,
uderzmy przed Panem czołem;
zapustne śmiechy na stronę,
cierniową wijmy koronę.
Posypmy głowy popiołem,
grzmi niebo głosem surowym:
"Pokutę czyńcie za grzechy,
na stronę teraz uciechy".
Posypmy głowy popiołem,
otoczmy Pana pospołem,
bo Pański sąd sprawiedliwy,
a dla grzesznika straszliwy.
Posypmy głowy popiołem,
już Zbawca cierpieć gotowy,
ponosić męki, katusze,
by nasze odkupić dusze.
Posypmy głowy popiołem,
o śmierci myślmy pospołem;
nim głosu Twego wezwanie
na sąd Twój stawi nas, Panie.
Posypmy głowy popiołem,
byśmy codziennym mozołem,
wszechtrzeźwością i pacierzem
wzrastali w Twej świętej wierze.
Posypmy głowy popiołem,
z Chrystusem nieśmy krzyż społem,
abyśmy z Nim zmartwychwstali
i hymn Mu chwały śpiewali.
dnia i szarym pyle dróg,
A idąc uczył kochać i przebaczać.
On z celnikami jadł, On nie znał, kto to wróg,
Pochylał się nad tymi, którzy płaczą.
Mój Mistrzu, przede mną droga,
Którą przebyć muszę tak, jak Ty.
Mój Mistrzu, wokoło ludzie,
Których kochać trzeba, tak jak Ty.
Mój Mistrzu, niełatwo cudzy ciężar
Wziąć w ramiona, tak jak Ty.
Mój Mistrzu, poniosę wszystko,
Jeśli będziesz ze mną zawsze Ty.
On przyjął wdowi grosz i Magdaleny łzy,
Bo wiedział, co to kochać i przebaczać.
I późną nocą On do Nikodema rzekł:
Że prawdy trzeba pragnąć, trzeba szukać.
Idziemy w skwarze dnia i w szarym pyle dróg,
A On nas uczy kochać i przebaczać.
I z celnikami siąść, zapomnieć, kto to wróg,
Pochylać się nad tymi, którzy płaczą.
,
z sercem ciężkim od win
i ze spuszczoną głową
szedł marnotrawny syn.
Wróć, synu, wróć z daleka. Wróć, synu, wróć, Ojciec czeka.
I wychodzi na drogę i wygląda stęskniony, czy nie wracasz do domu. Tyle razy odchodzisz i powracasz na nowo, a on zawsze dla ciebie ma otwarte ramiona.
Wróć, synu, wróć z daleka. Wróć, synu, wróć, Ojciec czeka.
Roztrwoniłeś swą miłość, z pustym sercem powracasz, a On tobie przebacza i wychodzi naprzeciw ojca serce zbolałe: Wreszcie synu wróciłeś tak czekałem
Wróć, synu, wróć z daleka. Wróć, synu, wróć, Ojciec czeka. Wróć, jeszcze czas, nie zwlekaj. Jak długo jeszcze każesz czekać?
,
Ogromna to tajemnica.
Każde cierpienie ma sens,
Prowadzi do pełni życia.
Jeśli chcesz za Mną iść do Nieba,
To weź swój krzyż, naśladuj Mnie.
Nieś Dobrą Nowinę w świat
Kolejny już wiek.
Codzienność wiedzie przez Krzyż,
Większy im kochasz goręcej.
Dobrze czyniących chcą źli
złamać poddając udręce.
Choć za twą dobroć i znój
Świat ci zgotuje katusze,
Ty zbożnie mimo to żyj,
A uratujesz swą duszę.
Wtedy ma sens krzyża trud,
Kiedy go dźwigasz w trzeźwości,
Gdy nie uciekasz w świat złud
Od Boskiej krzyża mądrości.
Czarna rozpacz wśród mąk
- Oto oferta szatana.
Ty wybierz szczęście i raj,
Miej Trójcę Świętą za Pana.
,
Jako Pan Chrystus za nas cierpiał rany;
I
od pojmania nie miał odpocznienia,
Aż do skonania.
Naprzód w Ogrojcu wziął pocałowanie,
Tam Judasz zdrajca dał był ^%**( znamię:
Oto, ?^^%**(5?, mego Mistrza macie,
Tego imajcie.
Wnet się rzucili jako lwy zaciekli,
Apostołowie od Niego uciekli;
On zaś był śpiesznie wiedzion do Annasza,
Pociecha nasza.
Przed sąd Piłata gdy był postawiony,
Niesprawiedliwie został oskarżony:
Rozkazał Piłat, by był biczowany
Ten Pan nad pany.
Koronę z ciernia żoł^^nierze uwili,
Naszemu Panu na głowę wtłoczyli,
Naśmiewając się przed Nim przyklękali, Królem Go zwali.
Krzyknęła potem tłuszcza zbuntowana:
Nie chcemy Tego za swego mieć pana,
Niechaj na krzyżu swój żywot położy
Ten to Syn Boży!
Krzyż niosąc, na śmierć szedł nieustraszenie,
Op^^rawcy niecni zwlekli zeń odzienie. Do krzyża Zbawcę okrutnie przybili,
Octem poili.
Ojcu się modlił za swe krzyżowniki:
"Odpuść im, Boże, a bacz te nędzniki,
Którzy nie wiedzą, co mi wyrządzają,
Bo mię nie znają".
Matkę pod krzyżem stojącą obaczył,
Janowi onę w opiekę poruczył:
"Oto, niewiasto, masz syna swojego,
Dzierżże się tego".
Polecił Ducha Bogu Ojcu w ręce;
Wołając, umarł: zaćmiło się słońce,
Ziemia się trzęsła dziewiątej godziny,
Nie bez przyczyny.
Słońce przygasło, ziemia jęła pękać
Matka płakała, setnik jął się lękać
Wpół się przedarła w świątyni zasłona
gdy Chrystus konał.
Zstąpił do piekłów mocą swego Bóstwa
Tamże wybawił Ojców świętych z jeństwa;
Ciała umarłych z grobów powstawały,
Widzieć się dały.
Prosili Józef z Nikodemem śmiało,
By z krzyża mogli bezpiecznie zdjąć ciało;
Piłat ich prośbie we wszystkim przebaczył,
Bo tak Bóg raczył.
Czasów nieszpornych, był z krzyża zdejmowan,
Przez swoje sługi, stworzenia wszego Pan;
Matuchna jego ciało piastowała,
Rzewnie płakała.
Drogim balsamem ciało namazali,
A z nabożeństwem w Syndon owiązali;
W grób je ostatniej godziny włożyli,
Płacz uczynili.
I wziął Apostoł Matkę Pana swego,
Szedł z nią od krzyża do domu swojego,
Jako syn własny onę opatrując,
I w smutku ciesząc.
Płaczmy dziś wszyscy, wierni chrześcijanie,
Dziękując Panu za najdroższe rany;
Iż, by nas zbawić, lejąc Krew obficie,
Dał za nas życie!
Przez życie w szacie z cnót pracowitości
dobra, prawości, męstwa, wszechtrzeźwości
kroczmy do Niebios, które nam otworzył
męką Syn Boży
,
Słowa jego pamiętajmy,
Ktore na krzyżu jest mowił,
Nam je na przykład zostawił.
W pirszem słowie tam się modlił,
Boga Oćca swego prosił
Za nieprzyjacielmi swojimi:
"Odpuść im gniw, Oćcze miły".
Tam naukę nam jest wydał,
By braćcu każdy odpuszczał
Gniew, mierzączkę i złe sierce,
By [w] nie wszedł w piekielne mieśce.
Wtore słowo tam przemowił,
Gdy go łotr o łaskę prosił:
"Zaprawdę, toć tobie powiem,
Dzisia będziesz w raju mojem".
W tem naukę Chrystus nam dał,
By żadny z nas nie rozpaczał,
Ale aby w Bodze dufał,
Za swe grzechy pokutował.
Zasmąconą matkę swoję
W trzeciem słowie pocieszył ją,
Miasto siebie Jana jej dał,
Aby ją tamo opatrzał.
Nierownoś, Chryste, przemieniał,
Za krolaś jej rybitwa dał,
Miecz boleści ją przenikał,
Jak Symeon prorokował.
Synom i dziewkam przykład dał,
Gdy swej matki nie zapomniał,
By swą matkę, oćca czcili,
Zawżdy jim dobrze czynili.
W czwartem słowie "pragnę" gdy rzekł,
Prosił Oćca za grzeszny wiek,
By ludziom niebo otworzył,
Ktore był Jadam zatworzył.
W tem to słowie napomina,
Że nie wódki, piwa, wina
Jeno wody nam potrzeba,
Którą Bóg nam daje z Nieba.
Jak uczył Samarytankę,
Przyszłą czerpać wodę dzbankem,
Że to On jest wody żywej
Źródłem jedynie prawdziwym.
"Dokonało się" tam mowił,
Piąte słowo gdy przemowił,
Dokonało się zbawienie,
Diabła i piekła zwalczenie.
Tę naukę w tym zostawił
Kto chce, aby Bóg go zbawił
I z Nim pragnie wnijść do Nieba
Temu krzyż swój dźwigać trzeba.
Szoste słowo z ust wypuścił:
"Boże, czemuś mię opuścił,
Już raczy dać spomożenie,
Nie daj dalej na męczenie".
Nam naukę w tem słowie dał,
By się do Boga uciekał
Wszelki człowiek w potrzebach w swych,
Nie do czarownic przeklętych.
Gdy nasz Jesus już umierał,
Testament tam krasny działał,
Swą duszę Oćcu polecał,
Nikodemowi ciało dał.
Kościoł polecił Piotrowi,
A matkę swoję Janowi;
Katom odzienie swoje dał,
Judasz piekło też otrzymał.
Kostyrowie a łotrowie,
Zbojce, złodzieje, katowie,
Cić Krystusa z sukniej łupią,
Za swe grzechy piekło kupią.
Baczcie przykład, kostyrowie,
Napiszcie ji dziś w swej głowie!
Dwa kostarze w Węgrzech byli,
W Budzyniu z sobą jigrali.
W boże jimię jeden jigrał,
Tenci wszyćko jest przejigrał,
Drugi w jimię diabła jest grał,
Na bracie wszyćko pozyskał.
Tam się na Boga rozniewał,
Na cmyntarz tamo pobieżał,
Kamienim na obraz ciskał,
Boże rany jest odnawiał.
Tam ji diabli pochwycili,
Na powietrzu podnosili,
Trzewa s niego wytrącili,
Duszę z ciałem w piekło wzięli.
Zły to cynek kostyrze siadł,
Gdy po uszy do piekła wpadł,
Nie pomogą mu i dryj,
Już tam w piekle smołę pije.
Tego piekła nas uchowaj,
W łasce swojej nas zachowaj,
Jesu, przez twe umęczenie
Racz nam dobre dać skonanie. Amen.
,
Który z miłości gorącéj,
Zesłałeś na te niskości, Syna swego z wysokości
Ku wielkiému pocieszeniu; Twému ludzkiemu plemieniu,
Wydałeś Go na stracenie, Przez człowiecze odkupienie.
