jeżeli uda się nam uczynić coś dobrego, to nie po to, aby inni nas chwalili i podziwiali. Ta myśl jakoś łagodziła moje niepokoje. Czas mijał.....
Po ośmiu latach usłyszałam o pierwszym ogólnopolskim zjeździe małżeństw wesel bezalkoholowych "Przeżyjmy to jeszcze raz" w Kamesznicy, które zorganizował ks. Władysław Zązel.
Mój mąż był za granicą. Siostra Ania z mężem Tadeuszem jadą..., co robić! Pragnęłam tam być! Krótka decyzja... jadę!
Kamesznica..., przepiękna góralska wioska, góralskie chatki, góralskie stroje, góralskie zespoły, śpiewy, góralskie dzieci, szum górskiego potoku, wreszcie niezwykła góralska gościnność. Wieczór..., modlimy się i śpiewamy z franciszkańskim zespołem ..Biedaczyna". Na słowa pieśni "Zapada zmrok" myślami przenosimy się na Watykan, tu z góralami jesteśmy jakby bliżej Papieża! To niezwykle, te chwile wzruszeń na zawsze pozostaną w mym sercu! Nikogo nie znamy, a wszyscy są tacy bliscy...
Sobota..., Msza św., konferencja, goście - państwo Polakiewiczowie z Radia Maryja. Wreszcie najgłębsze chyba przeżycie wyjazd do Skoczowa, gdzie niespełna trzy miesiące wcześniej był Ojciec Święty. Wchodzimy na górę, stoi jeszcze ołtarz, nagle zrywa się wiatr, burza..., nie odchodzimy. Słuchamy słów ks. Władysława... jesteśmy jakby na górze Tabor - mówi - tam Chrystus umocnił swoich uczniów..., błyskała pioruny. Jakże czujemy się poruszeni, to miejsce, ta pogoda to nie jest przypadkowe' Dziękuję ci Boże za to, że tu jestem! Dziś Chrystus umacnia nas!
Wracamy z góry. Jest czas na refleksję, na rozmowę. Wymieniam myśli z Księdzem: "Nigdy nie spodziewałam się, że po ośmiu latach nasze wesele odbije się echem i to gdzieś daleko w Polsce, że ktoś zechce, jeszcze o tym pomyśleć, do tego wydarzenia wrócić, zauważyć... Dziekuję Księdzu za to zaproszenie'" Ksiądz wyraźnie czuł się szczęśliwy, choć pewnie trudu Mu nie brakowało. Zauważyłam, że bardzo cieszy się z tego, co powiedziałam. Ta radość była obopólna. Kiedy nastał wieczór zaskoczono nas miłą niespodzianką, którą była wspólna zabawa do białego rana przy muzyce góralskiej.
Następnego dnia przyszedł czas podsumowań. Wszyscy byli zgodni, co do tego, że ten zjazd, to dla nas czas dobrych rekolekcji. Każdy mówił "w następnym roku.. ", a tu okazało się, że ks. Zązel nie miał tak odległych planów. Jednak nikt z nas obecnych, nie wyobrażał sobie, abyśmy mieli się już nie spotkać. Ta sytuacja była trochę zaskakująca i może kłopotliwa dla Gospodarzy.
Gdy przyszedł moment rozstania i dzieliliśmy się swoimi przeżyciami, pragnęłam podziękować za to, co uczynił dla nas Ksiądz Władysław. Nie potrafię tak barwnie i wylewnie wyrażać swych uczuć, więc w prosty sposób powiedziałam:
"Dziękujemy Księdzu bardzo za zorganizowanie tego jakby wesela wesel..."
Wtedy Ksiądz radośnie powiedział: jakie ładne określenie, ho czyż nie jest to wesele wesel'. Padła nawet propozycja, że może taką przyjmiemy nazwę?
I rzeczywiście drugi zjazd odbywał sie już pod takim hasłem Zdaję sobie sprawę, że nazwa nie jest aż tak ważna w całym dziele, jakie niesie ze sobą idea tych spotka. Jednak jest jakąś moją osobistą radością, którą chciałam się podzielić.
Dziś na progu dziesiątego już zjazdu pragnę wyrazić szczególną wdzięczność, Ks. Władysławowi Zązłowi za to, że małżeństwom całej Polski, które organizowały wesela bezalkoholowe tak wiele ofiarował. Dane mi było uczestniczyć w pięciu kolejnych, począwszy od pierwszego zjazdów. Nie sposób zapomnieć pierwszego, gdy jechaliśmy w "nieznane". Nie sposób zapomnieć ponownej wizyty w Kamesznicy, gdzie czuliśmy się już jak w domu. Nie sposób zapomnieć Zamościa, gdzie mogliśmy uczestniczyć w zaślubinach i bezalkoholowym weselu Młodej Pary (biesiadników było ok. 300 osób). Nie sposób zapomnieć spotkania u stóp naszej Jasnogórskiej Pani. I wreszcie nie sposób zapomnieć V Zjazdu, którego najpiękniejszym zwieńczeniem była audiencja u Jana Pawła II w Watykanie. Może jeszcze krótka refleksja dotycząca tego wydarzenia. Marzeniem chyba każdego Polaka jest spotkanie z Ojcem Świętym. Takie, nosiłam również ja w swym sercu. Wiedziałam jednak, że dla mnie jest to wręcz nierealne... Był w moim życiu taki szczególny dzień, kiedy miałam przystąpić do spowiedzi wielkopostnej. Pamiętam, że miałam wtedy sen, w którym Ojciec Święty wziął mnie na kolana i przytulił. Kiedy się obudziłam czułam wielką radość choć był to tylko sen. Spowiedź, którą odbyłam stała się jakby głębszym przeżyciem. Jak wielkie zdziwienie ogarnęło mnie, gdy zupełnie niespodziewanie, właśnie dzięki ks. Władysławowi mogłam wyjechać do Rzymu, a było to równo rok od tamtego wydarzenia. Pamiętam, była Uroczystość Zwiastowania NMP 25 marca 1999 roku. Później, Niedziela Palmowa 28 marca i uroczysta Msza Święta w Bazylice Św. Piotra. Każdy marzył, ale nikt nie śmiał głośno mówić... Czy się uda? Ksiądz Władysław zniknął, po długim oczekiwaniu w tak prostym geście sięgnął do wewnętrznej kieszeni swej kurtki i powiedział "mam"! Były to wejściówki na audiencję prywatną... W oczach łzy.. .uczucia, których nikt chyba nie zdoła opisać.
Spotkanie z Ojcem Świętym..., błogosławieństwo dla naszej kochanej rodziny góralskiej Marysi i Jędrka Baboniów z Dziećmi. Jak czułym wzrokiem ich objął?! To nie było spotkanie tylko z nami, to było spotkanie z ukochaną swoją ojczyzną - POLSKĄ! Jestem przekonana, że to i wiele zdarzeń z mojego życia są dowodem stałej troski, jaką Bóg obdarza swoje dzieci. Niedawno przeżywaliśmy 16 rocznicę ślubu. Dziękujemy Bogu za cztery wspaniałe córki Karolinę, Agatę, Wiolettę i Gabrysię, które są najpiękniejszym naszym darem i wyrazem Jego miłości.

[Jelenia Góra, 2003]


Wspomnienia z wesela bezalkoholowego

Dorota i Ryszard Zimnochowie

Trudno byłoby dzisiaj precyzyjnie określić wszystkie przyczyny, które wpłynęły na naszą. decyzję o tym, że wesele odbędzie się bez alkoholu. Były one złożone. Jednak najważniejszym powodem była z pewnością świadomość, jak ważną życiową decyzję podejmujemy zawierając związek małżeński i poczucie, że bez Bożej pomocy na nic się zdadzą. nasze starania. W ślad za tym intuicja podpowiadała, że trzeba (i że chcemy) w tym dniu ofiarować Panu Bogu wszystko.

Jednocześnie mój narzeczony był wówczas w Odnowie w Duchu Świętym działającej przy parafii Św. Wojciecha w Bialymstoku. W roku 198ó i 1987 odbywały się wesela wielu jego koleżanek i kolegów właśnie w formule wesela bezalkoholowego. Należy dodać, że na jednym z nich, które odbyło się w mojej bliskiej rodzinie, poznaliśmy się. W kilku z nich Ryszard uczestniczył, ponieważ członkowie wspólnoty organizowali oprawę tych wesel i je prowadzili we współpracy z zaprzyjaźnionym zespołem muzycznym, który dobrze czul klimat takich uroczystości. Stąd też dla mojego przyszłego męża wesele bez alkoholu było sprawą naturalną. Dla mnie nie od razu, ponieważ patrzyłam na to z punktu widzenia moich rodziców -gospodarzy wesela, których tok myślenia był taki sam, jak wielu innych rodziców w tej sytuacji -co ludzie powiedzą. Nie od razu mieliśmy ich zgodę. Ostateczna decyzja zapadła dopiero kilka dni przed weselem. Nie sposób tez krótko opowiedzieć całej naszej historii, jednak wszyscy czuliśmy , że to Pan Bóg kierował wszystkimi sprawami, byśmy mieli odwagę podjąć taką decyzję.

Już podczas wesela wiedzieliśmy i dzisiaj tez tak jest, że była to słuszna decyzja. To prawda, że wesele robi się dla gości, ale jest ono ważne także dla samych młodych. Możemy powiedzieć o sobie, że jesteśmy szczęściarzami, ponieważ nasza rodzina bliższa i dalsza uszanowała decyzję, którą podjęlismy.

Na tym nie skończyła się jednak nasza przygoda z weselem bez alkoholu. Temat ten wrócił do nas niespodziewanie w 1995 r., kiedy w ,,Radiu Maryja'' usłyszeliśmy o 1 Ogólnopolskim Spotkaniu Małżeństw w Kamesznicy .Mimo znacznej odległości (ó25 km) i braku doświadczenia w podróżowaniu ,,maluchem'' na długich trasach, zdecydowaliśmy się na udział.

To spotkanie wywarło znaczący wpływ na nasze Życie, a zwłaszcza dalszą. aktywność społeczną. Kilka miesięcy później zostaliśmy powołani przez Księdza Arcybiskupa Stanisława Szymeckiego Metropolitę Białostockiego do Zespołu Inicjatywnego Akcji Katolickiej Archidiecezji Białostockiej. Oprócz pracy organizacyjnej przy tworzeniu struktur Akcji Katolickiej na naszym terenie od początku zwróciliśmy uwagę, aby w pracy programowej znalazły się działania mające na celu propagowanie postaw abstynenckich i trzeźwościowych wśród członków i sympatyków Akcji Katolickiej, w szczególności poprzez przeżywanie uroczystości rodzinnych oraz wszelkich zabaw bez alkoholu.

Dlatego pierwszą dużą. imprezą. którą zorganizował Zespół Inicjatywny było spotkanie małżeństw, które organizowały swoje wesela bez alkoholu z terenu Archidiecezji Białostockiej. Odbyło się ono w rodzinnej parafii księdza Jerzego Popiełuszki -w Suchowoli. W spotkaniu wzięło udział około 40 rodzin z naszej archidiecezji oraz wielu kandydatów do tworzącej się wówczas Akcji Katolickiej. Nie zabrakło również Księdza Władysława Zązla oraz górali Żywieckich i podhalańskich. Honorowy patronat nad spotkaniem sprawował Ks. Abp Stanisław Szymecki.

Spotkanie to zaowocowało nowymi pomysłami dotyczącymi promocji zabaw bezalkoholowych. Do najważniejszych działań zaliczyć należy organizację bezalkoholowego Sylwestra oraz dorocznych bali karnawałowych Akcji Katolickiej, które od siedmiu lat gromadzą wielu członków i sympatyków AK. Bale te, odbywające się najczęściej w Białymstoku, zachęciły parafialne oddziały AK w Sokółce i w Korycinie do organizowania podobnych zabaw dla lokalnego środowiska, co się udaje znakomicie, jak sami mogliśmy się przekonać w 2004 r w Korycinie. Warto przy tym podkreślić, że zdecydowana większość uczestników naszych zabaw nie jest abstynentami. Cieszy to tym bardziej.

Pragnęlibyśmy zauważyć, że systematyczne informowanie o tych imprezach w środkach masowego przekazu, w tym oczywiście w mediach katolickich, a także poprzez ogłoszenia parafialne, jest także dobrą okazją. do upowszechniania tematyki trzeźwości i abstynencji w środowisku lokalnym.

Wśród różnorodnych zadań, które mieliśmy okazję realizować jako członkowie Akcji Katolickiej, chcielibyśmy wymienić dwie audycje, które wraz z ks. Tadeuszem Żdanukiem (asystentem diecezjalnym Akcji Katolickiej), przygotowaliśmy i zrealizowaliśmy w ,,Radiu Maryja'', pomoc w organizacji i przeprowadzeniu kilku wesel bezalkoholowych oraz udział w ogromnym przedsięwzięciu, którego podjął się Zarząd Akcji Katolickiej Archidiecezji Białostockiej, a którym była organizacja VII Ogólnopolskiego Spotkania Małżeństw, które miały wesela bezalkoholowe. Honorowy patronat sprawowali nad nim Metropolita Białostocki Wojciech Ziemba i Prezydent Miasta Białegostoku Ryszard Tur. Przez blisko rok trwało przygotowanie tej imprezy, w której wzięło udział ponad 300 osób z całego kraju i jedna rodzina z Francji.

To, na czym bardzo zależało mojemu mężowi jako Prezesowi Zarządu Akcji Katolickiej w Archidiecezji, a zarazem radnemu Rady Miejskiej Białegostoku, i co miało charakter pionierski w '' Weselach Wesel'', to zaangażowanie do współpracy w organizacji Gminnej Komisji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych w Białymstoku oraz włączenie do programu sesji poświęconej roli samorządów lokalnych w zakresie pracy u podstaw nad szerzeniem trzeźwości i profilaktyki. W sesji uczestniczyli przedstawiciele samorządów lokalnych z terenu powiatu białostockiego.

Kierunek samorządowy, ku naszej radości, został utrzymany w następnych spotkaniach, czego doświadczaliśmy w 2003 r .w Ludźmierzu oraz w 2004 r w dziesiątym jubileuszowym spotkaniu w Warszawie.

Mieliśmy ogromną. osobistą. satysfakcję, że poświęcając swój czas i pracę na rzecz organizacji tego spotkania, mogliśmy dziękować Panu Bogu za Jego nieustanną. obecność w naszym Życiu oraz Ludziom, którzy organizowali wcześniejsze '' Wesela Wesel''. Największą. nagrodą. był dla nas List z Watykanu skierowany na ręce Ks. Abpa Wojciecha Ziemby, w którym znalazły się m.in. takie słowa: ,,Spotkanie, które przebiega pod patronatem Księdza Arcybiskupa, przygotowane przez Akcję Katolicką Archidiecezji, ma ważne znaczenie dla całej Wspólnoty Kościoła, który jest w Polsce. ,,

[Bialystok, 30 czerwca 2004 r]


Wspomnienia z wesela bezalkoholowego

Bożena i Józef Mazurowie (17 lutego 1990)

Poznaliśmy się w duszpasterstwie akademickim ojców Dominikanów w Krakowie. Tam w czasie różnych spotkań, wykładów, wyjazdów rekolekcyjnych, dni skupienia a nade wszystko Mszy świętych tzw. "siódemek" (od godziny, o której były odprawiane) zawiązywały się mocne więzi koleżeństwa i przyjaźni. Było to środowisko, gdzie młodzi ludzie spotykali się na poważnych wykładach lub spotkaniach modlitewnych, ale także były wspólne wyjazdy w góry czy wreszcie wyjścia do kina, teatru lub na imieniny do znajomych Tam też zrodziła się i dojrzewała nasza miłość. Od samego początku z ufnością oddawana Panu Bogu. Okres narzeczeństwa (półtora roku) to dla nas bardzo piękny czas, który zawsze wspominamy z wielkim wzruszeniem. Długie rozmowy, spotkania z naszymi przyjaciółmi, wyjazdy organizowane w duszpasterstwie, codzienne listy pisane podczas rozstań, częste msze święte a także wspólna modlitwa i ulubiona adoracja Najświętszego Sakramentu w kościele oo. Jezuitów czy u sióstr Prezentek. Wszystko to było przygotowaniem do najważniejszej decyzji w naszym życiu dotyczącej powołania. Bardzo mocno wierzyliśmy, ze nasza miłość ma źródło w Bogu, który jest Miłością. Byliśmy przekonani, że tylko miłość zakorzeniona w Bożej miłości może najpełniej się rozwinąć. Dlatego na naszych zaproszeniach ślubnych napisaliśmy: "Myśmy poznali i uwierzyli miłości, jaką Boy, ma ku nam. Kog jest miłością: kto tnva w m i f ości, 1r\va w Bogu, a Bóg tnva w nim. " (l J 4,16) Kiedy zdecydowaliśmy się na Sakrament Małżeństwa bardzo pragnęliśmy, aby to był najpiękniejszy dzień w naszym życiu. Na początku pomyśleliśmy o oprawie Mszy świętej poprosiliśmy kilku bliskich nam księży, ale też wybraliśmy czytania i psalm, który wykonali nasi przyjaciele. Marzyliśmy o uroczystej Mszy św., na której spotkają się wszyscy najbliżsi z rodziny i nasi przyjaciele z uczelni, pracy i duszpasterstwa. Chcieliśmy też, aby nasze wesele było dla Pana Boga darem wdzięczności za naszą miłość. Co do wesela, to myśleliśmy raczej o małym przyjęciu, ale rodzice bardzo nas namawiali na większe. Od początku naszym pragnieniem było zorganizowanie wesela bezalkoholowego, głównie z tego powodu, że ja (tzn. pani młoda) byłam już od kilku lat w Krucjacie Wyzwolenia Człowieka, a ja jako pan miody od pewnego czasu też zrezygnowałem z korzystania z alkoholu (krucjatę podpisałem w imię jedności małżeńskiej dopiero parę lat później, w dniu urodzin żony). Byliśmy już po studiach, na tyle dojrzali i przekonani do swojej decyzji, że wierzyliśmy, iż uda się przekonać najbliższych do akceptacji tego pomysłu. Rodzice, mieszkający w środowisku robotniczej Trzebini gdzie miało być wesele, początkowo bardzo się obawiali, gdyż nigdy nie byli na takim weselu - był to rok 1990. Chcieli z całego serca ugościć wszystkich zaproszonych. więc przekonywali nas do podania wina lub w ostateczności chociażby lampki szampana na początek. Również dalsza rodzina i niektórzy znajomi księża byli zaskoczeni pomysłem Przekonywano nas, że zabawa się nie uda i goście szybko rozejdą się do domów. Delikatnie jednak, ale stanowczo prosiliśmy żeby nam zaufali, byliśmy już bowiem wcześniej na takich weselach
Poprosiliśmy o modlitwę w intencji pięknego przeżycia ślubu i wesela naszych najbliższych przyjaciół oraz siostry z jednego z krakowskich zakonów' klauzurowych i zabraliśmy się do organizowania tego dnia. W przygotowaniach mogliśmy liczyć na radę i pomoc ze strony znajomych ze wspólnoty Odnowy w Duchu Świętym Dzięki temu dotarliśmy do krakowskiego zespołu muzycznego "Corde", ktoi"y grywał już na weselach bezalkoholowych. Dowiedzieliśmy się również o działającej w duszpasterstwie akademickim "Na Miasteczku" specjalnej diakonii obsługującej tego typu wesela. Zdawaliśmy sobie sprawę, że w polskiej rzeczywistości zamiast alkoholu musimy gościom zaproponować naprawdę dobrą muzykę oraz wspólna i wesołą zabawę prowadzoną przez sympatycznych wodzirejów. O smaczne menu w dużych ilościach zadbali rodzice, wciąż zatroskani jak wypadnie to nietypowe wesele. Zaproszenie ślubne również zaprojektowaliśmy sobie sami. robiąc następujący dopisek: Z radością zapraszamy również na przyjęcie weselne do Domu Działkowca w Trzebini - Gaju. Narzeczem proszą o pomoc w dochowaniu przyrzeczeniu złożonego Parni Bogu, że przyjęcie będzie bez alkoholu, co jak wierzymy nie przeszkodzi w dobrej zabawie.
17. lutego 1990 roku w godzinie Miłosierdzia rozpoczęła się nasza uroczysta Msza ślubna, podczas której w obecności 4 kapłanów, naszych rodzin i wielu przyjaciół i znajomych ślubowaliśmy sobie miłość i wierność małżeńską. Na zakończenie Mszy św. ksiądz proboszcz przeczytał i wręczył nam życzenie przesłane przez ks. kardynała Franciszka Macharskiego: ,. Drodzy Nowożeńcy, pragnę wyrazić moją szczególną radość z lego, że zamierzacie urządzić Waszą uroczystość weselną bez napojów alkoholowych. Życzę, aby to odważne i szlachetne zamierzenie stale się wezwaniem dla innych do szerzenia chrześcijańskich obyczajów i do apostolstwa trzeźwości w naszej Ojczyźnie" (...). Po ślubie i życzeniach przed kościołem m.in. odśpiewanych po góralsku, udaliśmy się na przyjęcie, na którym było w sumie ponad 110 osób. Szczęśliwi i wzruszeni zajęliśmy miejsce dla nowożeńców pod obrazkiem M.B. Częstochowskiej i cytatem z Księgi Liczb, który sami wybraliśmy: Niech nas Pan błogosławi i strzeże. Niech Pan rozpromieni oblicze swe nad nami, niech nas obdarzy swą łaską.
Niezawodni okazali się nasi wodzirejowie - wysoki Grześ i niski Staś - którzy od samego początku potrafili wspaniałe rozbawić gości, ucząc ich wspólnej piosenki dla państwa młodych i poznając ze sobą rodziny. Również orkiestra była znakomita - świetnie współpracowała z naszymi wodzirejami - bardzo szybko zaczęły się wspólne zabawy, konkursy, do których na początku zapraszano gości z jednej rodziny i drugiej. Później już sami goście włączali się z ogromnym zaangażowaniem w kolejne gry i zabawy. Było wiele radości. W tańcach - polonez i walczyk dla państwa młodych - brała udział dokładnie cała sala, nikt nie został przy stołach. Roztańczoną salą, z ponad 50 parami, dyrygował wysoki Grzegorz, który wymyślał coraz to nowe figury i układy taneczne. Nawet niektórzy goście weselni łącznie z 70-letnimi ciotkami, nie mogli się nadziwić jak świetnie radzą sobie z polonezem, mimo iż niejednokrotnie tańczą go pierwszy raz w życiu. Na koniec jeden z kolegów przyznał nawet, że nie bawił się i nie wytańczył tak dobrze nawet na własnym weselu. Inni stwierdzili, że nie mieli ochoty korzystać zbyt często z obfitości stołów, żeby nie przegapić udziału w jakimś konkursie czy innej dobrej zabawie.
Kamery video nie były jeszcze wówczas tak popularne jak dziś, dlatego tylko część tych zabaw z początku wesela została zarejestrowana. Teraz tego żałujemy, gdyż można by wracać do tych wspomnień na nowo. Ale nawet ta jedna taśma długo po weselu krążyła wśród rodziny czy znajomych i z wielką radością była oglądana. Te osoby, które zrezygnowały z udziału w przyjęciu ze względu na brak alkoholu stwierdziły, że gdyby wiedziały, że można się tak świetnie bawić na weselu bez wspomagania procentami, to na pewno by przyjechały.
Wesele trwało do rana. Wszyscy ochotnie chcieli zostać na nim do końca, nawet najstarsi wiekiem goście nie chcieli dać się nad ranem odwieźć do domu. Jak mówili, nie chcieli stracić tego, co się jeszcze ciekawego wydarzy. I rzeczywiście uroczystość weselna zakończyła się około godziny szóstej rano wspólną modlitwą dziękczynną. Wszyscy goście weselni zebrali się w kręgu na środku sali i trzymając się za ręce odmówiliśmy "Ojcze nasz", a potem śpiewaliśmy radosne pieśni uwielbienia. Ostatnią, którą z mocą i wielką radością zaśpiewaliśmy była piosenka: "Ludzie, ludzie, których Bóg jest Panem szczęśliwi są ..." l dzięki Lasce Bożej doświadczamy tego każdego dnia w naszym małżeństwie i w naszej rodzinie już prawie 14 lat.