Miejmyż wszyscy na baczności, Drogą śmierć Jego miłości,
I smutek Matuchny Jego, Który cierpiała dla Niego.
Gdy Go we czwartek żegnała Tak Mu mówiąc narzekała:
Weźmij mię w Ogrojec z sobą, Pójdę rada na śmierć z Tobą.
Pan na nią smutnie poglądał, Po swéj Matce tego żądał:
Miła Matko racz mię puścić, Noc ci blisko już nam czas iść.
Smutneć było rozłączenie, Z swym Synem téj miłéj Pannie;
Miała serdeczne bolenie, Patrząc na Jego lękanie.
Gdy do Ogrojca przybieżał, Padł na ziemię krzyżem leżał,
Tam swą mękę wszystkę widział, Którą nazajutrz cierpieć miał.
Miał w sobie przeciwne siły Dwie, a obie wielkie były;
Okrutnie z sobą walczyły, Mało Go nie umorzyły.
Bo Mu lękająca siła, Okrutną śmiercią groziła;
Ale miłość zwyciężyła, Bo ta w Nim mężniejsza była.
Klęknął na kolana potém, Jął się pocić krwawym potém;
Mówiąc: Ojcze możeli być, Racz ten kielich precz oddalić.
Jezu miły nie lękaj się Wstań, nie klęcz, upamiętaj się;
Masz niedaleko Judasza, Ciągnie z ludem od Annasza.
Wiedzie na Cię lud niemały Z kijmi, z mieczmi, z pochodniami;
We zbroje się ubierali, Przełożeni im kazali.
Wtém przystąpił Judasz cudnie, Pozdrowił Pana obłudnie,
Potém Go zdradnie całował, Pan się schylił, twarz mu podał.
Gdy się miał z żydy potykać, Począł z niemi w przód rozmawiać,
Pytał ich kogo szukacie, Jeśli mnie? oto mię macie.
Prędko kniemu przyskoczyli, O ziemię Go uderzyli;
Z głowy, z brody włosy rwali, Opak Mu ręce związali,
Związawszy Go tak okrutnie Wiedli Go do miasta chutnie;
Pchnęli Go w rzekę cedrową, Unurzali Go i z głową.
Sami zdrajcy szli po moście, Pana wiedli w rzekę proście;
Powalił się upadł w wodę, Zbił sobie o kamień brodę.
Annasz Go srogo przywitał, Gdzie masz ucznie? tak Go pytał;
Niemałoś tu złego zbroił, Fałszywąś nauką zwodził.
Pan pokornie odpowiedział, Panie Annaszu byś wiedział,
Zawsze ja jawnie w kościele, Powiadałem prawdę śmiele.
Wyciągnąwszy żyd prawicę, A miał zbrojną rękawicę;
Wyciął Mu srogi policzek, Pan nasz zemdlał, upadł wszystek.
A zaż tak odpowiadają, Paniętom gdy Cię pytają:
Czemuż nie masz w uczciwości, Biskupa Jego miłości.
Więc na przemian wszyscy słudzy, Jedni z tyłu z przodu drudzy,
Włosy Mu z głowy targali, Na Jego świętą twarz plwali.
Gdy Mu oczy zawiązali, Prorokować Mu kazali,
Godząc Mu z pięścią do szyje, Gadaj Jezu kto Cię bije.
Posiedział Annasz w noc chwilę, A miał czystą krotofilę,
Patrząc na więźnia swojego, Na Zbawiciela naszego.
Annasz wiedzion do łożnice, Pan nasz wepchnion do piwnice;
Jaki tam był nocleg Jego, Kościół nie śmie zjawić tego.
W Piątek wywiedzion z piwnice, Jakoby łotr z męczennice;
Prowadzon do Kaifasza, Od okrutnego Annasza.
Widział tam Pan miłościwy, Iż Biskup niesprawiedliwy,
Fałszywe nań świadki zwodził, Bo Go na śmierć wydać godził.
Gdy Kaifasz z swémi świadki, Pletli Nań wszystkie niestatki;
Stała prawda niestrwożona, Przed biskupem spotwarzona.
Piłatowi Go posłali, Osądzić mu Go kazali,
Wdziali Mu łańcuch na ramię, Ten był śmierci Jego znamię.
Wszak wiemy Panie Piłacie, Że ten łańcuch dobrze znacie;
Każdy więzień co go nosi, Od śmierci się nie wyprosi.
Daléj Mu cierpieć nie możem, Bo się czyni Synem Bożym,
I Królem się też mianuje, Co się nigdzie nie znajduje.
Stał przed Piłatem związany, Zbity, spluty, zekrwawiony;
Nie widział Piłat żadnego, Więźnia takiego nędznego.
Zaś Go posłał Herodowi, Galiléjskiemu królowi:
Oto masz więźnia swojego, Wyzwól jako niewinnego.
Rzekł Mu Heród niewstydliwy, Ukaż nam tu jakie dziwy;
Żydowie mi powiedzieli Iż Twoje cuda widzieli.
Widział Pan Króla pysznego, Nie rzekł mu słowa żadnego;
Chciał z Nim Heród gadać dwornie, Ale Pan milczał pokornie.
Król Heród serca pysznego, Wzgardził Jezusa miłego;
Na Jego większe pośmianie, Wdziali Nań z powłok odzienie.
Pastwili Mu się nad głową, Z ostrą koroną cierniową;
Uczynili Mu żydowie, Tysiąc ran w Najświętszéj głowie.
Odesłał Go król sędziemu, Wielce niesprawiedliwemu:
Coś mi to posłał niemego, Przyjmij zasię więźnia swego.
Widział Piłat iż niewinny, Rzekł: jest u mnie więzień inny;
Niech stanie się wola wasza, Skażę na śmierć Barrabasza.
Kazał Jezusa miłego, Bić u słupa kamiennego;
Bili Go żydowie sami, Biczmi, łańcuchy, miotłami.
Gdy się nad Nim spracowali, Ci którzy Go katowali;
Z powrozów Go rozwiązali; Piłatowi Go posłali.
Wywiódł Piłat ubitego, Już na poły umarłego;
Oto macie więźnia swego, Wypuszczam wam Go żywego.
Niemiłosierni żydowie, Okrutniéjsi niż katowie:
Na Piłata zawołali, Ukrzyżować Go kazali.
Piłat w rozumie pobłądził, Kwoli żydom Go osądził;
Skazał na śmierć niewinnego, Jezusa Syna Bożego.
O Piłacie niecnotliwy! Czemuś tak niesprawiedliwy;
Oto Baranek niewinny, Idzie na śmierć bez przyczyny.
Żydowie Go pochwycili, Na górę Go wprowadzili,
Gwoźdźmi Go na krzyż przybili, Między łotry postawili.
Wisiał na krzyżu zraniony, Zbity, skłóty, zekrwawiony,
Nie mając odpoczywania, Od jęcia aż do skonania.
A byłci tam strach niemały, Gdy się opoki padały,
Ziemia nad obyczaj drżała, Jakoby się zapaść miała.
Stało się nad przyrodzenie, Po wszym świecie zamierzchnienie;
Żywioły się zasmuciły, Gdy umierał nasz Pan miły.
O Panie nasz miłościwy! Czemuś tak bardzo cierpliwy,
Dla zmiłowania naszego, Zapomniałeś Bóstwa swego.
Gdy nas tak bardzo miłujesz, Sromot, razów, ran nie czujesz;
Raczże nas téż tém darować, Daj nam siebie zamiłować.
Weźmyż to każdy w swą głowę Najdroższą śmierć Jezusowę;
Rozmyślajmy ją serdecznie, Będziem z Nim królować wiecznie. Amen.
,
W Ogrojcu zakrwawiony! Tam Cię Anioł w smutku cieszył,
Skąd był świat pocieszony.
Przyjdź, mój Jezu,
Przyjdź, mój Jezu,
Przyjdź mój Jezu, pociesz mnie!
Bo Cię kocham serdecznie.
Ach, mój Jezu, jakeś srodze Do słupa przywiązany, Za tak ciężkie grzechy nasze Okrutnie biczowany.
Ach, mój Jezu, co za boleść, Cierpisz w ostrej koronie, Twarz najświętsza zakrwawiona,
Głowa wszystka w krwi tonie.
Ach, mój Jezu, gdy wychodzisz Na górę Kalwaryjską, Trzykroć pod ciężarem krzyża Upadasz bardzo ciężko.
Ach mój Jezu, chcą Cię upić.
Z nazarejczyka to kpina.
Lecz, wzór dając nam, nie pijesz
Alkoholowego wina.
A gdy, mój najmilszy Jezu, Na krzyżu już umierasz, Dajesz ducha w Ojca ręce, Grzesznym niebo otwierasz.
Ach, mój Jezu, gdy czas przyjdzie, Że już umierać trzeba, Wspomnij na swą gorzką mękę, Nie chciej zawierać nieba.
Gdyś jest Sędzią postawiony
Nad żywymi, zmarłymi,
Zmiłujże się nad duszami
W czyśćcu zostającymi!
Wieczny pokój, wieczny pokój, Wieczny pokój daj Panie! W niebie odpoczywanie.
,
Widok w tobie dziwny:
Widzę Pana mego
Na twarz upadłego.
Tęskność, smutek, strach Go ściska, Krwawy pot z Niego wyciska,
Ach, Jezu mdlejący,
Prawieś konający!
Kielich gorzkiej męki
Z Ojca Twego ręki
Ochotnie przyjmujesz,
Za nas ofiarujesz;
Anioł Ci się z nieba zjawia,
O męce z Tobą rozmawia;
Ach, Jezu strwożony,
Przed męką zmęczony.
Uczniowie posnęli,
Ciebie zapomnieli,
Judasz zbrojne roty,
Stawia przede wroty;
I wnet do Ogrojca wpada
Z wodzem swym zbójców gromada;
Ach, Jezusa truje
Zdrajca, gdy całuje!.
A lubo z swym ludem,
Obalony cudem,
Gorzej, niż padł, wstaje,
Jezusa wydaje;
Dopiero się nań rzucają.
Więzy, łańcuchy wkładają!
Ach, Jezu pojmany,
Za złoczyńcę miany!
W domu Annaszowym,
Arcykapłanowym.
W twarz pięścią trącony,
Upada zemdlony!
Kaijfasz Go w zdradzie pyta,
A za bluźniercę poczyta.
Ach, Jezu zelżony,
Od czci odsądzony!
Wnet, jak niegodnego
Prawa ojczystego,
Przed sąd poganina
Stawią Rzymianina.
Tam nań potwarze rzucają,
O stracenie nalegają.
Ach, Jezu zhańbiony,
Jak łotr obwiniony!
A sędzia nieprawy,
Chroniąc się tej sprawy,
Zwala na drugiego,
Przeciwnika swego;
Herod się z tego naśmiewa,
W białą szatę przyodziewa:
Ach, Jezu wzgardzony,
Na śmiech wystawiony!
W nieprzyjaźni byli,
Przez co się zgodzili
Król Herod z Piłatem,
kat z okrutnym katem;
Zaś na ratusz prowadzony
Pan powtórnie osądzony:
Ach, Jezu strudzony,
Tam i sam włóczony!