Wspomnienia z wesela bezalkoholowego

Teresa i Marek Cieszkowscy (3 sierpnia 1991)

Teresa:

Poznaliśmy się z Markiem tuż przed nagłą śmiercią mojej mamy , a niespełna 2 lata po śmierci taty .Zostałam w domu sama, a przecież to dla nich wróciłam z Krakowa do domu. Zmieniłam pracę raz i drugi, żeby częściej być z mamą.. Kiedy opowiedziałam mamie o Marku, którego wcześniej parokrotnie spotkałam w duszpasterstwie akademickim, mama powiedziała: ,,Nie zmarnuj tego''. Mama miała wiele razy wyrzuty sumienia, że dla niej zmieniłam swoje plany. Ja byłam zadowolona, bo zyskałam jako dorosła kobieta przyjaźń mamy, dobrych i Życzliwych znajomych, i po 8 latach zmiany mieszkań miałam stały ,,kąt''. Wiedziałam, że jeśli Pan Bóg zechce, to wrócę do Krakowa. I tak się stało.

Znajomość z Markiem coraz bardziej uświadamiała mi, jak bardzo brak mi rodziców , jaką mam ,,lukę'' w sercu i jak on staje się dla mnie kimś ważnym. Bałam się, że to tylko złudzenia, że to próba wypełnienia pustki. Ale Pan Bóg przez pytania różnych ludzi zmuszał mnie do określenia swoich uczuć i wyobrażeń. Nasza wspólna modlitwa, Msza Św. i przyjmowanie Jezusa Eucharystycznego było nadzieją, że nie może to być złudzeniem.

W Święto Bożego Miłosierdzia podczas Mszy Św. .modliłam się, żeby Pan Bóg pozwolił nam odczytać właściwie Jego wolę i wypełnić ją.. Po powrocie z kościoła do mojego domu Marek poprosił mnie o rękę. Mogłam się tylko zgodzić, bo teraz byłam JUŻ pewna Bożego prowadzenia. Podzieliliśmy się tym, o co modliliśmy się w czasie Mszy Św. .i okazało się, że Marek modlił się, abym zgodziła się zostać jego żoną.. Zaufaliśmy Panu Bogu i sobie, choć nasza znajomość nie była długa. Podczas rozstań łączyliśmy się poprzez modlitwę Koronką do Bożego Miłosierdzia. To było piękne.

Pozostało nam ustalenie daty, godziny i miejsca ślubu. Wybraliśmy pierwszą sobotę sierpnia, godz. 15 .00 -godzinę Bożego Miłosierdzia. A miejsce -tyle pięknych kościołów w Krakowie, mój bliski parafialny w Rabie Wyżnej Wspólna miłość do gór i miłość do Matki Bożej sprawiły, że wybraliśmy Sanktuarium Kró1owej Podhala w Ludźmierzu. Wielokrotnie przyjeżdżałam tutaj z rodzicami i rodzeństwem, potem sama i z Markiem. Na wesele zaprosiliśmy najbliższych, moją siostrę i brata z rodzinami, chrzestnych z rodzinami, świadków i bliskich Marka. Każdy ślub i wesele rodzi u bliższych i dalszych krewnych oraz znajomych różne pomysły i problemy.Tak było i u nas. Ogromna większość została przecież zaproszona tylko na ślub. Postanowiliśmy więc modlić się, aby nic nie zakłóciło nam Mszy św. i Sakramentu Malzeństwa. Przed wyjściem do kościoła sami modliliśmy się jeszcze raz, prosząc o pomoc w dniu dzisiejszym i błogosławieństwo na cale nasze życie. Moje rodzeństwo modliło się w miejscu, gdzie wypelniali swoje zadania.

Oboje byliśmy sierotami, więc bliskość uśmiechniętej Matki Bożej Ludźmierskiej była ogromnym wsparciem. W kościele spotkały nas mile niespodzianki -mnóstwo krewnych i znajomych, śpiewająca i grająca młodzież z Raby Wyżnej, a potem pięciu kapłanów koncelebrujących Mszę Św. Tym wszystkim ludziom każdego dnia jesteśmy wdzięczni, a zwłaszcza za dar Mszy Świętej. Jak już wcześniej się okazało, oboje jesteśmy członkami Krucjaty Wyzwolenia Człowieka, więc naturalne jest, że nie pijemy i nie podajemy alkoholu i nie korzystamy z innych używek. Stąd i nasze skromne wesele w Ludźmierzu było bezalkoholowe. Bawiliśmy się dobrze, ciesząc się z obecności naszych bliskich i z tego, że jesteśmy razem. Za przygotowanie i radosny przebieg przyjęcia wdzięczni jesteśmy mojej siostrze i szwagrowi, bratu i bratowej oraz naszym gościom.

Minęło wiele lat łatwiejszych i trudniejszych. Wielokrotnie wędrowaliśmy do Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach i do Matki Bożej Ludźmierskiej, znajdując dla nas i naszych córeczek Marysi i Kasi pomoc, radość i nadzieję. Za naszych rodziców , rodzeństwo, bliskich, kapłanów i wielu dobrych ludzi, którzy przybliżali nam Boga dziękujemy przez Maryję Bożemu Miłosierdziu. Prosimy Pana nieustannie o wiarę, miłość i inne potrzebne laski dla naszego małżeństwa i rodziny, bo wiemy, że sami nic nie możemy zrobić. Jezu ufamy Tobie.

Po raz pierwszy uczestniczyliśmy w spotkaniach IX Ogólnopolskiego ,, Wesela Wesel'' w Ludźmierzu. Te sierpniowe dni były dla nas ogromnym darem wspólnej modlitwy, refleksji i świadectwa wielu małżeństw .Dokładnie w dwunastą rocznicę naszego ślubu 3.08.2003 razem ze wszystkimi małżeństwami odnowiliśmy nasze przyrzeczenia małżeńskie. Boża radość, miłość i pokój, których doświadczaliśmy w spotkaniach z innymi rodzinami na ,, Weselu Wesel'' zmobilizowały nas do podzielenia się w Ludźmierzu świadectwem o naszym ślubie i bezalkoholowym weselu. Czas wspólnej Eucharystii, modlitwy, konferencji i świadectw oraz wspanialej zabawy na ,, Weselu Wesel'' utwierdził nas w słuszności życia w abstynencji oraz konieczności pomocy innym ludziom. Chwała Panu.

Marek:

Dopełniając świadectwa Teresy, nie mogę pominąć mojej miłości do gór, z którymi jestem od dziecka związany .Urodziłem się w Krakowie, tu mieszkałem, uczyłem się i studiowałem, ale w górach spędzałem co roku wakacje i wyrywałem się do nich w każdej wolnej chwili. Z zawodu jestem geologiem, a obecnie nauczycielem akademickim na Uniwersytecie Jagiellońskim. Bóg sprawił, że od zakończenia studiów nieustannie prowadzę badania geologiczne w górach. Tu współprojektowałem i nadzorowałem kilka głębokich (4 -5 tys. metrów) wierceń, w tym jedno z pierwszych, które odkryło wody termalne na Podhalu. Z geologii Gorców przygotowywałem rozprawę doktorską, a obecnie oprócz samodzielnych badań prowadzę tu praktyki terenowe dla studentów .Gdy chodzę po górach z geologicznym kompasem i młotkiem, górale często pytają czy szukam złota. Odpowiadam pół: żartem, pół serio, że tak, chociaż nie tylko. ,,A znalezliscie panocku juz jakie złoto w tych górach?''. Dziś muszę odpowiedzieć, że tak, że znalazłem coś jeszcze cenniejszego. Znalazłem tę moją wspaniałą żonę Terenię, a Bóg dołożył nam dwa bezcenne skarby -Marysię i Kasię.

Wspominając na ,,Weselu Wesel'' nasz ślub i bezalkoholowe wesele, trudno było nie wspomnieć Duszpasterstwa Akademickiego ,,Beczka'' przy Klasztorze 0.0. Dominikanów w Krakowie i działającej tu Wspó1noty Odnowy w Duchu Św. .Z początkiem lat osiemdziesiątych przyprowadzili mnie tu dwaj moi studenci. Jeden z nich jest dziś zakonnikiem i kapłanem, a drugi znanym w świecie profesorem Uniwersytetu Jagiellońskiego. Dla mnie w tej wspó1nocie zaczęło się bliskie Boga życie i tu spotkałem Terenię, ale dopiero po kilku latach spotkanie na ślubie i weselu naszych przyjaciół ze Wspó1noty, zbliżyło nas do siebie i poprowadziło do małżeństwa. Wspominając lata osiemdziesiąte w ,,Beczce'' muszę przypomnieć setki ludzi, głównie studentów , którzy w czasie letnich rekolekcji przystępowali do Krucjaty Wyzwolenia Człowieka decydując się na czasowe lub dożywotnie trwanie w abstynencji. Nie dziwne były więc w tamtych latach dziesiątki bezalkoholowych wesel, na których albo osobiście bywałem, albo o nich słyszałem od innych członków Wspólnoty. Część z tych wesel odbywało się w górach, w tym kilka na Podhalu. Życie w abstynencji tak wielu ludzi i radosne wesela bezalkoholowe dowodzą. że bez alkoholu można żyć i można wspaniale się bawić. Szczególna wartość wstrzemięźliwości od alkoholu tkwi w fakcie, że jest ona darem miłości niesionym za innych Panu Bogu. Gdy abstynencja jest ofiarowana Bogu, Bóg daje silę wytrwania w niej, to co wydaje się trudne staje się łatwiejsze, a poniesiona ofiara nagradzana jest radością.

[Kraków 2003 r]


Wspomnienia z wesela bezalkoholowego

Elżbieta i Wojciech Trzaska (10 sierpnia 1991)