Stróż sprawiedliwości,
Świadkiem niewinności
Jezusa się staje
Piłat, lecz wydaje
Wyrok swój na przywiązanie
Do słupa i biczowanie:
Ach, Jezu, jak żwawie
Ciężkie Ci bezprawie!
Wnetże kaci wściekli
Z szat Go swych zewlekli,
Nagość Mu niż bicie,
Czyni cięższe życie;
Za tym sieką na przemiany,
W ranach głębsze czynią rany:
Ach, Jezu zmęczony,
We krwi swej zbroczony!
Nic w Tobie zdrowego,
Nic nie zranionego.
Ta tylko odmiana,
Siność, Krew i Rana;
Widzieć w zdartych piersiach kości,
Widzieć przez nie i wnętrzności:
Ach, Jezu, Twe Ciało,
Co w ten czas cierpiało!
Za nic okrucieństwo
Mając to męczeństwo,
Nowe wynajduje,
Z ciernia wieniec snuje;
Ten na głowę Świętą wdziewa,
Krew z niej ranami wylewa:
Ach, Jezu mój drogi,
Jako ból Twój srogi!
Krew nozdrzami, usty,
Jako przez upusty,
Krew przez uszy, oczy,
Strumieniem się toczy;
W tym się z niego urągają,
Przy purpurze trzcinę dają:
Ach, Jezu, wszech królów
Królu, oraz bólów!
W takim go ubierze
Sędzia z sobą bierze,
W rynku Go ludowi
Na widok stanowi:
Oto człowiek, taka postać.
Czy może się w życiu ostać?
Ach, Jezu, nikt Ciebie
Nie wsparł w tej potrzebie!
Okrzyk na Cię srogi
Uczynił gmin mnogi:
Zabij, strać, ukrzyżuj,
Z żywota Go wyzuj!
Rzecze Sędzia: co uczynił?
W czem któremu z was zawinił?
Ach, Jezu, nie było,
Coby Cię winiło!
Cóż za wola wasza?
Macie Barabasza!
Kogo z tych dwóch chcecie,
Życiem darujecie!
Krzyknęli: Barabasz życia
Godzien jest, a ten zabicia!
Ach, Jezu, Twa waga,
Ciężka jest zniewaga!
Za tym jakby smutny
Piłat, łotr wierutny,
Ręce wodą myje,
Krew niewinną pije;
Dekret nań śmierci wydaje,
Na wolą żydów podaje:
Ach, Jezu, na złego
Trafiłeś Sędziego!
Więc nań krzyż wkładają,
Z miasta wypychają,
Przy nim ku ohydzie
Para łotrów idzie;
Wyszedł Baranek niewinny,
Ofiarowan za lud winny:
Ach, Jezu zmęczony,
Lecz nie mniej wzgardzony!
Matka idzie w tropy,
Licząc krwawe stopy,
Na każdą łzę leje,
A od żalu mdleje;
Na twarz Chryst pada w tej drodze,
Upadłego biją srodze:
Ach, Jezu, ach, Panie,
Ach, moje kochanie!
Ach w jak ciężkiej toni,
Żaden Cię nie broni,
Co chce dokazuje
Złość, nikt nie ratuje;
Dostałeś się w srogie ręce,
Jak lwiej zajadłej paszczęce:
Ach, Jezu, żałości
Nasza, ach miłości!
Z wielką sił słabością
Pod krzyża ciężkością,
Na górę wstępuje,
A coraz szwankuje;
O góro straszna śmierciami,
Straszna trupiemi głowami!
Ach, Jezu, przybicie
Twe tu kończy życie!
Z szat Go odzierają,
Na ziemię rzucają,
Krzyżem obciążają,
Ciągną, rwą, targają;
Każdy kat gwóźdź swój przymierzy,
Młotem silno weń uderzy: Ach, Jezu, mój Boże,
Jak twarde Twe łoże!
Gwoździe, gdy przez dłonie
Szły na obie stronie,
Że sękowe były,
Wlokły z sobą żyły;
Też męki nogi cierpiały,
Gdy je gwoździe przebijały:
Ach, Jezu mój Święty,
Na krzyżu rozpięty!
Z krzyżem podniesiony,
Na nim w dół wtrącony,
Jednym dziwowiskiem,
Raczej naśmiewiskiem
Stawiasz Twym nieprzyjaciołom,
Płaczu przyczyną Aniołom: Ach, Jezu, my sami
Płaczem z Aniołami.
Mało z Aniołami,
Płakać ze sługami
Większej społeczności
trzeba w tej żałości;
Z Matką Twą gorzko płaczemy,
Ciebie Jezu żałujemy:
Ach, Jezu zbolały!
Krwią zlany, zsiniały!
Lecz próżno płaczemy,
Jeśli nie widziemy,
Że większej tej męki
Powód z naszej ręki;
Grzechy Go nasze zmęczyły,
I srogą śmiercią zabiły:
Ach, Jezu ma wina,
Twych bolów przyczyna!
Oprawce o szaty,
Jakby łup bogaty,
Wesołemi głosy
Rzucają swe losy;
Igrzysko przed Nim sprawują,
A tym samym Go mordują:
Ach, Jezu, Twe szaty
Grą są między katy.
Za nieprzyjaciele
prośby Ojcu ściele;
Łotr, gdy pokutuje,
Raj mu obiecuje;
Ukochanemu uczniowi
Matkę poleca Janowi:
Ach, Jezu, niech Twoja
Matka jest i moja!
Ojca opuszczenie
I w bólach pragnienie
Swoje oznajmuje,
Pomocy nie czuje;
I owszem się naśmiewają,
Ocet z żółcią Mu podają:
Ach, Jezu, pragnienie
Twe nasze zbawienie.
Wszystko się spełniło,
Co Pismo mówiło;
Głos wielki podnosi,
Ojca swego prosi:
Ojcze, po skończonej męce,
Przyjmij Ducha mego w ręce: Ach, Jezus umiera,
Oczy swe zawiera.
Matko Boga mego,
Dla mnie zabitego,
Coś w ten czas cierpiała,
Gdyś na to patrzała!
Zwłaszcza gdy Mu z bokiem razem
Serce przebito żelazem:
Ach, Jezu, Krew, woda
Z niego nam ochłoda!
Lecz jaka Twa męka,
Którą sroga ręka
Zadała, nasz Panie,
Tak i Twe skonanie
Spólne z Tobą Matce było,
Na sercu ją umorzyło:
Ach, Jezu zmęczony,
Z Matką umorzony!
Przy odejściu Pana,
Wszech rzeczy odmiana,
Wprzód słońca zaćmienie,
Toż ziemi trzęsienie;
Opoki się na pół krają,
Żal swój nad Panem wydają:
Ach, Jezu mój, skały
Nad Tobą płakały!
W kościele zasłona
Bogu poświęcona
Na pół się rozdziera,
Pustki w nim otwiera;
Umarli z mogił powstają,
Że Syn Boży zmarł, znać dają: Ach, Jezu, ich siła
Śmierć Twoja wzbudziła!
Dwaj Święci Mężowie,
Swych ludzi wodzowie,
Józef i Nikodem
Z słonecznym zachodem
Z Krzyża Go z żalem zdejmują,
Ciało zranione całują:
Ach, Jezu, jak wiele
Ran jest w Twoim Ciele!
Nim Go jednak swemi
Olejki drogiemi
Na pogrzeb maścili,
Matce użyczyli:
Ona Go obmywa łzami,
Droższemi niż olejkami: Ach, Jezu, Twe skronie
Składasz na Jej łonie!
Składasz Ciało Święte,
Z Jej wnętrzności wzięte,
Na której źli kaci
Nic z ludzkiej postaci
Mordując nie zostawili,
Tak je srodze poranili: Ach, Jezu, co siła
Złych w Tobie sprawiła!
Już też w pogrzebowe
Prześcieradło nowe
Pana uwijają,
Do grobu wkładają;
Matka się z Synem rozstaje,
Ostatnie Mu słowa daje:
Ach, Jezu, przy Tobie
Składam serce w grobie!
I my swe składamy,
Panu, kiedy damy,
Że dla nas zmęczony
umarł pogrzebiony;
A przy ostatniem rozstaniu
Z Nim, mówmy na pożegnaniu:
Ach, Jezu, za mękę
Twą miej wieczną dziękę.
,
Śpią twardo wszyscy uczniowie.
Czuwa w bólu ogromnym
I cierpi za nas Bóg-Człowiek.
Ojcze, jeśli możliwe,
Oddal ode mnie ten kielich.
Ojcze, jeżeli trzeba,
Chcę Twoją wolę wypełnić.
Nocą
nędzni siepacze
Chleją, by zabić sumienie,
Zanim krwią Niewinnego
Zbroczą Pretorium kamienie.
Nocą za garść srebrników
Ktoś przyjaciela sprzedaje.
Wszystko w życiu zawodzi.
Jedynie Bóg pozostaje.
Nocą patrzę przez okno
Na skrawek nieba chmurnego.
Tyle w życiu cierpienia
Z winy człowieka grzesznego.
,
o Baranku tak cierpliwy!
Wzniosłeś na krzyż ręce swoje,
Gładząc nieprawości moje.
Płacz Go, człowiecze mizerny, Patrząc jak jest miłosierny; Jezus, na krzyżu umiera, Słońce jasność swą zawiera.
Pan wyrzekł ostatnie słowa, Zwisła Mu na piersi głowa; Matka, pod Nim frasobliwa, Stoi z żalu ledwie żywa.
Zasłona się potargała, Ziemia rwie się, ryczy skała; Setnik woła: Syn to Boży! Tłuszcza wierząc w proch się korzy.
Na koniec Mu bok przebito, Krew płynie z wodą obfito; Żal nasz, dziś wyznajem łzami: Jezu, zmiłuj się nad nami!
,
cóżem ci uczynił? W czymem zasmucił, albo w czym zawinił? Jam cię wyzwolił z mocy faraona, A tyś przyrządził krzyż na me ramiona!
Ludu, mój ludu...
Jam cię wprowadził w kraj miodem płynący, Tyś Mi zgotował śmierci znak hańbiący.
Ludu, mój ludu...
Jam ciebie szczepił, winnico wybrana, A tyś Mnie octem poił, swego Pana.
Ludu, mój ludu...
Jam dla cię spuszczał na Egipt karanie, A tyś Mnie wydał na ubiczowanie.
Ludu, mój ludu...
Jam Faraona dał w odmęt bałwanów, A tyś Mnie wydał książętom kapłanów.
Ludu, mój ludu...
Morzem otworzył, byś szedł suchą nogą, A tyś Mi włócznią bok otworzył srogą.
Ludu, mój ludu...
Jam ci był wodzem w kolumnie obłoku, Tyś Mnie wiódł słuchać Piłata wyroku.
Ludu, mój ludu...
Jam ciebie karmił manny rozkoszami. Tyś mi odpłacił policzkowaniami.
Ludu, mój ludu...
Jam ci ze skały dobył wodę zdrową. Tyś chciał, bym gorycz pił alkoholową.
Ludu, mój ludu...
Jam dał, że zbici Chanaan królowie, A ty zaś trzciną biłeś mnie po głowie.
Ludu, mój ludu...
Jam ci dał berło Judzie powierzone, A tyś mi wtłoczył cierniową koronę.
Ludu, mój ludu...
Jam cię wywyższył między narodami, Tyś mnie na krzyżu podwyższył z łotrami.
,
Pan, Stwórca nieba, Płakać za grzechy, człowiecze potrzeba, Ach, ach, na krzyżu umiera: Jezus oczy swe zawiera.
Najświętsze członki i wszystko ciało Okrutnie zbite na krzyżu wisiało! Ach, ach, dla ciebie człowiecze! Z boku Krew Jezusa ciecze.
Ostrą koronę skronie zranione, Język zapiekły i usta spragnione. Ach, ach, dla mojej swawoli Jezus umiera i boli.
Woła i kona, łzy z oczu leje, Pod krzyżem Matka Bolesna truchleje. Ach, ach, sprośne złości moje Sprawiły te niepokoje.
Więc się poprawię, Ty łaski dodaj. Życia świętego dobry sposób podaj. Ach, ach, tu kres złości moich. Przy nogach przybitych Twoich.
Tu z Magdaleną chcę pokutować, I za swe grzechy serdecznie żałować: Ach, ach, zmiłuj się nade mną Uczyń miłosierdzie ze mną.
Rozbrat, ci świecie dziś wypowiadam,
Z grzechów się moich szczerze wyspowiadam.
Ach, ach, serdecznie żałuję,
Bo Cię, Boże mój, miłuję.
Szkarłat mych grzechów przez Twą krew dziś zmywa
szczera modlitwa i praca poczciwa
Abstynencję daj, Łaskawy
bym był dobry, mężny, prawy.
, Drzewo przenajszlachetniejsze! W żadnym lesie takie nie jest Jeno, na którym sam Bóg jest.
Słodkie drzewo, słodkie gwoździe,
Rozkoszny owoc nosiło.
Skłoń gałązki drzewo święte, Ulżyj członkom tak rozpiętym,
Odmień teraz oną srogość,
Którąś miało z przyrodzenia,
Spuść lekkuchno i cichuchno Ciało Króla niebieskiego.
Tyś samo było dostojne, Nosić światowe Zbawienie, Przez Cię przewóz jest naprawion
Światu, który był zagubion,
Który święta Krew polała,
Co z Baranka wypływała.
W jasełkach leżąc, gdy płakał Już tam był wszystko oglądał,
Iż tak haniebnie umrzeć miał,
Gdy wszystek świat odkupić chciał,
Wonczas między zwierzętami, A teraz między łotrami.
Niesłychana to jest dobroć Za kogo na krzyżu umrzeć, Któż to może dzisiaj zdziałać?
Za kogo swoją duszę dać? Sam to Pan Jezus wykonał, Bo nas wiernie umiłował.
Nędzne by to serce było, Co by dziś nie zapłakało, Widząc Stworzyciela swego Na krzyżu zawieszonego, Na słońcu upieczonego, Baranka wielkanocnego.
Maryja, matka patrzała Na członki, co powijała, Powijając całowała, Z tego wielką radość miała Teraz je widzi sczerniałe, Żyły, stawy w Nim porwane.
Nie był taki, ani będzie Żadnemu smutek na świecie, Jaki czysta Panna miała Wonczas, kiedy narzekała: Nędzna ja sierota dzisiaj. Do kogóż ja się skłonić mam.
Jednegom Synaczka miała, Com Go z nieba być poznała, I tegom już postradała, Jenom sama się została, Ciężki ból cierpi me serce, Od żalu mi się rozpaść chce.
W radościm Go powijała, Smutku żadnego nie miała, Teraz męki okropności Dręczą mnie dziś bez litości; Życie oddałabym przecie, By ratować moje Dziecię.
Obok krzyża ledwo żywa,
Gdy na krzyżu wisiał Syn.
Duszę Jej, co łez nie mieści,
Pełną smutku i boleści,
Przeszedł miecz dla naszych win.
O, jak smutna i strapiona Matka ta błogosławiona, Której Synem niebios Król.
Jak płakała Matka miła, Jak cierpiała, gdy patrzyła Na Boskiego Syna ból!
Gdzie jest człowiek, co łzę wstrzyma,
Gdy mu stanie przed oczyma W mękach Matka ta bez skaz?
Kto się smutkiem nie poruszy, Gdy rozważy boleść duszy
Matki z Jej Dzieciątkiem wraz?
Za swojego ludu zbrodnie
W mękach widzi tak niegodnie
Zsieczonego Zbawcę dusz.
Widzi Syna wśród konania,
Jak samotny głowę skłania,
Gdy oddawał ducha już.
Matko, coś miłości zdrojem,
spraw, niech czuję w sercu moim
ból Twój u Jezusa nóg
Spraw, by serce me gorzało,
by radością życia całą
stał się dla mnie Chrystus Bóg
Matko, ponad wszystko świętsza,
Rany Pana aż do wnętrza
w serce me głęboko wpój.
Cierpiącego tak niezmiernie
Twego Syna ból i ciernie
niechaj duch podziela mój.
Spraw, niech leję łzy obficie
i przez całe moje życie serce me z Cierpiącym wiąż. Pragnę stać pod krzyżem z Tobą,
z Twoją łączyć się żałobą, w płaczu się rozpływać wciąż.
Panno Święta, swe dziewicze
zapłakane wznieś oblicze,
jeden niech nas łączy płacz.
Spraw, niech żyję Zbawcy zgonem,
na mym sercu rozżalonym
Jego ból wycisnąć racz.
Niech mnie męki gwoździe zranią,
niechaj, kiedy patrzę na nią,
krew upoi mnie i krzyż.
Męką ognia nieustanną
nie daj gorzeć,
Święta Panno,
w sądu dzień swą pomoc zbliż.
A gdy życia kres nastanie,
przez swą Matkę, Chryste Panie,
do zwycięstwa dojść nam daj.
Gdy ulegnie śmierci ciało,
obleczona wieczną chwałą
dusza niech osiągnie raj
,
Tajemnica krzyża błyska:
Na nim życie śmiercią kona,
Lecz w tej śmierci życie tryska.
Poranione ostrzem srogim
Włóczni, co Mu bok przeszywa:
Aby nas pojednać z Bogiem,
Krwią i wodą hojnie spływa.
Już się spełnia wieczne słowo
Pieśni, co ją Dawid śpiewa.
Głośną na świat cały mową:
Oto Bóg królował z drzewa.
Drzewo piękne i świetlane,
Zdobne w cną purpurę Króla,
Z dostojnego pnia wybrane,
Święte członki niech otula.
O szczęśliwe, bo ramiony
Dzierżąc, waży Boskie Ciało,
Okup świata zawieszony,
I łup piekłu odebrało.
Krzyżu bądźże pozdrowiony,
O nadziejo Ty jedyna!
Dobrym łaski pomnóż plony,
Z grzesznych niech się zmyje wina.
Trójco, źródłem coś żywota,
Ciebie świat niech sławi cały.
Przez Krzyż święty otwórz wrota
Do zwycięstwa i do chwały.
,
Golgoto, Golgoto!
W twej ciszy przebywam wciąż rad.
W twej ciszy daleki jest świat.
Ty koisz mój ból, wyzwalasz od złych,
Gdy widzę Cię, Zbawco, przez łzy.
Ostre gwoździe Cię przebiły
i mój grzech.
Grzeszni ludzie Cię skrzywdzili
i mój grzech.
Gwoździe grzechów Cię trzymały
też mój grzech.
Choć tak dawno to się stało, widziałeś mnie.
Golgoto, Golgoto, Golgoto!
Ja widzę, że Jezus, mój Pan
pokryty krwią z sińców i ran.
Z miłości nań szedł wśród szyderstw i kpin,
Uwolnić mnie z grzechów i win.
Golgoto, Golgoto, Golgoto!
Wspominam tak często ten dzień:
Golgotę i zbawczy jej cień.
Przyszedłem pod Krzyż z ciężarem mych win,
Uwolnił mnie tam Boży Syn...
"Żołtarz Jezusów" czyli 15 rozmyślań o Bożym umęczeniu
,
za pieniędze nędzne,
Bóg Ociec Syna zesłał na zbawienie duszne.
Jezus kiedy wieczerzał, swe Ciało rozdawał,
Apostoły swe smętne, swoją Krwią napawał.
Jezus w ogrojec wstąpił z swymi miłosniki,
Trzykroć się Oćcu modlił za wszytki grzeszniki.
Krwawy pot z niego płynął dla bólu silnego,
Duszo miła, oglądaj Miłosnika Twego.
Jezusa miłosnego, gdy żydowie jęli,
Baranka niewinnego plwali i targali .
Opak ręce związali Panu niebieskiemu,
Pędem rychłym bierzeli do miasta świątego.
Jezus jest policzek wzion u Annasza wielki,
Do Kaifasza posłan, a tamo jest uplwan;
Oczy mu zawiązali Żydowie okrutni,
Poszyjki mu dawali, w lice jego bili.
Jezus staroście wydan, łajncuchem swiązany,
Piłat Żydów jest pytał, ktore jego winy.
Widząc jego przez winy, do Heroda posłał.
Żydowie go soczyli, ale Jezus milczał.
Jezus swleczon z odzienia, u słupa uwiązan.
A tak przez miłosierdzia okrutnie biczowan;
Krew z ciała jest płynęła, Pan niebieski zranion.
O duszo moja, patrzy, płaczy rzewno, wzdychaj.
Jezus gdy ubiczowan, na stolcu posadzon,
Cirnim jest koronowan, a przeto jest wzgardzon;
Przed Jezusem klękali rycerze niewierni,
S niego sie naśmiewali, na oblicze plwali.
Jezus potem osądzon, Piłat jego sądził,
Od Żydow jest nawiedzon, a w tym Piłat zgrzeszył;
Maryja, Matka Boża, tedy sie smąciła,
Wzdychała a płakała i wszytka semglała.
Jezus s miasta wywiedzion, krzyżem uciążony,
A łotrom jest przyłączon, jak robak wzgardzony;
Matka mu zabieżała, chcąc jego oględać,
A gdy jego uźrzała, jęła rzewno płakać.
Jezusa już krzyżują, patrzy, duszo, pilnie,
Ręce i nogi ranią, krew s ran jego płynie;
Matka gdy to widziała, na ziemię upadła,
Dla Synaczka miłego rada by umarła.
Jezus z krzyżem podniesion, patrzcie, krześcijani,
Między łotry postawion, drogą krwią skropiony;
Od Żydow jest pośmiewan, gdy na krzyżu wisiał.
Jezus, miłosierny Pan, wszytko skromnie cirpiał.
Jezus Oćcu sie modlił za swe krzyżowniki,
Smętną Matkę ucieszył, łotra i grzeszniki;
"Pragnę grzesznych zbawienia, duszo moja miła".
Już Oćcu polecaję, wołał wszytką siłą.
Jezusa umarłego stworzenie płakało,
Pana swego miłego barzo żałowało;
Slojnce sie zacimiło, ziemia barzo drżała.
Opoki się ściepały, groby otwarzały.