Nasze wesele bezalkoholowe odbyło się 10.08.1991 roku. Był to czas obecności Ojca Świętego w naszej Ojczyźnie, na Jasnej Górze z okazji Światowego Dnia Młodzieży. 12 lat temu nie wszyscy ludzie słyszeli o tym, że można się bawić bez alkoholu, toteż niektórzy z naszej rodziny posądzili nas o to, że chcemy zaoszczędzić pieniądze. Mój brat Maciej doradzał nam, abyśmy przyjęli gości weselnych w hotelu "Forum" w Krakowie, który w tamtych czasach miał najlepsze ku temu warunki. Tak też się stało.
Na przyjęciu weselnym było 80 gości wraz z dziećmi. Na krótko przed naszym weselem moja mama Irenka wyczytała artykuł w "Niedzieli" o wodzireju panu Mirosławie Karitorze, który prowadzi takie przyjęcia bezalkoholowe, prymicje i inne. Zaraz pojechaliśmy do Niego, przyjął nas bardzo życzliwie i ucieszył się, że chcemy mieć takie przyjęcie. Mimo zaplanowanego czasu nie odmówił nam swojej obecności na naszym weselu. Załatwił też orkiestrę, fotografa i kamerzystę. My i nasze rodziny mieliśmy dużą pomoc ze strony pana Mirosława. Jesteśmy mu za to bardzo wdzięczni, niechaj łaskawy Pan Bóg błogosławi w życiu Jemu i Jego rodzinie.
Pan wodzirej Mirek zajął się przygotowaniem przyjęcia od samego początku ślubu tj. błogosławieństwa w naszych domach; rodziców z całą piękną oprawą muzyczną, zwłaszcza na Mszy Świętej, która była bardzo uroczysta, bowiem w koncelebrze uczestniczył mój wujek ks. Jan Krawiec. Dziękujemy mu za to z całego serca. Przyjęcie weselne trwało do rana, wszyscy goście dorośli i dzieci bawili się wspaniale, każdy był rozradowany. Pan Mirek pracował niestrudzenie nawet podczas posiłków zabawiał gości a kelnerzy hotelu nie kryli zachwytu, że tak pięknie można się bawić bez alkoholu. Goście weselni również bardzo serdecznie dziękowali nam i naszym rodzicom za tak wspaniałe przyjęcie. Minęło już dzięki Panu Bogu tyle lat a dalej mile wspominany jest ten czas.
Obecnie mamy dwoje dzieci. Pan Bóg obdarzył nas synkiem Łukaszkiem, który ma 11 lat i córeczką Magdaleną , która ma 3 lata. Toteż ze względów rodzinnych nie na wszystkich corocznie organizowanych spotkaniach "Wesela Wesel" mogliśmy być obecni. Byliśmy przez dwa kolejne lata na takim spotkaniu "Wesele Wesel" w Kamesznicy oraz w Rzymie. Kochany nasz ks. Władysław Zązel zorganizował nam wyjazd z osobistą audiencją u Ojca Świętego.
Byliśmy tam w strojach regionalnych, my byliśmy z mężem w stroju krakowskim (na zdjęciu). Były to wspaniałe, wzruszające chwile zwłaszcza gdy było mi dane uścisnąć i ucałować ręce Ojca Świętego. Takich chwil się nie da w życiu zapomnieć. Pozdrawiamy i dziękujemy ks. Władysławowi za tak wspaniałą ucztę duchową, na którą nas wszystkich zaprosił, niech Wszechmogący Bóg obdarza go łaskami, a Matka Najświętsza wspiera Go w tym szlachetnym dziele, które prowadzi w swoim życiu.
Chociaż nie co roku możemy być obecni na "Weselu Wesel", przeżywamy to z radością i wspieramy gorąco modlitwą. Cieszymy się, że przybyło już tyle nowych par małżeńskich i także panów wodzirejów. Takie to piękne i budujące. W naszej codziennej modlitwie różańcowej modlimy się o trzeźwość Narodu Polskiego. Niech Miłosierny Bóg ustrzeże nas od potopu alkoholowego.
Kończąc przesyłam pozdrowienia i serdeczne podziękowania za pamięć o nas i za przesyłane co roku zaproszenia na "Wesele Wesel". Niech Bóg błogosławi wszystkim.

[Chełm-Grabie, 2003 r]


Wspomnienia z wesela bezalkoholowego

Agata i Włodzimierz Wójtowiczowie (1 sierpnia 1992)

Mam na imię Agata, mój mąż Włodzimierz ,wspólną drogę życia rozpoczęliśmy 11 lat temu. Pan Bóg obdarzył nas trzema synami; Piotr, Pawel i Michał. Mieliśmy wesele bezalkoholowe. Było to tak-po kilkuletnim okresie znajomości podjęliśmy decyzję o zawarciu sakramentu małżeństwa. Wiedzieliśmy ,że to bardzo ważny moment w naszym życiu. Dlatego też chcieliśmy, żeby ten dzień, kiedy wypowiemy sakramentalne "tak", był wyjątkowy. Początkowo rozważaliśmy możliwość pobrania się podczas Pieszej, Pielgrzymki z Krakowa na Jasną Górę .Wcześniej kilka razy uczestniczyliśmy w takich pielgrzymkach i mogliśmy obserwować pary .które zawierały sakrament małżeństwa w czasie drogi na Jasną Górę .Mnie osobiście bardzo to się podobało i myśląc o przyszłości, snułam plany, że może i ja kiedyś przeżyję taki moment. Jednak po rozważeniu wszystkich za i przeciw wyszło na to, że nie zdecydowaliśmy się na ślub w czasie pielgrzymki. Drugą możliwością ,którą braliśmy pod uwagę był ślub w kościele parafialnym pw. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny w Niegowici i przyjęcie weselne bezakoholowe. Nigdy wcześniej nie byliśmy na takim weselu. Słyszeliśmy tylko, że takie wesela odbywają się. Mój narzeczony powiedział o tym pomyśle swoim rodzicom, a ja swojej mamie( mój tata zmarł ,gdy byłam dzieckiem).Zarówno rodzice narzeczonego, jak i maja mama nie byli zachwyceni tym ,co usłyszeli. Musieliśmy dość rygorystycznie postaw ić sprawę i okazać niemały upór, aby osiągnąć zamierzony cel. Rodzice mieli różne obawy: ludzie pomyślą że nie mamy pieniędzy na alkohol, goście obrażą się ,że nie ugościliśmy ich odpowiednio, a może w ogóle nikt nie zechce na takie wesele przyjść ?! itd. itp. My jednak oddaliśmy wszystko w ręce Pana Boga i Maryi. Datę ślubu ustaliliśmy na sierpień, to przecież miesiąc trzeźwości. Na zaproszeniach napisaliśmy, że wesele będzie bezakoholowe i informowaliśmy o tym ,zapraszając gości. Niektórzy patrzyli na nas zadziwieni, inni byli ciekawi, jak to wypadnie. Ponieważ wesele odbywało się na sali w Domu Strażaka .mogliśmy zaprosić tylko określoną ilość gości- okoto 120-130 osób. Wbrew wcześniejszym prognozom na weselu byt komplet, oprócz osób które już przy zapraszaniu mówiły, że z ważnych powodów nie będą mogły przyjść. Był piękny słoneczny dzień, sobota l sierpnia 1992r.o godzinie 15.00. w obecności wspaniałych księży i gości uczestniczyliśmy we Mszy św. i złożyliśmy przysięgę małżeńską. Potem były życzenia i wspaniała zabawa do białego rana; a następnego dnia poprawiny do późnych godzin nocnych. Nie wiedzieliśmy ,że są osoby, które zajmują się prowadzeniem zabaw na takich weselach. Toteż nie mieliśmy wodzireja i zabawy wymyślaliśmy sami z pomocą najbliższej rodziny. Goście bawili się wybornie. Ci z rodziny i znajomych, których nie zaprosiliśmy ze względu na ograniczoną ilość miejsca mieli potem do nas pretensje ,że nie mogli uczestniczyć w takiej wspaniałej zabawie. My zaś mamy świadomość tego, że tamten dzień był taki cudowny, ponieważ przeżywaliśmy go z Bogiem. To On tak pokierował naszym życiem, że trzeźwość w naszej rodzinie trwa do dnia dzisiejszego i mamy nadzieję, że tak będzie do końca życia. Za to Chwała Panu.

[2003]


Wspomnienia z wesela bezalkoholowego

Janina i Wojciech Miklaszewscy

WOJTEK:
Właściwie można powiedzieć, że wszystko to, do czego zmierza poniższe świadectwo zaczęło się jeszcze w szkole średniej. Może mi ktoś nie uwierzy, ale upijałem się wtedy dość często. Zresztą chcąc być na fali "musiałem" (specjalnie użyty tu cudzysłów) to robić. Aby mama nie zauważyła mnie pijanego, to musiałem najpierw trzeźwieć, w związku z czym późno wracałem do domu. Trwało to kilka lat (choć oczywiście nie codziennie, ale dość często). Aż pewnego dnia, gdy byłem już w klasie maturalnej, upiłem się bardziej niż zwykle, więc później niż zwykle wróciłem do domu. Było to około 2:00 w nocy, ale tym razem mama nie spała - czekała na mnie. I wtedy usłyszałem te słowa: "Synku jak możesz mi to robić?". Na to odpowiedziałem: "Mamo obiecuję, że to było po raz ostatni". Działo się to w jesieni 1973 roku i stało się przełomem w moim życiu - był to konkretny krok do abstynencji. Właściwie dotrzymałem słowa. Piszę "właściwie", gdyż od tamtej pory raz (niestety ten jeden raz był) złamałem tę obietnicę - na Sylwestra 1976 roku wypiłem pół lampki szampana. Warto tu jednak podkreślić, że tzw. problemu alkoholowego nie miałem nigdy - bez trudu, bez żadnych ubocznych skutków, bez ciągot do alkoholu, bez zwidów alkoholowych itp. przestałem pić. Nie byłem uzależniony od alkoholu.
Ważne w tej części świadectwa jest to, że od wczesnego dzieciństwa byłem chory na padaczkę i choć zdawałem sobie sprawę, że mnie alkoholu pić nie wolno, to go piłem. Natomiast, gdy rzuciłem picie nie tłumaczyłem się abstynencją z powodu choroby, lecz po prostu mówiłem, że nie chcę pić. Ten sposób rozumowania wpłynął na moją decyzję wpisania się w roku 1983 do Krucjaty Wyzwolenia Człowieka (słynne hasło: "Przez abstynencję wielu do trzeźwości wszystkich"), w której jestem do dzisiaj. Dzisiaj, gdy prawie od 13 lat jestem wolny od padaczki (zostałem cudownie uzdrowiony), w dalszym ciągu ślubowanie abstynenckie jest dla mnie ważne. Nie wiem co by było, gdybym w 1983 roku nie ślubował, ale ślubowałem, a poza tym jestem patriotą, więc te obydwa fakty zobowiązują.
Będąc członkiem Krucjaty Wyzwolenia Człowieka, a także jednym z odpowiedzialnych w tej inicjatywie (przez 10 lat takiej odpowiedzialności) szukałem w życiu dziewczyny, która również powinna być abstynentką. Jeżeli na taką trafiałem, to znowu z innych przyczyn nie mogła się ona stać partnerką mojego życia, aż po wielu latach trafiłem na dziewczynę, która nigdy nie miała alkoholu w ustach (jest nią obecna moja żona), która również stała się partnerką mojego życia. Już przeszło 9 lat jesteśmy małżeństwem. Oczywistą sprawą jest, że nasze wesele musiało być bezalkoholowe. Żadne uwagi moich kolegów (dotyczące tradycji polskiej, czy stwierdzenia, że "bez alkoholu nie można się dobrze bawić") nie wpłynęły na tą decyzję.
W przypadku mojej żony jest jeszcze jedna sprawa, która raduje moje serce, mianowicie jej najbliższa rodzina (ojciec i rodzeństwo) również są abstynentami. Niestety nie mogę tego powiedzieć o mojej mamie i siostrze (choć umiarkowanie, ale lubią sobie wypić), ale dzięki mojej abstynencji jestem dla nich znakiem. Zdaję sobie sprawę, a nawet mam konkretne przypadki, że moja abstynencja pomogła innym (mającym mniejszy lub większy problem alkoholowy) w odejściu od picia, więc mam za co dziękować Panu Bogu. Tym bardziej, że wokół mnie (podwórko, praca, znajomi, reklama itp.) istnieje ten problem, co zmusza mnie do ciągłego dawania świadectwa w tej dziedzinie.
Jeszcze jedna sprawa. Jako wstępujący do Krucjaty Wyzwolenia Człowieka ślubowałem abstynencję do czasu, gdy problem alkoholowy w Polsce zniknie (należy tu przypuszczać, że jest to ślubowanie do końca życia, ale Bóg może wszystko, a wtedy ...). Gdy wkrótce po tym stałem się jednym z odpowiedzialnych za to dzieło, ślubowanie to pogłębiłem o przyrzeczenie do końca mego życia, a także o nie ułatwianie innym zdobywania alkoholu, narkotyków czy papierosów. Jestem wdzięczny Panu Bogu, że postawił na mojej drodze kobietę - abstynentkę, gdyż posiadanie podobnych poglądów ułatwia wytrwanie w nich mimo różnych trudnych okoliczności.
Wesele nasze było wspaniałe (choć ze względów lokalowych ilość uczestników tej uroczystości określiłbym na średnią - ok. 60 osób). Każdy był trzeźwy przez cały czas, były fajne konkursy, muzyka też była wspaniała. Wiele ludzi - gości tego wesela- podobnie jak my było abstynentami, zaś ci, którzy lubili sobie wypić stwierdzili, że mimo braku alkoholu w tak wspaniałym przyjęciu jeszcze nie uczestniczyli.