Jezusowa Matuchna gdy u krzyża stała,
Bok jego włocznią zbodzion i wielko otworzon;
Krew i woda płynęła z boku naświętszego,
Matuchna jego miła żałowała tego.
Jezus z krzyża sejmowan w nieszporną godzinę,
Maryja piastowała ciało swego Syna;
Ciało maścią mazali Józef z Nikodemem,
W prześcieradło uwili, potem w grób włożyli.
Jezusow żołtarz czcijcie i często śpiewajcie,
Maryję pozdrawiajcie, k tej sie uciekajcie;
Maryja, przez boleści, które jeś cirpiała,
Oddal od nas złości, daj wieczne radości.
ku miłemu Bogu skłonna:
Wejźrzyj na Syna Bożego,
na Zbawiciela naszego.
Oglądaj na krzyżu Jego,
sromotnie zawieszonego:
Okrutnie rozciągnionego,
wszystkiego zekrwawionego.
Wejźrzyj na głowę skłonioną,
ostrą koroną zranioną:
Głogową też i cierniową,
gwałtem na głowę wciśnioną.
Oczy Jego krwią spłynęły,
uszy i usta wyschnęły:
Wszystkie żyły w Nim porwali,
Krew świętą z Niego wylali.
Ręce, nogi Przenajświętsze,
gwoźdźmi okrutnie przebite:
Bok i serce przebodzono,
ostatek krwi wypuszczono.
Wszystko Przenajświętsze Ciało
jak skorupa się padało:
Wszystkie siły z Niego wyszły,
na zbawienie wszelkiej duszy.
O duszo jakożeś droga,
wielkim mytem zapłacona:
Wszystek skarb nieba i ziemie
Bóstwo wydało za ciebie.
Nie przedawajże się tanie,
dla grzéchów na potępienie:
Boć nie jest rzecz tańsza inna,
jedno kto w grzéchu umiera.
Tęby rzecz miał człowiek baczyć,
że na świecie krótko ma żyć:
Tysiąc lat przeciw wieczności,
jakoby dzień ku równości.
Przeto się grzéchów warujmy,
w Jezusie się rozmiłujmy:
Dać tu nam lekkie skonanie,
po śmierci duszne zbawienie.
.
w krzyżu zbawienie,
w krzyżu miłości nauka.
Kto Ciebie, Boże,
raz pojąć może,
ten nic nie pragnie, nie szuka.
W krzyżu osłoda,
w krzyżu ochłoda,
dla duszy smutkiem zmroczonej.
Kto krzyż odgadnie,
ten nie upadnie,
w boleści sercu zadanej.
Kiedy cierpienie,
kiedy zwątpienie,
serce ci na wskroś przepali,
gdy grom się zbliża,
pośpiesz do krzyża,
on ciebie wesprze, ocali.
Gdy wiary siła
serce spoiła,
a i to serce zawiodło,
o, nie rozpaczaj,
módl się, przebaczaj,
krzyż niech ci stanie za godło.
Gdy wśród żywota
biedna sierota
stoi od ludzi wzgardzona,
krzyż będzie światem,
ojcem i bratem,
gdy go przytulisz do łona.
Gdy rozpacz w łonie,
oko w łzach tonie,
o wytrwaj jeszcze na chwilę.
Łza się przesączy,
rozpacz zakończy
krzyżem wetkniętym w mogile.
Kto u stóp krzyża
swą duszę zniża,
na tego spojrzy łaskawie
Jezus Zbawiciel
i Odkupiciel.
Da pomoc Boską w wszej sprawie.
,
Zdroje wody żywej. Zbawca, źródło łaski, Miłości prawdziwej.
Odszedł Pasterz nasz,
Co ukochał lud.
O Jezu dzięki Ci
za Twej Męki trud.
Gdy na krzyżu konał, Słońce się zaćmiło, Ziemia się zatrzęsła, Wszystko się spełniło.
Ten, co pierwszych ludzi Złowił w swoje sidła, Sam już w więzach leży, Opadły mu skrzydła.
Oto Boski Zbawca Zamki śmierci skruszył, Zburzył straszne odrzwia, Duszom życie zwrócił.
Zmiażdżył władzę czarta Mocą Bóstwa swego I ujarzmił pychę Wroga piekielnego.
,
Jak drogo kupiona twoja dusza.
Ach Jezu mój, ach Jezu mój,
gdy będę w ciężkościach, sam przy mnie stój
Przez Twe rany i boleści
racz zostać z Maryją przy mej śmierci.
Pamiętaj człowiecze, gdym w Ogrojcu
Modlił się za ciebie Memu Ojcu.
Pamiętaj człowiecze, gdy w łańcuchy
Związali Me Ciało jak złe duchy.
Kiedy Mnie z Ogrojca prowadzili,
Jak szaleni w rzekę Mnie wrzucili.
Wiedli Mnie do sądu aż do miasta.
Szarpała i tłukła Mnie hałastra.
Kiedy Mi już na śmierć dekret dali,
Wtrącili w piwnicę, bić kazali.
Gdybyś ty człowiecze o tym wiedział,
Ilem Ja za ciebie biczów zebrał.
Pamiętaj człowiecze na Me rany,
Jak straszniem za ciebie katowany.
Pamiętaj człowiecze na koronę,
Ilem Ja ucierpiał w każdą stronę.
Pamiętaj człowiecze, gdym krzyż nosił,
Ilem Ja za tobą Ojca prosił.
Kiedy Mnie już na krzyż przybijali,
Żółcią Mnie poili, obrażali.
Pamiętaj człowiecze, gdym już wisiał,
W okrutnych boleściach ducha oddał.
Gdy będziemy konać, mój Jezusie,
Przybądź wraz z Maryją po mą duszę.
,
Jezu Chryste, przez Twe rany, Królu na niebie, prosimy Ciebie, Ratuj nas w każdej potrzebie.
Zawitaj, Ukrzyżowany,
Całujem Twe święte rany,
Przebite ręce, nogi w tej męce,
Miejcież nas w swojej opiece.
Zawitaj, Ukrzyżowany, Biczmi srodze skatowany,
Zorane boki, krwawe potoki,
Wynieścież nas nad obłoki.
Zawitaj, Ukrzyżowany, Cierniem ukoronowany, W takiej koronie, zbolałe skronie,
Miejcież nas w swojej obronie.
Zawitaj, Ukrzyżowany, Wprzód pod krzyżem zmocowany,
Rano w ramieniu, z niej Krwi strumieniu, Podźwignij nas ku zbawieniu.
Zawitaj, Ukrzyżowany, Na twarzy zbity, zeplwany, O święte lice, łez, krwi krynice,
Zwróćcież na nas swe źrenice.
Zawitaj, Ukrzyżowany, Na sercu włócznią stargany. Piersi, wnętrzości pełne gorzkości,
Miejcież nas w swojej litości.
Zawitaj, Ukrzyżowany, Na duszy srodze stroskany, Smutki i żale, w sercu upale, Wynieścież nas ku swej chwale.
Zawitaj, Ukrzyżowany,
W ubóstwie sponiewierany,
We czci i chwale, zniszczony wcale,
Zbaw nas na Twym trybunale.
Zawitaj, Ukrzyżowany,
Niewinnie zamordowany,
Bądź, konający, na nas pomnący,
Raj łotrowi darujący.
Przez Twoje gorzkie skonanie
Litościwy bądź nam, Panie,
W ostatnim zgonie, miej nas w obronie,
Na prawej postaw nas stronie.
O Jezu, miłości moja,
Do Twego wzdycham pokoja;
Za grzechy płaczę, sercem Cię raczę,
Krzyżem Twoim głowę znaczę.
Amen.
,
Przenajświętsze Ciało, któreś na krzyżu sromotnie wisiało.
Za nasze winy, Synu jedyny,
Ojca wiecznego, Boga prawego,
Męki te znosiłeś.
Dajem Ci pokłon, Bogu prawdziwemu,
W tym Sakramencie dziwnie zakrytemu;
Żebrzem litości i Twej miłości,
Byś gniew swój srogi, o Jezu drogi,
Pohamować raczył.
Zmiłuj się, zmiłuj nad nami grzesznymi, Nie racz pogardzać prośbami naszymi;
Zgrom hardych siły, daj pokój miły,
Wyniszcz złe rady, wykorzeń zdrady
Spośród ludu swego.
A kiedy przyjdzie z światem tym rozstanie, Ratuj nas, ratuj, dobrotliwy Panie!
Niech z Ciała Twego,
Przenajświętszego
Posiłek mamy i oglądamy
Ciebie łaskawego.
Amen.
na krzyż ze sobą wziął
I tam je wszystkie zgładził niewinną śmiercią swą.
O przebacz, dobry Jezu, żem grzechem zranił Cię!
I udziel mi Twej łaski, bym z niego podniósł się.
Chrystus krzyżową śmiercią wysłużył łaskę nam,
Otworzył dla nas niebo, chce wszystkich widzieć tam.
O, Zbawco mój i Panie już będę lepiej żył,
Bym Ciebie ujrzał w niebie, na zawsze z Tobą był.
Pan Jezus choć umiera, zwycięskim Królem jest!
Na krzyżu wszak pokonał ciemności zła i śmierć!
Kłaniamy Ci się Panie, błogosławimy wraz,
Żeś przez swą śmierć z miłości odkupić raczył nas.
,
o Krwi odkupienia, Napoju życia z nieba dla nas dany,
O zdroju łaski, o ceno zbawienia, Ty grzechowe leczysz rany.
Tyś w Jezusowym kielichu zamknięta, Abyś nas wszystkich życiem napawała;
Abyś dla świata, Krwi Boska prześwięta, Miłosierdzie wybłagała.
O Krwi najdroższa, przez Serce przeczyste, Gdzie Twoje źródło miałaś na tej ziemi,
Cześć Tobie niesiem, dzięki wiekuiste, Z Aniołami, ze świętymi.
W tej tajemnicy Ciała i Krwi Pana, Do stołu Jego jesteśmy wezwani,
On głodnych żywi, spragnionych napoi, By obdarzać zmartwychwstaniem. Amen.
,
Głowo święta Jezusa mojego,
Któraś była zraniona do mózgu samego.
Dobranoc Kwiecie różany,
Dobranoc Jezu kochany,
dobranoc!
Dobranoc, włosy święte, mocno potargane,
Które były najświętszą Krwią zafarbowane.
Dobranoc, szyjo święta, w łańcuch uzbrojona,
Bądź po wszystkie wieczności mile pochwalona.
Dobranoc ręce święte, na krzyż wyciągnione,
Jako struny na lutni, gdy są wystrojone.
Dobranoc, boku święty, z którego płynęła
Krew najświętsza, by grzechy człowieka obmyła.
Dobranoc, Serce święte, włócznią otworzone,
Bądź po wszystkie wieczności mile pozdrowione.
Dobranoc, nogi święte, na wylot przeszyte,
I tępymi gwoździami do krzyża przybite.
Dobranoc, Krzyżu święty, z którego złożony
Jezus, w prześcieradło białe uwiniony.
Dobranoc, grobie święty, najświętszego Ciała,
Który Matka Bolesna łzami oblewała.
Niech Ci będzie cześć w wieczności,
Za Twe męki, zelżywości,
Mój Jezu!