JANINA:
Do tego wszystkiego chciałabym dodać, że jestem wdzięczna Panu Bogu, że moja najbliższa rodzina to abstynenci. Dziękuję również Panu Bogu za to. Że mój mąż jest abstynentem i za to, że mieliśmy wesele bezalkoholowe. Ja również składałam przyrzeczenia abstynenckie, ale akurat nie w Krucjacie Wyzwolenia Człowieka, a w Apostolacie Trzeźwości (wybrałam tam ślubowanie pełne tzn. abstynencję do końca życia i nie ułatwianie innym zdobywania alkoholu). Gdy jesteśmy wśród bliskich osób, wszyscy wiedzą z góry, że jesteśmy abstynentami i tak możemy dać świadectwo. Natomiast w innych przypadkach łatwiej jest wspólnie powiedzieć proponującym alkohol, że jesteśmy abstynentami.
Dziękujemy Panu Bogu za dar abstynencji i wytrwania w niej. Dziękujemy Mu również za to, że możemy pomóc innym ludziom jak również możemy się przyczynić do odnowienia trzeźwości w polskim narodzie oraz do obniżenia statystyki spożycia alkoholu w Polsce.


Wspomnienia z wesela bezalkoholowego

Iwona i Arek Kwiatek - wspomnienia z wesela bezalkoholowego

Jest to dla mnie wielkie przeżycie - możliwość podzielenia się z Wami tym co dla naszego małżeństwa, a tym samym dla rodziny, jest bardzo cenne.
Dzień, w którym ja i Arek mieliśmy przeżyć zaślubiny, miał być szczególny. Zależało nam aby zorganizować wesele bezalkoholowe.
Co sprawiło, że podjęliśmy taką decyzję?.
Tak naprawdę całe nasze życie, dzieciństwo wpłynęło na zerwanie z alkoholem u początku naszej wspólnej drogi. Ja doznałam bardzo przykrych doświadczeń z alkoholem w dzieciństwie. Te przeżycia zrodziły we mnie nienawiść do alkoholu, nawet zapach budził odrazę. Już w latach młodzieńczych zrodziło się w moim sercu pragnienie, że w mojej przyszłej rodzinie, domu nigdy nie chcę widzieć alkoholu. Należałam przez wiele lat do wspólnoty "Odnowy w Duchu Świętym" i przebywając na jednych z rekolekcji dowiedziałam się o "Krucjacie Wyzwolenia Człowieka" (dzieło "Ruchu Światło - Życie"). Wtedy postanowiłam podpisać deklarację abstynencji do 18 roku życia.
Kiedy poznałam Arka - mojego przyszłego męża, ważne dla mnie było to, czy lubi pić alkohol. Nie był człowiekiem upijającym się ale lubił czasami dobre wino. Ja powiedziałam Arkowi o moich oczekiwaniach, o tym że pragnę własne wesele przeżyć bez alkoholu. Zależało mi na tym, aby wszyscy bliscy, znajomi doznali takiego przeżycia i zobaczyli, że i tak można się świetnie bawić. Arek ten pomysł zaakceptował.
Dowiedzieliśmy się, że udane wesele bezalkoholowe zależy od dobrego poprowadzenia przyjęcia przez wodzireja. Znaliśmy taką osobę - Zbyszek Żaba z Opola, wspaniały człowiek, poprosiliśmy go o pomoc w zorganizowaniu wesela. Na spotkaniu z nim dowiedzieliśmy się, że zgadza się nam pomóc, ale równocześnie chce abyśmy na weselu powiedzieli świadectwo o działaniu Pana Jezusa w naszym życiu. Mimo, że wyzwanie było ogromne, zgodziliśmy się.
Wesele było udane, mieliśmy ok.100 osób, wszyscy się świetnie bawili. Nasz wodzirej prowadził różne zabawy, konkursy i dla dzieciaków i dla dziadków, był czas na śmiech i westchnienie serca. Dużym wsparciem była dla nas pomoc przyjaciół z Kluczborka. Na weselu przedstawili pantominę o przyjęciu Pana Jezusa - dzieleniu się chlebem i miłością z innymi, do której zaangażowali i nas. W nocy przygotowali "widowisko" sztucznych ogni. Mój mąż, który kocha konie, przygotował niespodziankę - bryczkę z końmi i bez jego akceptacji, jadąc z kościoła zostałam porwana.
Większych trudności z przeprowadzeniem tego wesela nie mieliśmy. Miały miejsce pewne głosy ze strony bliskich, że nam się nie uda, ludzie będą się nudzić. Była pewna obawa związana z miejscem, gdzie odbywało się przyjęcie. Wybraliśmy atrakcyjny i wartościowy duchowo Kamień Śląski z Sanktuarium Św. Jacka, gdzie goście mogli udać się na spacer. Nasza sala mieściła się obok dyskoteki i restauracji, miejsc dobrze zaopatrywanych w alkohol. Nie słyszeliśmy aby ktoś z zaproszonych chodził i popijał sobie, liczyliśmy na uszanowanie naszej woli.
Wybaczcie, chyba rozpisałam się, ale chciałam ukazać, że bogactwo programu wesela bezalkoholowego wpływa na brak ochoty i czasu na myślenie o alkoholu przez gości.
Aktualnie ja i Artek jesteśmy 8 lat małżeństwem, mamy trzy kochane córeczki - Julia (6 lat), Weronika (4 lata), Marysia (2 lata). Widzimy wielkie owoce decyzji zorganizowania wesela bezalkoholowego. Jesteśmy we wspólnocie Domowego Kościoła, dwa lata temu na rekolekcjach podpisaliśmy deklarację "Krucjaty Wyzwolenia Człowieka" - abstynencja od alkoholu do końca życia. W naszym domu nie ma miejsca dla alkoholu i wszystkie spotkania towarzyskie przeżywamy w trzeźwości. My i nasze dzieci jesteśmy wolni od problemów jakie niesie ze sobą alkohol, bycie uzależnionym. Ja jako żona nie muszę lękać się o to, że mąż wróci pijany nocą i będzie robił awanturę..
Jesteśmy przekonani, że bez pomocy i woli Pana Boga zorganizowanie wesela bezalkoholowego, nie byłoby możliwe. Trzeźwe przeżycie swych zaślubin, wesela daje poczucie radości i otwiera na zdroje łask.
Na koniec pragnę podziękować Wam za możliwość powrócenia do korzeni, do początku naszego życia małżeńskiego, naszego sakramentalnego "tak". Dziękujemy wszystkim, którzy z nami w tym dniu przeżywali radość i szczęście.
Tobie Panie Jezu i Maryjo dziękujemy za to, że byliście z nami wtedy i wciąż odczuwamy Waszą obecność, miłość i moc łask w życiu.


Wspomnienia z wesela bezalkoholowego

Zofia i Rafał Bąk (26 sierpnia 2000)


Sakrament małżeństwa zawarliśmy 26. 08. 2000 r. - Święto Matki Bożej Częstochowskiej w parafii Góra Ropczycka ( diecezja rzeszowska). Do tego ważnego dnia przygotowania rozpoczęliśmy rok wcześniej. Postanowiliśmy, że nasze wesele zorganizujemy bez alkoholu. Nie była to łatwa decyzja. Chcieliśmy, aby wszyscy goście byli zadowoleni lecz nie mieliśmy pewności, czy zmiana weselnych tradycji przyniesie im radość i zadowolenie. Nie poddawaliśmy się obawom,gdyż całą sprawę zawierzyliśmy Matce Bożej i wiemy, że to Ona dodawała nam siły i odwagi w realizacji zamierzonego celu.
O takich weselach docierały do nas różne informacje - pozytywne i negatywne. Bez względu na wszystko był to dla nas wielki przykład i świadectwo wiary ze strony małżeństw mających wesele bezalkoholowe.
- Kiedyś miałam okazje słuchać na antenie Radia Maryja audycja o weselach bezalkoholowych, w której uczestniczył nie znany dla mnie wówczas ksiądz Władysław Zązel - proboszcz z Kamesznicy- wraz z góralską kapelą. Te wszystkie słowa i przykłady omawiające temat,wryły się w moje serce tak mocno, że już wtedy postanowiłam: jeśli wesele, to tylko bez alkoholu. Po jakimś czasie natrafiłam na artykuł w katolickiej gazecie " Źródło " poświecony spotkaniu małżeństw " Wesele wesel", które odbyło się w Rzymie. Tam też był adres i telefon do księdza Władysława. Na wszelki wypadek tę gazetę zachowałam na przyszłość. Tak też po kilku latach okazała się bardzo przydatna.
- Moje obawy co do powodzenia wesela bezalkoholowego trwały znacznie dłużej. Zwrotnym momentem był dzień, w którym zatelefonowałem do księdza Władysława. Przez telefon usłyszałem głos człowieka, który sprawiał wrażenie jak by mnie znał od dawna. Rozmowa trwała krótko, ale wystarczyła, że nikogo więcej nie musiałem słuchać. Od tego momentu moja decyzja była nieodwołalna.
Bóg tak kierował naszymi przygotowaniami, że dowiedzieliśmy się o dobrym wodzireju, który poprowadziłby nasze wesele. Dla utwierdzenia się sami postanowiliśmy uczestniczyć w kursie dla wodzirejów wesel i zabaw bezalkoholowych. Po tym szkoleniu odpędziliśmy od siebie resztki wątpliwości a przy okazji nauczyliśmy się jak można dobrze się bawić bez alkoholu. Od strony rodziców nie mieliśmy żadnych przeszkód a nawet czuliśmy ich poparcie, że należy dać przykład dobrej zabawy. Wesele odbyło się zgodnie z ustalonym planem.
Wszyscy goście byli pod wrażeniem i do dziś wspominają, że jeszcze na żadnym weselu tak super się nie bawili, a nawet byli zdziwieni, że bez alkoholu potrafią i maj ą odwagę do tańca.
O "Weselu wesel" wiedzieliśmy już w okresie narzeczeńskim i mieliśmy wielkie pragnienie uczestniczyć w nim już wtedy. Nie byliśmy jednak pewni czy jako narzeczeni możemy uczestniczyć.
Białystok to pierwsze miejsce które, do końca życia zapadnie nam w pamięci. Świadectwa i postawa małżeństw uczestniczących w tym spotkaniu wywarły na nas wielkie wrażenie. Osoba księdza Władysława oraz wystąpienia prelegentów i prowadzących ubogaciły nas w nowe doświadczenia. Postanowiliśmy w miarę możliwości uczestniczyć w kolejnych spotkaniach. Z perspektywy trzech spotkań ( Białystok, Koszęcin, Ludźmierz ) z całą stanowczością i przekonaniem możemy stwierdzić, że wielkie rzeczy dzieją się na naszych oczach, trzeba tylko trochę chęci, aby je dostrzec.
Jesteśmy bardzo wdzięczni Bogu za Jego szczególną obecność w naszym życiu, za to, że postawił na naszej drodze tych wszystkich ludzi, dzięki którym podjęliśmy decyzję o weselu bezalkoholowym. Nie żałujemy ani jednej sekundy z naszego wesela, nie żałujemy ani jednej chwili z naszego dotychczasowego wspólnego życia.

[Wierzchosławice, 20.10.2003 r]


Wspomnienia z wesela bezalkoholowego

Ewa i Ryszard Maciołek (14 października 2000)

Ewa

Punktualnie o godzinie 12 –ej w ciepłą październikową sobotę na Krzeptówkach w Zakopanem w Sanktuarium Matki Boskiej Fatimskiej ks. Władysław Zązel udzielił nam sakramentu małżeństwa.

Okoliczności w jakich doszło do naszego bezalkoholowego wesela są dość osobliwe . Pochodzimy z mężem z różnych, zarówno pod względem odległości, jaki i kulturowych regionów Polski. Mąż chciał aby wesele odbyło się w jego rodzinnej miejscowości tj. Górze Ropczyckiej k/Rzeszowa . Z kolei ja twardo obstawałam by w myśl ,,starej” tradycji miało ono miejsce w moich rodzinnych stronach. Trudno było nam dojść do porozumienia. W końcu stanęło na Zakopanem. Przyjaciel Ryszarda podsunął myśl wesela bezalkoholowego, które i on sam miał kilka lat wcześniej.

Później były telefony do ks. Władysława aby to On udzielił nam sakramentu małżeństwa. Po kilku wizytach w Zakopanem wybraliśmy miejsce na przyjęcie weselne w Gospodzie Harnaś przy wejściu do malowniczej Doliny Kościeliskiej

Ks. Władysław Zązel w góralskim ornacie celebrował mszę św. Przeplatając co chwilę kazanie góralskimi przyśpiewkami , co wprawiało w kompletne osłupienie nas samych jak i naszych gości. Moment związania dłoni góralską stułą i wypowiedzianych słów ks. Władysława pamiętać będę do końca życia : ,,A jak Wos teros związe to i siekirą nie rozrąbie...”

Do tańca grała góralska kapela a gości do tańca prowadził wodzirej.

Od tego momentu upłynęło już 6 lat. Mamy czwórkę dzieci: Lidkę, Michalinę, Marysię i najmłodszą pociechę Emilkę która urodziła się miesiąc temu.

Jak to w życiu bywa tak i u nas są chwile radosne i te , które spowijają gęste i ciemne chmury.

Dużo zawdzięczam mojemu mężowi, choć nie mówię mu tego często. Wdzięczna jestem Bogu, że postawił na mojej drodze Ryszarda - człowieka wyjątkowego który trwa przy mnie już 6 lat mimo mojego nielekkiego charakteru. Nigdy mu za to nie dziękowałam i pewnie, gdy teraz to przeczyta będzie nieco zdziwiony.

Bardzo się cieszę, że XIII „Wesele wesel” będzie w Bydgoszczy.

To wspaniała okazja do odnowienia przyrzeczeń małżeńskich i do przypomnienia sobie naszego wesela bezalkoholowego. Pewnie i tym razem zagra góralska kapela zasilona przez zespół regionu kujawsko-pomorskiego.

Jestem pewna, że Ryszard zrobi wszystko aby to się udało, będę mocno go wspierać duchowo, bo obowiązki przy pociechach nie pozwolą mi czynnie wziąć udziału w przygotowaniach do tego święta.

Ewa

Ryszard:

Po trzech latach znajomości podjęliśmy z Ewą decyzję, że się pobieramy. Nasz ślub w pierwszej wersji miał się odbyć w Giewartowie, a wesele w ośrodku wypoczynkowym w okolicy Słupcy (Wielkopolska) w pobliżu miejsca ówczesnej pracy Ewy. Jednakże ze względu na to, że większość moich krewnych i przyjaciół pochodzi z południowej części Polski, zwłaszcza z okolic Rzeszowa, Dębicy i Nowego Sącza nalegałem, aby ślub i wesele odbył się na Podkarpaciu. Namawiałem Ewą na ślub w parafii pw. Św. Jakuba Starszego w mojej rodzinnej miejscowości Góra Ropczycka. Moja przyszła żona odbierała tę propozycję jako dyshonor. W końcu zapadła decyzja, że nasz ślub i wesele powinno odbyć się na neutralnym gruncie.

Po wielu rozmowach z naszymi przyjaciółmi i znajomymi, wybraliśmy koncepcje Ryszarda, mojego serdecznego przyjaciela uczestnika kilku spotkań Wesela Wesel, co wiązało się z postanowieniem, że będzie to wesele bezalkoholowe. Ja osobiście z abstynencją zetknąłem się w latach 80-tych jako uczestnik studenckich OAZ w Krościenku n. Dunajcem. Ponadto byłem uczestnikiem kilku wesel bezalkoholowych. Stąd też z podjęciem decyzji organizowania wesela bezalkoholowego nie miałem większych problemów. Ewa też przyjęła to bez większych zastrzeżeń a mama Ewy z radością jako, że życie jej nie szczędziło przykrości związanych z alkoholem. Przyjęła to jako zapowiedź i potwierdzenie, że Ewa dokonała prawidłowego wyboru męża a teściowa będzie miała wspaniałego zięcia.

Ostatecznie na miejsce ślubu wybraliśmy Zakopane i Kościół pw. Matki Bożej Fatimskiej na Krzeptówkach. Zaważyło na wyborze tego miejscu moje ukochanie gór i przywiązanie do Kościoła, który powstał w szczególnych okolicznościach, jako wyraz wdzięczności dla Matki Bożej Fatimskiej za uratowanie życia naszemu wielkiemu rodakowi Ojcu Świętemu Janowi Pawłowi II.

Z tego względu, że ojcem duchownym i opiekunem oraz twórcą spotkań Wesela Wesel jest ks. Władysław Zązel, który równocześnie pełni zaszczytną funkcje i posługę kapelana Związku Podhalan wystosowaliśmy zaproszenie do ks. Władysława o udzielenie nam sakramentu małżeństwa. Aby go skłonić do przyjazdu użyłem argumentu, że owszem udzielał ślubu różnym parom, ale nie udzielał go z pewnością filozofowi, który czuje się góralem.

Ks. Władysław z właściwym sobie humorem skomentował fortel i przyjął zaproszenie. I tak dnia 14 października 2000 roku o godz.12:00 w Kościele Matki Bożej Fatimskiej na Krzeptówkach w piękny, jesienny, słoneczny i ciepły dzień odbył się nasz ślub. Na uwagę zgłoszoną co do zbyt młodego wieku Pani Młodej w porównaniu do wieku Pana Młodego ks. Władysław w kazaniu odpowiedział starym, góralskim powiedzeniem, że „gdy Pan Młody za pługiem chodzi Pani Młoda dopiero się rodzi”. Ze względu na przygotowania do obchodów dnia papieskiego (16 października) Kościół na Krzeptówkach był pięknie przystrojony, a ks. Władysław odprawił Mszę św. w ornacie szytym na modłę góralską, przytaczając przypowieści, aforyzmy i przyśpiewki góralskie w kazaniu. Przyjęcie weselne odbyło się w gospodzie Harnaś położonej przy wejściu do Doliny Kościeliskiej.

W opinii naszych przyjaciół, naszych rodzin, przyjęcie weselne miało niezwykłą formę. Grała orkiestra góralska a gośćmi zajął się wodzirej. Dzisiaj z perspektywy czasu sądzę, że dobrze zrobiliśmy wybierając przecież nie tradycyjną formę ślubu i jeszcze bardziej niezwykłą zabawę weselną bez alkoholu. Pan nam błogosławi wspaniale. Właśnie przed dwoma tygodniami urodziła nam się Emilia Zofia radując nasze serca jak i serduszka siostrzyczek: Marysi, Michalinki i Lidii. Mamy więc dla kogo żyć i pracować.

Chwała Panu!

Ryszard

[Bydgoszcz, 29.12. 2006r.]


Wspomnienia z wesela bezalkoholowego

Małgorzata i Łukasz (2001)

Nasze wspólne życie zaczęło się dosyć wcześnie. Oboje mieliśmy po 19 lat i spotkaliśmy się w październiku na samym początku studiów. Już w grudniu mój mąż mi się oświadczył. Pamiętam, że odpowiedziałam mu wtedy, że „Serce mówi mi „tak”, ale muszę poczekać jeszcze na rozum”. I tak czekałam z odpowiedzią do lutego.

Zanim wzięliśmy ślub, minęły prawie 2 lata. Przez ten czas staraliśmy się dobrze przygotować do tego wydarzenia. Poznawaliśmy siebie, wartości, którymi kierujemy się w życiu, dużo rozmawialiśmy o przeszłości i przyszłości. Od samego początku naszego bycia razem pojawił się też temat czystości przedmałżeńskiej. Była ona ważna dla nas obojga, głęboko wierzyliśmy, że będzie ona miała duży wpływ na nasze późniejsze życie małżeńskie. I z perspektywy czasu możemy stwierdzić że ma. Czystość sprawia, że ludzie nabierają do siebie i swojej seksualności większego szacunku, daje poczucie pewnego rodzaju bezpieczeństwa, że jesteśmy oboje tylko dla siebie. Nie komplikuje życia, które bez czystości często uwikłane jest w zdradę, zazdrość... I podobno widać ją w małżeństwach – tak przynamniej twierdzi nasza koleżanka, która kiedyś wprost zapytała czy zachowaliśmy czystość przedmałżeńską, a kiedy usłyszała twierdzącą odpowiedź powiedziała: „Chciałam się tylko upewnić. Chciałabym aby moje małżeństwo było takie, jak wasze...” Co miała na myśli...?

W trakcie przygotowań do ślubu kupiliśmy sobie też książki o naturalnym planowaniu rodziny i zaczęliśmy sami studiować metodę termiczno – objawową. Nie wyobrażaliśmy sobie (i do tej pory nie wyobrażamy) innego sposobu na przyjmowanie na świat dzieci.

Nie ukrywam, że z takimi wartościami i sposobem myślenia wyglądaliśmy co najmniej na dziwaków, kiedy jako 21-letni młodzi ludzie poszliśmy na nauki przedmałżeńskie (tak nam się ułożyło, że każde z nas było na naukach oddzielnie w swojej miejscowości). Inne pary patrzyły z przymrużeniem oka, kiedy tak naturalnie wypowiadaliśmy się na temat czystości i planowania rodziny. To było trochę smutne. Na szczęście mamy wielu znajomych, którzy dodają nam wiary w to, że nie wszyscy młodzi ludzie prowadzą rozwiązły tryb życia i mają dziwne wartości.

Wydawałoby się, że nasze przygotowania idą właściwą drogą, że robimy wszystko jak należy... I wtedy zupełnie zaskoczyła nas reakcja rodziców męża, kiedy już realnie zaczęliśmy mówić o ślubie. Uważali, że to nie jest właściwy czas, podając przy tym niejednokrotnie przejaskrawione argumenty. Nawet rozmowa z moimi rodzicami nie pomogła. Była to dla nas bardzo trudna sytuacja, której zupełnie nie rozumieliśmy... Staraliśmy się przecież jak najlepiej przygotować do małżeństwa, nie podjęliśmy decyzji o ślubie nagle, daliśmy sobie prawie 2 lata na lepsze poznanie. Dla nas był to odpowiedni czas, ale nie chcieliśmy też za wszelką cenę zrobić rodzicom przykrości. Mieliśmy świadomość, że jeśli przystaniemy na ich decyzję to nasze narzeczeństwo trwać będzie latami, a jeśli „zrobimy po swojemu” to może to zaważyć na wiele lat na nasze wzajemne relacje z rodzicami. Nie wiedzieliśmy zupełne co zrobić, staliśmy na wielkim rozdrożu i potrzebowaliśmy jakiegoś drogowskazu. Dużo się wtedy modliliśmy, czytaliśmy Pismo Św. szukając podpowiedzi.

I dostaliśmy ją pewnego dnia... Było to jedno z najbardziej niesamowitych wydarzeń, jakie nas spotkały. Było to połączenie snu z rzeczywistością. Śniło mi się, że byłam u dziadków na wsi. Zadzwonił telefon i dziadek zawołał mnie, mówiąc że ktoś chce ze mną rozmawiać. W słuchawce usłyszałam męski głos: „Witaj. Mówi Ojciec Pio. Chciałem...” i rozmowa się urwała. Potem byłam u moich rodziców i ta sama sytuacja. Zadzwonił telefon i usłyszałam tym razem: „Tu Ojciec Pio. Chciałem Ci tylko powiedzieć...” – znów się urwało i obudziłam się. Zaczęłam dużo myśleć o tym śnie. Dlaczego przyśnił mi się właśnie Ojciec Pio? I co takiego chciał mi powiedzieć? Zjadłam śniadanie, wsiadłam w tramwaj i pojechałam na wykłady. Przed budynkiem, gdzie miałam zajęcia, znajdował się kościół. Kiedy przechodziłam obok niego, na jednej ze ścian zobaczyłam wielki plakat z napisem „Jeszcze raz chcę ci powiedzieć, że Jezus jest z Tobą. Ojciec Pio”. Po plecach przeszły mi ciarki, ale też w sercu zagościł pokój, zaczęłam odczuwać jaką wewnętrzną radość... To wydarzenie dodało nam sił, wiary w to, że nasza decyzja o małżeństwie właśnie teraz jest słuszna i że rodzice męża będą musieli się z tym pogodzić, bo dla nas to jest właśnie ten czas..