,
Na wieczne czasy od nas pozdrowiony.
Gdzie Bóg, król świata całego
Dokonał życia Swojego.
Krzyżu Chrystusa, bądźże pochwalony, Na wieczne czasy od nas pozdrowiony.
Ta sama krew cię skropiła,
Która nas z grzechów obmyła.
Krzyżu Chrystusa, bądźże pochwalony, Na wieczne czasy od nas pozdrowiony.
Z Ciebie moc płynie i męstwo
W Tobie jest nasze zwycięstwo
Krzyżu zbawienny, drzewo poświęcone, Krwią przenajświętszą Baranka skropione, Że tam Zbawiciel na tobie Umarł i poświęcił ciebie.
Krzyżu chwalebny, łoże Chrystusowe,
Na sobie niosąc zbawienie światowe,
Na tobie Jezus spoczywał,
Gdy w gorzkich mękach umierał.
Krzyżu, na którym panieńskie rodzenie Od Matki bierze smutne rozłączenie; Z ran wylewa krwi strumienie, Na grzechów naszych zgładzenie.
Krzyżu, którym się my wierni szczycimy, Tym znakiem wszyscy Święci są znaczeni, Tym znakiem siebie zdobimy Gdy krzyż na czole robimy.
W tym znaku pewni zbawienia będziemy Tym znakiem czarty odpędzać możemy; Krzyż święty wszystko zwojuje, Precz wszystko złe ustępuje.
Drzewo żywota wśród raju stojące, Rozkoszny Owoc światu przynoszące, Tyś na górze Kalwarii Nosiło owoc Maryi.
Na wieczne czasy i przez miliony, Krzyżu Chrystusa, bądźże pochwalony! Tyś jest znak tryumfujący, Radość wiernym przynoszący.
O Trójco Święta, Boże nieskończony! Daj nam posiłek, ratuj lud strapiony; Przez znamię Krzyża świętego Wyrwij nas od wszego złego.
Krzyżu Chrystusa, bądźże pochwalony,
Na wieczne czasy od nas pozdrowiony.
Nim Chrystus na ciebie wstąpił
to picia wina odmówił
za nas cierpiał rany,
Jezu Chryste, zmuiłuj się nad nami
I ty któraś współcierpiała,
Matko Bolesna, przyczyń się za nami.
,
coś tak cierpiał srodze,
naucz, prosimy, po ciernistej drodze
iść, iść śladem najświętszego Syna,
iść śladem Twego najświętszego Syna.
Bośmy tak słabi jako kwiaty polne,
wstać niezdolne,
gdy podmuch wiatru je ugina.
Dopomóż, Panie, dźwigać nam krzyż ciężki,
a na niebiosach ukaż znak zwycięski.
Daj, daj siłę znieść życiowe głogi,
daj siłę wytrwać, znieść życiowe głogi.
Podaj nam rękę, o to Cię błagamy,
nie zdołamy
bez Twojej łaski, Jezu drogi.
,
Boże nieskończony
Według wielkiego miłosierdzia Twego,
Według litości Twej niepoliczonej,
Chciej zmazać mnóstwo przewinienia mego.
Obmyj mnie z złości, obmyj tej godziny
Oczyść mnie z brudu, w którym mnie grzech trzyma,
Bo ja poznaję wielkość mojej winy,
I grzech mój zawsze przed mymi oczyma.
Odwróć twarz Twoją od przestępstwa mego
I wszystkie moje odpuść nieprawości,
Stwórz serce czyste, warte Boga swego,
A ducha prawdy w moje wlej wnętrzności.
Nie oddalaj mię od Ojcowskiej twarzy,
Nie chciej mi bronić Twojego natchnienia,
Wróć radość, którą niewinność nas darzy,
I racz mię w duchu utwierdzić rządzenia.
Boże, na skruchę mego serca wejrzyj.
Ochroń, gdy szatan jak lew głodny krąży.
Natchnij bym zawsze czuwał, był wszechtrzeźwy,
Bym Twych przykazań drogą mógł podążyć.
Stary krzyż ongiś stał,
Symbol hańby, cierpienia i mąk.
Lecz ja kocham ten krzyż,
Gdzie mój Zbawca i Mistrz,
Swym oprawcom oddał się do rąk.
O jak cenię ja stary ten krzyż,
W nim ratunek ludzkości jest dan,
Lgnę do niego a w niebie ten krzyż
Na koronę zamieni mi Pan.
Ale stary ten krzyż,
Tak wzgardzony przez świat,
Swą ofiarą pociągnął mnie wzwyż.
To mój Zbawca i Pan,
Zstąpił z nieba tu sam,
Aby nieść na Golgotę ten krzyż.
Krwią zbroczony ten krzyż,
Lecz pomimo to w nim,
Dziwne piękno wśród ran krwawych lśni.
Bo na krzyżu tym Pan,
Cierpiał męki i zmarł
Aby wieczne zbawienie dać mi.
,
na me duszne rany
Tak wiele razy już medyk doznany,
Szczególny w tej mierze, że sam nic nie bierze,
Jeszcze niebem płaci.
Ach! Ja bez mózgu, bo prawie szalony,
Tak ciężko będąc na duszy zraniony
Dlaczego do tego Lekarza świętego
Nigdy nie pospieszę?
Czemu mi grzechy i piekło smakuje,
A nie Pan Jezus, choć niebem cukruje?
Ale cóż poradzisz, kiedy nie odradzisz,
Tak szalonej głowie.
Czyżby dopiero, gdy w piekle po uszy,
Lub przy skonaniu czarci strzegą duszy,
Mi rozum przybędzie, ale nie w czas będzie,
Bo zapadnie klamka?
Już się domyślam, kto te sztuki robi,
Kto omamiwszy swoje rzeczy zdobi,
Znać to czart przeklęty, sidła i ponęty,
Jak na ptaszka stawia.
Złe pomyślenie, mruganie, żarciki,
Częste rozmowy, szpetne koncepciki
Tysiąc ran zadają, na śmierć zabijają,
Jezusa mojego.
Odtąd, mój Jezu, z dusznemi ranami,
Choć czartowskiemi brząkam kajdanami,
Pójdę ja do Ciebie, przyjmij mnie do Siebie,
Milusinki Jezu!
Gdy wraz pójdziemy, tak się sądźmy z sobą:
Żem jest okrutnym tyranem nad Tobą,
Drugi raz krzyżuję, biję, policzkuję,
Gdy się na grzech ważę.
Wiem, że to wszystko na sąd straszny będzie,
Gdy złości nasze Bóg sądzić zasiędzie;
Jaki tam strach będzie, gdy moje świat wszędzie
Skryte grzechy rozniesie!
Wiem, że mi wszystko Bóg darować raczy,
Gdy skruszone łzy w oczach mych zobaczy;
Już nachylam szyję i w piersi się biję
I stawiam pod krzyżem.
Twoja krew święta obmyje szkarady,
Czartowskie na świat odkryją się zdrady,
Nic nie desperuję, jak sobie rokuję,
Że pójdę do nieba.
Amen
,
płaczcie, Duchy święte
Radość wam dzisiaj i wesele wzięte;
Płaczcie przy śmierci, płaczcie przy pogrzebie
Króla waszego i Boga na niebie.
Płaczcie wesołe niebieskie pokoje
Na dzień dzisiejszy i sieroctwo swoje;
Płaczcie nad grobem, w którym położony
Boga naszego Syn Jednorodzony.
Płacz jasne słońce, płacz koło miesięczne,
Zalejcie gwiazdy światła swoje wdzięczne
Płaczcie promienie z nieba wywieszone,
Wasze przedniejsze światło zagaszone.
Płaczcie obłoki, płaczcie chmury dżdżyste,
Łzy miasto rosy wylejcie rzęsiste;
Płaczcie pioruny, płaczcie błyskawice,
Nad grobem Króla niebieskiej stolice.
Płaczcie i wiatry i niebieskie biegi,
Płaczcie dżdże, grady, płaczcie mrozy, śniegi,
Płaczcie ścieląc się pod swemi górami,
W tym grobie leży, który władał wami.
Płaczcie zatopy, płaczcie morskie wały,
Płaczcie i wyspy, płaczcie morskie skały,
Płaczcie! umarł Pan który was fundował,
Tu leży, co wam wszystkim rozkazował.
Płaczcie i ryby i wielorybowie,
Płaczcie syreny, płaczcie delfinowie,
Płaczcie pod wodą niepojęte dziwy,
Umarł Pan a wasz Stworzyciel prawdziwy.
Płaczcie potoki, płaczcie niezmierzone
Rzeki i źródła płaczcie niezbrodzone,
Płaczcie, umarł Pan który wasze wody
Stoczył i brodom naznaczył przechody.
Płacz skało, płaczcie fundamenta ziemne,
Płaczcie jaskinie, płaczcie lochy ciemne,
Płaczcie, umarł Pan, budownik wasz miły,
W któregoście się ręku zawiesiły.
Płaczcie pagórki, płaczcie góry wielkie,
Płaczcie opoki i kamienie wszelkie,
Umarł Pan który rękami swojemi,
Was ugruntował na obszernej ziemi.
Płacz i ty góro święta uwielbiona,
Płacz Chrystusową śmiercią poświęcona,
Płacz którą krwawe pokropiły zdroje,
Płacz na której Pan stracił życie swoje.
Płacz i ty grobie w skale wykowany,
Płacz, który Pana piastujesz nad Pany:
Płacz śmierci jego, kamieniu szczęśliwy,
Pod którym leży Syn Boga prawdziwy.
Płaczcie pustynie i wy cedry śliczne,
I wy też lasy płaczcie okoliczne,
Płaczcie pod których cieniem leży ciało,
Które Bożego ducha ukrywało.
Płaczcie ptaszęta, płaczcie bydło polne,
Płaczcie i leśne zwierzęta swawolne,
Płaczcie robactwa, płaczcie i gadziny,
Stwórca wasz umarł, Syn Boga jedyny.
Płacz, i ty, ziemio, którą człowiekowi
Bóg oddał w darze, jak swemu Synowi:
Ten, który niegdyś powstał z mułu Twego,
Dziś ukrzyżował Stworzyciela swego.
Płacz naostatek człowiecze, któremu
To wszystko gwoli stworzono samemu,
I owszem jakby stworzenie wszelakie,
Zawarł Bóg w tobie przez życie trojakie.
Bo rośniesz z drzewem, czujesz z bestyjami,
A rozumem się rządzisz z Aniołami;
Dopomóż tedy wszelkiemu stworzeniu,
Płakać nad Panem w jego umęczeniu.
Niech ci już teraz obłudy światowe,
Obmierzną, widząc bóle Jezusowe,
Niech cię swawolne nie rozbestwia ciało,
Coby cię raczej we łzach nurzać miało:
Gdy w Chrystusowem członka nie masz ciele,
Któryby za cię nie ucierpiał wiele.
Nie daj i czartu nad sobą przewodzić,
Gdyż Odkupiciel chcąc cię wyswobodzić,
Z niewoli jego, żywot swój połoźył,
I moc czartowską z którą on się srożył,
Starł i ukrócił, to wszystko dla ciebie
Czyniąc, ażebyś z nim wiekował w niebie.