Ustaliliśmy w kościele datę ślubu i wynajęliśmy małą salę na wesele. Jakoś inaczej niż zwykle odbyły się nasze przygotowania do tego ważnego dnia. Bardziej skupiliśmy się na uroczystości w kościele. Wybraliśmy czytania (jedno czytał mój mąż, drugie nasz kolega), siostra zaśpiewała psalm, grał i śpiewał zaprzyjaźniony chórek a nasza koleżanka zagrała na skrzypcach. Nasze rodzeństwo zaniosło do ołtarza dary a my komentowaliśmy. Jednym z nich była czysta biała kartka symbolizująca nasze wspólne przyszłe życie. Prosiliśmy Boga, aby On sam ją zapisywał, oddaliśmy się Jego woli i prosiliśmy by kierował naszym życiem...

Po ślubie przeszliśmy pieszo na salę weselną. Wesele było bardziej spontaniczne niż planowane. Oprócz oczywiście podstawowych kwestii jak menu, wystrój, tort i to że będzie bezalkoholowe. Wesela z alkoholem wydawały się nam takie bezsensowne – pijanie ludzie, tańczący, śpiewający do kieliszka, często kłócący się, podszyte seksualnie zabawy oczepinowe... Ku naszemu zaskoczeniu tylko jedna osoba nie przyjęła zaproszenia, kiedy dowiedziała się, że wesele będzie bez alkoholu. Pamiętam też, że właścicielka lokalu, który wynajmowaliśmy, gdy dowiedziała się, że będzie wesele bezalkoholowe powiedziała „Czyli będą państwo się bawić tak do północy – do tortu i do domu?” odpowiedzieliśmy, że nie i salę chcemy wynająć do rana, bo bez alkoholu też można się dobrze bawić. I rzeczywiście tak było. Goście wyglądali na zadowolonych i część z nich powiedziała potem że pierwszy raz byli na weselu, gdzie ludzie nie pili a bawili się równie dobrze. Na weselu nie mieliśmy żadnego zespołu tylko sprzęt grający, gdzie każdy mógł włączyć swoją ulubioną muzykę. Na oczepiny moje ciocie zrobiły nam niespodziankę i zaśpiewały piękną ludową przyśpiewkę. To była naprawdę niezapomniana noc. Szkoda tylko, że brakowało rodziców męża (byli tylko na ślubie), ale musieliśmy to jakoś przyjąć..

Teraz mamy po 28 lat. Niedawno minęło 7 lat od naszego ślubu. Bez wahania możemy powiedzieć, że jesteśmy szczęśliwym małżeństwem, a właściwie rodziną, bo Bóg dał nam dwoje wspaniałych dzieci. W naszym życiu zdarza się wiele niesamowitych rzeczy, spotykamy na swojej drodze wspaniałych ludzi i tak namacalnie czujemy opiekę Boga. Choć nie brakuje też trudnych chwil, pełnych cierpienia, niezrozumienia, ale wtedy mój mąż przypomina mi o tej czystej kartce, którą zanieśliśmy Bogu na naszym ślubie i wraca do naszych serc pokój. Jestem mu za to bardzo wdzięczna.

Chwała Panu za wszystko co czyni w naszym życiu

[Łomża, sierpień 2009]


Wspomnienia z wesela bezalkoholowego

Grażyna i Bogdan Chęsy (czerwiec 2002)

Bogdan:

Nie zbadane są WYROKI BOSKIE mówiła moja śp. Babcia Agnieszka. Jak wielka to jest prawda mogę to potwierdzić na przykładzie mojego 58-letniego życia. Któż mógł przewidzieć 18 lat temu kiedy wstępowałem do Krucjaty Wyzwolenia Człowieka w Krościenku, że dziś zostanie mi powierzona koordynacja tak wspaniałej imprezy jak już XIII z kolei „Wesele Wesel”- spotkania małżeństw które rozpoczęły wspólne życie bez alkoholu.

Dlaczego akurat ja i moja żona ?. Czyżby nie było godniejszych od nas? Bardziej doświadczonych w organizowaniu różnych uroczystości i imprez ? Kto mi na te pytania odpowie ?.

Do 2 sierpnia 2007 roku pozostało zaledwie 9 miesięcy. Pracy przy tym jest ogrom.

Pomoc obiecało mi kilka osób ale do tego jest potrzebnych kilkadziesiąt osób.

Panie Jezu, Matko Boża Pięknej Miłości to w Wasze ręce oddaję wszystko i wszystkich związanych z tym dziełem. Od siebie poczynając a kończąc na osobach które podzielą się choćby jednym pomysłem lub zmówią choćby jedną zdrowaśkę w tej intencji...

To jest zbyt piękne aby się tego nie podejmować. Byliśmy z Grażyną już na 4 „Weselach wesel” w Koszęcinie w 1 miesiąc po naszym weselu bezalkoholowym, następnie, w Warszawie, Olsztynie i Wrocławiu. Teraz w piątą rocznicę będziemy w Bydgoszczy. I to jako koordynatorzy. Grażyna mówi : nie damy rady, to za trudne dla nas. Ja mówię; damy radę kochanie z Jezusem i z Maryją damy radę. Dałem rade 18 lat w Krucjacie ? Dałem. Więc i poradzimy sobie i teraz .To dla Jezusa i Maryji w podzięce za 18 lat mojej Krucjaty i 5 lat małżeństwa naszego w którym od samego początku panuje kierunek ku trzeźwości rodziny naszej, naszych krewnych i przyjaciół. Grażyna od prawie 5 lat moja wierna towarzyszka życia, miała odwagę razem ze mną podjąć krzyż wdowca z 4 dzieci; Kasi obecnie karmelitanki bosej s. Joanny Marii od Krzyża, w dalekiej Karagandzie na kazachskiej ziemi, Moniki obecnie inż. poligrafa dzielnej osoby, która obdarowała nas wspaniałą wnusią Anusią i mimo wielu przeciwieństw życiowych odważnie stawia im czoła, Weroniki uczennicy szkoły gastronomicznej, Jasia ucznia gimnazjum w szkole muzycznej. W jednej chwili wymieniając jedno słowo „tak” przed Matką Bożą Pięknej Miłości, z panny przemieniła się w mężatkę , matkę dla 4 dzieci, babcię dla jednej wnuczki. Myślę, że m.in. mój stosunek do picia alkoholu spowodował, iż Grażyna wybrała mnie na swojego męża. Nasze wesele bezalkoholowe było konsekwencją naszych podjętych wcześniej decyzji.

Chwała Panu!

Grażyna:

Nie wiem jak to się stało, że prawie już 5 rok jestem żoną, matką, babcią, chociaż nie urodziłam ani jednego dziecka ...Zdaję sobie sprawę, że nie będę nigdy jak rodzona mama, ale wiem, że Pan mnie postawił tutaj i teraz i mam trwać przy Bogdanie. Cieszę się, że życie razem rozpoczęliśmy bez alkoholu. To jest realizacja mojego marzenia aby mój mąż (jeśli będę go miała) nie pił alkoholu, nie palił i aby wesele było bezalkoholowe.

Rodziny przyjęły to ze spokojem, bo Bogdana rodzina już wiedziała, że nie pije a moja, też przyjęła ze zrozumieniem, choć nie bez zdziwienia. Samo zorganizowanie wesela bezalkoholowego polegało na zadbaniu o program i oprawę muzyczną. Wszystko załatwiła wspaniała wodzirej - z Koszalina –Ania, którą poznaliśmy dzięki kontaktowi podanemu w Radio „ Maryja”. Samo Radio „Maryja „ to odrębny temat w naszym życiu.

Kochamy to radio od samego początku - mąż, ja od chwili poznania męża. Podobnie i z ”Naszym Dziennikiem”. Z telewizją „Trwam” również. Stamtąd dowiedzieliśmy się o czymś takim jak spotkania małżeństw „Weselem wesel” nazwanych. Dziękuję w tym miejscu Państwu Polakiewiczom , Leszkowi i Elżbiecie za wspaniałe wtorki i właśnie w takich kilku wtorkach był temat „wesela wesel”. Myślę, że i w tym roku zaproszą do Torunia, wszystkich dotychczasowych organizatorów „Wesela wesel” wraz z ks. Kapelanem Władysławem Zązlem z nieodłączną kapelą góralską. Chwała Panu !

Grażyna i Bogdan:

Serdecznie zapraszamy wszystkich do współorganizowania następnego spotkania w Bydgoszczy. Wszystkie pary małżeńskie z kujawsko-pomorskiego które miały wesela bezalkoholowe, pary narzeczonych które pragną takie wesele zorganizować. Nie tylko z okolic, zapraszamy pary z całej Polski i z za granicy. Przysyłajcie pomysły, swoje świadectwa, opisy jak było na waszych weselach, napiszcie do nas zadzwońcie, podzielcie się. Jeszcze jedno, mówcie jedni drugim o sierpniowym spotkaniu w 2007 r. Pragniemy w między czasie spotkać się na zabawie sylwestrowej bezalkoholowej jeśli jesteście chętni, zwłaszcza miejscowi to dajcie znać. Spotkajmy się na Sylwestra w Bydgoszczy.

Z Panem Bogiem i Maryją!

Tel. Kom.513033753 Stac. 052 583 36 35 e-mail: bogdan.geodeta@wp.pl strona: www.weselewesel.pl

[Bydgoszcz, 1.10.2006 r]


Wspomnienia z wesela bezalkoholowego

Joanna i Adam Wąsikowscy (3 sierpnia 2002 r)

Nasze zaślubiny miały być wyjątkowe. Podobnie do nas myśli każda para narzeczonych. Byliśmy przejęci, że pobieramy się na cale życie, że początek będzie oddziaływał na resztę naszych dni. Oboje studiowaliśmy Nauki o rodzinie, właśnie po to, aby mieć motywację do jeszcze głębszego zastanowienia się nad modelem rodziny chrześcijańskiej. Nasz kierownik duchowy pomóg1 nam zorganizować ślub i wesele, tak, abyśmy mogli wejść w głębię Sakramentu Małżeństwa i aby się to podobało Jezusowi.

Nasze zaślubiny były pełne symboli. Mamy zaniosły przed ołtarz nasze świece ze chrztu, aby połączyć je w płomień już jednej, małżeńskiej świecy.Po ślubie wypuściliśmy dwa, białe gołębie, aby na niebie polączyć się i odlecialy juz razem.

Ale co z weselem? W polskiej tradycji swiętowania, wesele bylo suto zakrapiane alkoholem. Oboje nie pilismy i wiedzielismy, ile zyskujemy trwając w trzeźwości. A co powie rodzina? To bylo główne pytanie i obawa rodziców podczas rozmów .Rodzice chcieli, aby wszyscy dobrze się bawili. A dobrze znaczyło z alkoholem. Dla nas niekoniecznie tak było. W tym czasie, kiedy szukaliśmy pomocy w zorganizowaniu wesela, na którym bawilibyśmy się radośnie zarówno my , jak i rodzina, pojechaliśmy na warsztaty dla wodzirejów zabaw i wesel bezalkoholowych w Katowicach. Wiedzieliśmy, że te osoby, mogą podzielić się z nami swoją cenną wiedzą i doświadczeniem. Poznaliśmy wspaniałych wodzirejów, którzy powiedzieli nam, jakich argumentów używać, aby przekonać sceptycznie nastawionych rodziców. Pokazali, jakie zabawy wzbogacają zabawę weselną i tworzą z niej niepowtarzalną uroczystość. Po tych warsztatach już wiedzieliśmy, że nasze wesele będzie tylko bezalkoholowe, bo tylko takie daje szansę, aby zabawa była wyjątkowa dla każdego.