Nad Chrysta męką zapłacz więc, człowiecze,
To przez twe zbrodnie Krew z Chrystusa ciecze,
Dla Ciebie umarł Syn Boga Jedyny,
By cię wybawić z grzechów twoich winy.
Bierz przykład z Piotra jak w jaskini ślocha,
Obacz jak Pana po zaprzeniu kocha,
Niech cię wyuczy płakać Magdalena,
Nie tak jak płacze zdradliwa syrena.
Ale prawdziwy żal tu uczyniwszy,
Łzami i skruchą serce napełniwszy,
Weź na uwagę: że twa złość wierutna,
Rozbierz to sobie: że ta śmierć okrutna
Spotkała Pana, za twoje sprosności,
Za one w grzechach brzydkie bezecności.
Tyś to obnażył Pana niewstydami,
Biczowałeś go różnemi grzechami:
Tyś koronował cierniową koroną,
Kiedyś zezwalał i cieszył się oną
Nieczystą myślą; tyś na krzyż przykował,
Kiedyś przykazy jego przestępował.
Słuszna rzecz tedy płakać ci serdecznie
Człowiecze grzeszny i owszem koniecznie
Płakać potrzeba, rzewliwemi łzami;
I gdyby można, żeby upustami
Lały się z oczu twych bystre strumienie,
Oczyszczając ci tak brzydkie sumienie.
A jeślić trudność, serce opoczyste
Czyni do żalu, i oczy skaliste
Nie chcą pozwolić do łez swej powieki,
Udaj się radzę, do szczerej opieki,
Pod krzyżem ciężko Panny bolejącej,
Oraz i Matki, rzewliwie płaczącej,
By łez obfitych, pozwolić ci chciała,
A serce żalem na pół rozkrajała;
Żebyś w tem życiu, płacząc dostatecznie,
Mógł potem w niebie z nią królować wiecznie.
,
zebrani tu uczniowie,
Chrysta Pana nam imają przeokrutni katowie.
O Jezusie nasz miły! O kwiateczku wspaniały!
Coś uczynił? Coś zawinił?
O Baranku niewinny! Cierpisz za nasze winy.
Poglądałeś na swe ucznie, Piotrowiś serce skruszył,
Do płaczuś go za swe grzechy wejrzeniem swem poruszył;
Na noclegeś wiedziony, do piwnicy wtrącony;
Tam Cię plwali, naśmiewali;
O Baranku niewinny! Cierpisz za nasze winy.
Na drugi dzień bardzo rano z piwnicyś wywiedziony,
Przed Piłata postawiony, niewinnieś oskarżony;
Piłat ręce umywał, do Heroda Cię posłał,
Ten Cię zelżył, z szat obnażył,
O Baranku niewinny! Cierpisz za nasze winy.
Do słupa cię przywiązali okrutnie zranionego,
Biczmi, łańcuchy, miotłami, bili zekrwawionego:
O Jezusie nasz miły, o kwiateczku wspaniały,
Coś uczynił, coś zawinił,
O Baranku niewinny! Cierpisz za nasze winy.
Coś im Jezusie uczynił, iże Cię tak katują?
Coś im Jezusie zawinił, iże Cię koronują?
O Jezusie nasz miły, o kwiateczku wspaniały!
Coś uczynił? Coś zawinił?
O Baranku niewinny! Cierpisz za nasze winy.
Sędzia niecny Barabasza na prośbę żydom wydał,
Jezusa Nazareńskiego na krzyżu przybić kazał:
O Piłacie okrutny, o morderco obłudny.
Coś uczynił, coś zawinił,
O Baranku niewinny! Cierpisz za nasze winy.
Jeszcze na tem nie jest dosyć że Cię tak srodze zbili,
Jeszcze na Twoje ramiona tak ciężki krzyż włożyli:
Jeszcześ od nich pośmiech miał, gdyś na Kalwaryją szedł,
Częstoś padał, częstoś stawał.
O Baranku niewinny! Cierpisz za nasze winy.
Gdy już Jezus dla człowieka na krzyżu srogim wisiał,
Piłat tytuł sprawiedliwy nad głową Mu napisał:
Na krzyżu tym zraniony wisi Jezus zelżony,
Nazareński Król żydowski.
Cierpisz na krzyżu za nas, i jeszcze cierpieć żądasz.
Bok Mu włócznią Longin przebił, krew się z wodą wylała,
O jak wielką Matka Twoja boleść w ten czas cierpiała;
Już się słońce zaćmiło, świecić nie potrafiło.
Gdy umierasz, Ojca wzywasz,
Cierpisz na krzyżu za nas, i jeszcze cierpieć żądasz.
Ciało święte z krzyża zdjęte Nikodem obsługował,
Czystą ruchą uwinąwszy, serdecznie je całował:
Trzy Maryje przybiegły, drogie maści przyniosły,
Namazały, opłakały;
O Baranku niewinny! Cierpisz za nasze winy.
Potem w grób ciało włożono, jako jest napisano,
Kamieniem je przyłożono, jako prorokowano;
O Jezusie nasz miły! O kwiateczku wspaniały,
Coś uczynił, coś zawinił?
O Baranku niewinny! Cierpisz za nasze winy.
A kiedy nam ciężko będzie na Twe rany poglądać,
Gdy na sądny dzień pójdziemy, będziesz je ukazować:
Wtenczasbyśmy płakali, rany twe całowali,
Gdy osądzisz, w piekło wtrącisz,
Już nie skoro grzeszniku, na wieki niewolniku.
Uważ duszo chrześcijańska, co Jezus za cię cierpiał,
Z adamowej winy ciebie drogą krwią swą obmywał;
Wdzięczną Mu się pokazuj, za tę miłość Mu dziękuj
W pobożności, w niewinności;
O Baranku niewinny! Cierpisz za nasze winy.
Jezus Chrystus Pan na krzyżu przed piekłem cię ratował,
Jakie męki przeokrutne dla ciebie podejmował;
Wdzięcznym Mu się pokazuj, za tę miłość Mu dziękuj
W robotności, w wszechtrzeźwości.
O Baranku niewinny! Cierpisz za nasze winy.
,
Jezu mój kochany,
Całować ciężkie i nieznośne rany:
Nie tak jak Judasz, który na wydanie,
Lecz z użaleniem, Jezu Chryste Panie!
Całuję prawą Twoją Jezu rękę,
Byś mnie nie oddał na piekielną mękę:
Całuję oraz lewą rękę Twoję,
Byś zbawić raczył grzeszną duszę moję.
Zbliżam się sercem i do Twego boku,
Nie daj na zgubę mnie z swego wyroku:
Padam do Twojej prawej nogi Chryste,
Niechże łzy płyną z oczu mych rzęsiste.
Padam i do Twej Jezu lewej nogi,
Którą Ci zranił okrutnie gwóźdź srogi:
Padam pokornie i do krzyża Twego,
Na którym wisisz dla mnie mizernego.
O Jezu drogi! Jezu mój kochany!
Zgładź grzechy moje przez Twe święte rany:
Przyrzekam, że Cię więcej nie obrażę,
Że się wprzód na śmierć niż na grzech odważę.
Niechże Ci będzie cześć, chwała wiecznemu
Bogu w Najświętszej Trójcy jedynemu.
A mi niech będą łaski Twe ojczyste,
Spraw to, by serce moje było czyste!
,
każdemu nią iść trzeba.
Przy drabinie stoi krzyż,
każdy z nas go musi nieść.
Sam Pan Jezus go nosił,
jak po tym świecie chodził.
Miał koronę cierniową
na przenajświętszej głowie.
Żydzi mu ją wtłoczyli,
tysiąc ran uczynili.
Krew się lała z ran Jego
dla człowieka grzesznego.
Matka Boska patrzała
i boleśnie płakała.
Ach mój Synu najmilszy,
któż mnie w smutku pocieszy.
Pocieszy Cię Pan z nieba,
dla grzeszników tak trzeba.
Żem łaską jego świętą uzdrowiony:
Porzucam świata objekta,
Kierując w niebo afekta.
Teraz mój Panie o to ciebie proszę,
Niech w swych zamysłach szkody nie ponoszę:
Duszę i serce w twe rany,
Oddajęć Jezu kochany.
Jeżeli przez grzech jestem oddalony,
Wracam się Jezu do ciebie skruszony:
Weź z serca mego ofiarę,
Że cię chcę kochać nad miarę.
Już nie chcę więcej światowego licha,
Do ciebie Jezu serce moje wzdycha:
Oczy od ciernia twe krwawe,
Niech będą na mnie łaskawe.
Na wieczne czasy i przez milijony,
Niech Jezus Chrystus będzie pochwalony;
Że nas przyjmuje do siebie,
Chwalmyż go wszędzie i w niebie.
Niech Chrysta wielbim strzegąc Dekalogu,
Wystrzegając się grzesznych nałogów,
Wielbim przez modły, roboty,
Abstynencję, inne cnoty.
,
modlił się Ojcu,
Bo ten kielich wielką boleść uczynił w sercu.
Ach Jezusie mój,
drogi skarbie mój,
Obnażony, zakrwawiony,
ach, Jezusie mój!
Smutku nie mało, duszę i ciało,
Tamże krwawymi kroplami spływać musiało
Tajną zapłatą, Judasz złym bratom, Wydał na męki Jezusa żydom i katom
Na rozkaz jego, zdrajcy złośnego, Ręce swoje wyciągnęli na niewinnego.
Gdy Go prowadzą, tak sobie radzą, Że go na śmierć Piłatowi osądzić dadzą,
Skargi zmyślają, świadki stawiają, Policzki ciężkie zadają, włosy targają.
Stanął związany, Jezus kochany,
Obłudnemu Piłatowi na sąd oddany.
Plag sześć tysięcy, może i więcej, Otrzymał przy biczowaniu Jezus Cierpiący.
Złość katów wściekła, tak Go usiekła,
Że krew z Najświętszego Ciała strumieniem ciekła.
Z ciernia koronę, na każdą stronę, Gwałtem na głowę wciskają, rany zadają.
Wnet obnażone, ciało zranione, Tępymi gwoźdźmi na krzyżu jest zawieszone.
Stwórcę swojego, konającego, Wszelkie stworzenie płakało pod krzyżem Jego.
Góry i skały, żalem się rwały, a promienie słońca prawie świecić przestały.
Obróć swe oczy, grzeszny człowiecze,
Oto jeszcze z Boku Jego, krew z wodą ciecze.
Tak wszystko godnie, grzechy i zbrodnie, Spłukać i zagasić mogą piekielne ognie.
,
ratunku potrzeba,
Znikąd go nie będzie, jak od Ciebie z nieba.
Twej się woli polecam, i przyznać to muszę,
Ze swych własnych wysiłków tylko żal odnoszę.
Wszakże ja to od Ciebie Zbawiciela mego,
Przyjmuję też ochotnie z serca wesołego .
Jestem jak wodna trzcina, która w wielkiej suszy,
Skoro lada wiatr wionie, zarazem ją skruszy.
Albo jak liść zielony, który mrozem zdjęty,
Od rodzajnego drzewa bywa precz odcięty.