Niedługo po tym dowiedzieliśmy się, że w Białymstoku jest ogólnopolskie spotkanie małżeństw, które miały już takie wesela. Jaka wielka była nasza radość. To była kolejna okazja, aby dowiedzieć się o weselu bezalkoholowym od par, które kiedyś stały przed takim samym dylematem co my. To spotkanie dało nam silę i oparcie w naszym postanowieniu. Poznaliśmy wspaniale małżeństwa, które aktywnie włączały się w realizację postanowień Krucjaty Wyzwolenia Człowieka, które zmieniały swoje środowiska lokalne, a przede wszystkim tworzyły wspólnotę, tych, którzy kiedyś odpowiedzieli ,, Tak'' na pytanie Jezusa: ,,Czy miłujesz mnie więcej?'' My tez tak chcieliśmy.

3 sierpnia 2002 roku ślubowaliśmy sobie i Jezusowi ,,Miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że się nie opuścimy aż do śmierci.'' Potrzebowaliśmy pomocy Jezusa, aby te słowa miały moc sprawczą. Po ślubie pojechaliśmy na salę weselną. To było pierwsze wesele bezalkoholowe w tym lokalu, kelnerzy obserwowali, jak będzie przebiegała zabawa. My się nie obawialiśmy, naszą zabawę prowadził wspaniały wodzirej, który zaprosił wszystkich do poloneza. Goście od razu włączyli się do zabawy, tańczyli walca świetlistego, kankana, kazaczoka, ot-azoy, tańce greckie i żydowskie. Tworzyli pomniki miłości, radosne kręgi. Mój wujek, który przyjechał z Niemiec, mówił nam podczas tańców, że się tak dobrze nie bawił od 10 lat. A zastanawiał się, czy w ogó1e przyjechać. Nasi rodzice stali się teraz największymi orędownikami zabaw i świętowania bez alkoholu. A kuzyni, którzy przypatrywali się całej zabawie deklarują się, że chcą zorganizować podobne wesela.

Minęły już dwa lata od naszego wesela, a wrażenie i poczucie niezwykłości zostało. Czujemy się dumni z tego, że wierzyliśmy w to, że na weselu można się bawić inaczej, że można więcej. Nigdy byśmy nie pomyśleli, że w 2004 r. -trzy lata po wizycie w Białymstoku, my będziemy parą, która koordynuje przygotowania do X Jubileuszowego Ogólnopolskiego Spotkania Małżeństw w Warszawie.

Było to dla nas wielkim wyzwaniem i wyróżnieniem, że przyjechało nań ponad 700 osób.. Cieszymy się, że coraz więcej osób dowiaduje się o idei "Wesela Wesel".

[Warszawa, lipiec 2004]


Wspomnienia z wesela bezalkoholowego

Barbara i Waldemar (16 sierpnia 2003)

Bardzo się ucieszyliśmy z Waszej korespondencji. Był to pierwszy list, który czekał na nas zaraz po powrocie z podróży poślubnej. Celem tej podróży był udział w audiencji środowej i otrzymanie błogosławieństwa z rąk Ojca Św. dla nowożeńców. Było to uwieńczeniem naszego ślubu i nagrodą (jakby) za odwagę zorganizowania wesela bezalkoholowego. Chociaż marzyłam o takim weselu to nie ukrywam, że bardzo umocniła mnie w tym postanowieniu audycja w Radio Maryja z ks. Władysławem Zązlem a później osobista z nim rozmowa przez telefon.

Ponieważ bardzo związani jesteśmy ze świętem Wniebowstąpienia NMP, zapragnęliśmy aby nasz ślub odbył się w sobotę zaraz po tym święcie (16.08.2003 r). Matka Boża nam tu bardzo pomogła, bo najważniejszym argumentem dla rodziny i ludzi, którzy pytali nas "dlaczego wesele bezalkoholowe?" był fakt, że ja od wielu już lat w sierpniu nie piję alkoholu w intencji ratowania Polski przed alkoholizmem. W tym, roku mój mąż również podjął tę ofiarę dla Polski, zwłaszcza, że jego dobry kolega okazał się nałogowym alkoholikiem. Mąż mój zobaczył jak trudno jest mu pomóc. Pamiętam jednak, że w pierwszych naszych rozmowach o weselu mój mąż chciał aby było tylko wino, na wzór wesela w Kanie Galilejskiej. Inni zadawali nam pytania "a czym wzniesiemy toast? ", padały propozycje, że może szampan bezalkoholowy, ale nie chciałam nic co nawiązywałoby do alkoholu. Moja przyjaciółka serdeczna - Ania bardzo mi pomogła. Obmyśliłyśmy plan powitania i wejścia do sali weselnej. Mamy nasze (bo ojcowie nie żyją) powitały nas chlebem i solą, następnie rozpoczęliśmy "Poloneza na trawie z pięknymi figurami, które poprowadziły wodzirejki Iza i Justyna, tym tańcem, para po parze, weszliśmy do sali nie tłocząc się. Ks. dr Józef Szczypa poprowadził piękne modlitwy przed posiłkiem.

Nie mieliśmy możliwości finansowych, by zaprosić zespół, ale poprosiliśmy w/w wodzirejki, które urozmaicały przyjęcie różnymi zabawami, konkursami, prowadzonymi tańcami. Towarzyszyła nam muzyka z magnetofonu, którą wcześniej sama wybrałam, bo istotne dla mnie było nie tylko melodyjność piosenek ale zawarte w nich słowa.
Przygotowanie takiego przyjęcia wymagało od nas wiele trudu i zaangażowania. Bóg dał nam przyjaciół, którzy bardzo nam pomogli. Ania, o której wcześniej już wspomniałam, okazała się gospodarzem całego wesela, wszystkiego doglądała, organizowała; ma doświadczenie bo kiedyś organizowała wiele imprez turystycznych i nie tylko, dla młodzieży. Tak na marginesie Ania jest moją dawną wychowawczynią, gdy mieszkałam w Bursie, chociaż jest między nami duża różnica wieku (21 lat), to wcale nie przeszkadza w naszej przyjaźni. Mimo, że pochodzę z rodziny wielodzietnej (8-ro), to rodzina oprócz moich dwóch sióstr, nie angażowała się w organizację, chyba na znak sprzeciwu. Jednak całe grono naszych przyjaciół pomagało nam np. w dekorowaniu sali itp.
Najważniejszą osobą, która nam pomagała od strony duchowej był Ojciec J. Szczypa, który jest naszym kierownikiem duchowym. Przez całe narzeczeństwo prowadził nas i pomagał rozwiązywać wszelkie problemy, umacniał nas ciągle w przekonaniu, że wesele bez alkoholu to bardzo ważna sprawa, nakazał nam zadzwonić koniecznie do ks. Zązla. Towarzyszył nam we wszystkich rodzących się pomysłach dotyczących konkretów w organizowaniu naszego przyjęcia.

Patrząc teraz z perspektywy czasu i będąc na innych weselach po naszym (z alkoholem), to wiem, że każdemu życzyłabym takiego przyjęcia pełnego atrakcji. Są to nie tylko moje spostrzeżenia ale właściwie osób, które były u nas na weselu a wcześniej nigdy nie były na takim bezalkoholowym przyjęciu. Proszą nas o film (video), bo opowiadając w pracy swoim kolegom nikt im nie wierzy, że można się tak wspaniale bawić bez alkoholu. Jedna z naszych znajomych, która nie mogła być na tym weselu, po obejrzeniu filmu stwierdziła, że "to się ogląda jak film fabularny". A ci, którzy byli, mówią:
- wyjątkowe wesele,
- tak dużo atrakcji, że nie było czasu by się nudzić, jak to bywa na weselach,
- z zapartym tchem czekaliśmy co dalej będzie,
- ciągle coś się działo,
- skąd wzięliście te wodzirejki,
- świetny pomysł z grilem na trawie przy zabawach,
- skąd wzięliście tą kapelę: dziewczynę, która grała na dudach? (kolega z żoną z kursu przedmałżeńskiego grali na skrzypcach i bębenku a ich przyjaciółka na dudach),
- doskonałe połączenie folkloru ze współczesnością itd.

Tak bardzo się cieszyłam, że Ojciec Św. w tym Roku Różańcowym, ogłosił nowe "Tajemnice Światła". Tak też 2 tajemnica "Cud w Kanie Galilejskiej na weselu" - była nam bardzo pomocna zawsze, gdy modliliśmy się o pomoc w przygotowaniu naszego przyjęcia. Teraz wiem, że właśnie na naszym weselu dokonał się cud, tak jak w Kanie Galilejskiej, cud wielkiej radości bynajmniej nie wywołany alkoholem lecz Bożą Miłością.

Chcielibyśmy w jakiś sposób pomóc w rozpropagowaniu wesel bezalkoholowych i poświadczyć, że warto podjąć taką decyzję. Wiemy z doświadczenia, że brak jest informacji w parafiach zachęcających i wskazujących jak konkretnie zorganizować takie wesele. Myślę, że warto by organizować spotkania o weselach bezalkoholowych dla rodziców par narzeczonych, bo to oni najczęściej organizują wesela dla swoich pociech i narzucają styl przyjęcia ze względu na to, że finansują takie przedsięwzięcia. Już wiele razy słyszałam od młodych par, że chcieli takie wesele ale musieli ulec woli rodziców. Jeżeli chodzi o trudności jakieś my spotykali, chyba najtrudniej znaleźć wodzirejów, a to jest podstawą do prowadzenia takiego przyjęcia. Księża w parafiach w tej kwestii z reguły nic nie mogą pomóc. Gdy zebrałam kilka telefonów wodzirejów, to okazało się, że albo są zajęci, albo za daleko mieszkają, albo za drogo, albo bez orkiestry a tylko z magnetofonem to nie poprowadzą. Znaleźliśmy Izę i Justynę poprzez Ośrodek Doskonalenia Nauczycieli "Klanza", one tam pracują i jako chrześcijanki chciały nam pomóc.

Nie mogliśmy się spotkać w tym roku na "Weselu Wesel" w Ludźmierzu, ale wierzymy, że w następnym roku to się uda.

Bardzo nam się podoba pomysł wydania takiej książki - świadectw wesel bezalkoholowych, będzie to na pewno dużą pomocą w rozpropagowaniu tej idei, Jesteśmy zainteresowani świadectwami innych, dlatego chętnie zakupimy tę książkę jak tylko zostanie wydana.

Życzymy ciągłego pomnażania zapału w tak ważnej sprawie dla Polski ale i dla każdego z nas z osobna.

[Sierpień 2003]


Wspomnienia z wesela bezalkoholowego

Anna i Maciej (25 czerwca 2011)

Ślub braliśmy 25.06.2011r. Gości weselnych powitaliśmy wielkim chlebem poświęconym w trakcie Mszy, którym dzieliliśmy się wspólnie. Początkujący zespół nie stanowił żadnej przeszkody by dobrze się bawić. Zabawa trwała do 4:00, przy czym zespół wcześniej ogłosił godzinę zakończenia (pewnie by dłużej zostali). W gruncie rzeczy to my chcieliśmy, aby wypoczęli i mogli skorzystać z niedzielnego poranka.

Na poprawiny wszyscy zjawili się punktualnie na obiad.

Decyzja o weselu bezalkoholowym zapadła na samym początku, choć różni ludzie mącili swoimi teoriami, to brak alkoholu w gruncie rzeczy przeszkadzał tylko im samym.

Dlaczego?

Myślę, że wujek się nie obrazi za ten cytat: "Nie myślałem, że wesele bezalkoholowe może tak wyglądać".

Nie potrzeba fajerwerków... Wystarczyła modlitwa i odrobina odwagi. Dzisiaj, jutro, za rok zrobilibyśmy tak samo.

Wdzięczni Bogu za pomocną dłoń

Anna i Maciej Grygielowie

[Sierpień 2011]