Który na ziemię padłszy, za nic nie stoi,
Tylko się jego szumu daremnie zwierz boi.
Także i ja mój Panie! bez ratunku Twego
Upadam, jako i liść od razu jednego.
Wcześnym proszę dostatkiem, opatrz mię mój Panie!
Bogactwa i ubóstwa nie dopuszczaj na mnie.
Bywszy w wielkim bogactwie, zapomniałbym Ciebie,
A w ciężkim zaś ubóstwie, przekląłbym sam siebie.
Nie dowierz żaden szczęścia, ani wierz w nakłady,
Lecz na każdą godzinę spodziewaj się zdrady.
Bo coć dziś da fortuna: to jutro wziąść może,
A żaden cię w nieszczęściu twojem nie wspomoże.
Bo ci, co przedtem z tobą hojnie przestawali,
Nie tobie, ale twemu szczęściu się kłaniali.
Wiele złego przychodzi na sprawiedliwego,
Ale go Bóg wybawia zawsze ze wszystkiego.
Strzegąc, aby najmniejsza ze wszech jego kości,
Nie była obrażona, z Jego Opatrzności.
Jemu się ja oddawam, w każdym krzyżu moim,
Ufam, że mię pocieszy świętem słowem swoim.
I wybawi mię Pan mój od wszelkiego złego,
A na ostatek weźmie do królestwa swego.
!
Niepojętej i prawdziwej źródło słodkości!
Słońce, miesiąc i z gwiazdami,
Niebo wszystko z Aniołami
Piękności się Twej dziwują,
Lecz nie pojmują.
Tyś lilia, Tyś kwiateczek wdzięczny, różany,
Nader wonny, nader śliczny, wszystek rumiany;
I na ziemi, i na niebie,
Panie Jezu, nic nad Ciebie
Nie masz nigdzie piękniejszego
I wdzięczniejszego.
O jedyne serca mego, Jezu kochanie,
Wszechmogący wszystkiej ziemi i nieba Panie!
Nad perły i złoto droższy,
Nad sam kanar i miód słodszy,
Wdzięczna duszy mej ochłodo
I żywa wodo!
Jakżeś dla mnie był na krzyżu bardzo zraniony
I od głowy aż do stopy wszystek skrwawiony,
Gwoźdźmi srodze przykowany,
Okrutnie ubiczowany,
Zeplwany, koronowany,
Policzkowany.
Rany Twoje przenajświętsze mile całuję,
A ztąd rozkosz niepojętą na sercu czuję.
W nich zanurzam moją duszę,
Doświadczywszy, przyznać muszę,
Iż są Rajem Twoje rany,
Jezu kochany!
Z serca Twego najświętszego źródło wypływa,
Które szpetne dusze ludzkie ślicznie obmywa;
Kto zupełnej jest nadzieje
By był murzyn, wybieleje,
Krwią najświętszą Twą polany,
Jezu kochany!
Twoje rany są skarbnicą wszelkiej słodkości,
Nieskończony, niepojęty upał miłości;
Lodowate rozgrzewają,
I kamienne rozpalają
Serca ludzkie, nasycają
I roztapiają.
O nadziejo wdzięczna Jezu pokutujących!
O wesele niepojęte w smutku będących!
Tyś pociechą, Tyś radością,
Tyś rozkoszą i słodkością.
Jezu, z serca ulubiony,
Bądź pochwalony!
Ciebie pragnąć dusza moja już nie przestanie,
O dobroci nieskończona, aż Cię dostanie;
Nie opuszczaj serca mego
Ciebie wielce pragnącego,
Jezu mile pożądany
I ukochany.
Przeto, jako z dzikiej knieje, gdy szczwaniem gnana
Pędem bieży do strumienia łania stroskana,
Tak i dusza moja licha
Do Ciebie spragniona wzdycha,
O Jezu ukrzyżowany!
Z serca kochany!
Więc Cię o to proszę, Jezu, mocno błagając,
Do najświętszych nóg pokornie Twych upadając:
Przy konaniu ducha mego
Przyjm do serca zranionego;
Łaskawie mi odpuść złości,
Jezu miłości!
Od łaski Twej nie oddalaj sługi Twojego,
Do Królestwa racz przypuścić pożądanego;
Niech oblicze święte Twoje
Oglądam, kochanie moje,
Wychwalając, Jezu, Ciebie,
Na wieki w niebie.
Amen.
,
krzyża się nie lękam.
Panie, Ty widzisz, krzyża się nie wstydzę.
Krzyż Twój całuję, pod krzyżem uklękam,
Bo na tym krzyżu, Boga mego widzę.
Do krzyża zwracam wszystkie me życzenia,
Na krzyż przybijam błędnych myśli roje,
Bo z krzyża płyną promienie zbawienia,
Bo z krzyża płyną zmartwychwstania zdroje.
Pod krzyżem świata stary i złamany,
Pragnę już odtąd krzyż Twój w duszy nosić,
Niewoli świata pokruszyć kajdany,
Bym mógł na krzyżu, krzyża chwałę głosić.
Nie zasłużyłem, abyś mię pocieszył,
Bom przez czas długi tak od Ciebie stronił;
Gdyś na mnie wołał, do Ciebiem nie spieszył
I łez tak wiele, tam mierniem roztrwonił.
Ach, Tyś mi podał pierwszy rękę Twoją,
Abym na krzyża mógł powrócić drogę,
A jam nią wzgardził! Dziś pod krzyżem stoję,
Bo już bez Ciebie dłużej żyć nie mogę.
W krzyżu znajduję to, co w szczęściu stracił,
Pokój i wiarę, miłość i nadzieję;
Ubogą duszę Tyś łzami zbogacił,
Przystroił cierniem, który nie więdnieje.
A serce wspomnień nosząc krwawą ranę,
Samotnie życia pielgrzymkę odbędzie,
Czyń co chcesz ze mną, pod krzyżem zostanę,
Krzyż był kolebką, krzyż mym grobem będzie.
,
Krew płynie z tysiąca ran, ,
W okropnych mękach już kona
Nasz Zbawca, nasz Bóg i Pan,
Opadła zsiniała głowa,
Gwóźdź rani stopę i dłoń,
Wkoło korona cierniowa
Rozdziera najświętsza skroń.
Złość ludzka nie syta jeszcze,
Do końca zaślepia wzrok,
I słowa spełniając wieszcze,
Żelazem przebija bok;
A serce, ach, to nie czeka
Dzikiego oprawcy rąk,
Widząc niewdzięczność człowieka,
Najsroższych doznaje mąk.
Tak kona w krwawej katuszy
Nasz Zbawca, nasz Bóg i Pan,
A nam się serce nie kruszy,
Gdy patrzym na Jego stan,
O Boże, nasza to wina
Przelała najświętszą Krew,
Przeszedłszy w zbrodnię Kaina,
Jakże ukoim Twój gniew.
Znosiłeś wszystkie męczarnie
Ochotnie w miłości Swej,
O niechże nie giną marnie
Owoce ofiary Twej.
O Jezu, niech rany Twoje
Rozbroją Sędziego dłoń,
Przez Krwi Twej wylane zdroje,
Ku nędznym swą litość skłoń.
,
najmilszy Synu Chrystusie,
Serca mego pociecho, śliczny Jezusie;
Cóż ja pocznę ach strapiona,
Matka Twoja opuszczona,
straciwszy Ciebie!
Weź mnie raczéj na śmierć z sobą,
wolę umrzeć razem z Tobą,
żyć społem w niebie.
Wieczerzę świętą z ciała Twego gotujesz,
Nogi uczniom umywasz, mile całujesz;
Schylasz się do stóp Judasza,
Śliczność i ozdoba nasza,
łzami polewasz;
Abyś go odwiódł od zdrady,
od niezbożnych żydów rady,
wzgardę odbierasz.
Już od żalu umieram na to patrzając,
Nie wiem co czynić Matka
smutna zostając,
Widząc zjadłych żydów czyny,
imają Cię bez przyczyny,
dosyć żałości.
Na modlitwie klęczącego,
krwawym potem płynącego,
nie masz litości.
Wiążą, tłuką i w rzekę z mostu wrzucają,
Ani przed Biskupami nie przepuszczają!
Policzki ciężkie zadają,
do piwnice Cię wtrącają,
pastwią nad Tobą:
Depcą, oczy zawięzują,
prorokować rozkazują,
sami przed sobą.
Niestetyż mnie strapionéj żem doczekała
Nieszczęśliwéj godziny, gdym oglądała
Ciebie Syna zranionego,
przed Piłatem stawionego,
by Cię męczyli;
Do Heroda Cię posłali,
aby Cie i tam wyśmiali,
i wyszydzili.
Srogość większą u Piłata Ci pokazują,
Gdy u słupa rózgami mocno biczują:
Lud wielce zakamieniały,
w złości swéj zapamiętały,
nic nie folguje;
W którąkolwiek spojźrzę stronę,
widzę trudną być obronę,
nikt nie lituje.
Miecz okrutny przebija moje wnętrzności,
Widząc zawziętą srogość żydowskiéj złości,
Że Cię w purpurę obłóczą,
ostre ciernie w głowę tłoczą,
nic nie folgując:
Na Piłata krzyczy woła,
by Cię na śmierć sądził zgoła
nic nie litując.
Łańcuch ciężki na szyję świętą wkładają,
trzcinę na pośmiewisko w ręce dawają;
Już Cię na śmierć dekretują
i krzyż okrutny gotują,
o zła godzina!
Na który masz być włożony,
między łotry policzony,
straszna nowina!
Na Twe święte ramiona krzyż już włożono,
na śmierć jako baranka poprowadzono;
Trzykroć pod krzyżem upadasz,
zmiłowania nie oglądasz,
wszystek zemdlony;
Cyreneusz krzyż podpiera,
Weronika twarz ociera,
takeś zmęczony.
Na górze Kalwaryi już Cię krzyżują,
Gwoździe, młoty i włócznią na Cię gotują;
Wleką na krzyż przybitego,
do miejsca naznaczonego,
serce me mdleje;
Patrząc na Twą mękę srogą
i krew Przenajświętszą drogą,
która się leje.
I w tém jeszcze okrutni nie przestawają,
ale więcéj boleści mnie dodawają,
Gdy Cię widząc zemdlonego,
i nie życząc mieć żywego,
żółć Ci pić dają;
Bok Ci włócznią przebijają,
ostatek krwi wypuszczają,
i najgrawają.
Z krzyża Nikodem z Józefem już Cię spuszczają,
A mnie Matce bolesnéj ciało oddają,
Które na łonie piastuję,
członeczki Twoje całuję,
Synu mój drogi.
Już Cię do grobu składamy,
na kolana upadamy,
po śmierci srogiéj.
Cóż ja pocznę na świecie kiedym pozbyła,
Ciebie Synu najmilszy, marniem straciła;
Niechże umrę z téj przyczyny,
że mi wzięły ludzkie winy
Syna mojego,
Który po to zstąpił z nieba,
że okupu było trzeba
Ludowi Jego.
A po śmierci proszę kto z swojéj litości,
Włożywszy w grób me ciało, zbolałe kości,
Niech napisze takie słowa:
że tu Matka Jezusowa,
żalem strapiona;
Któréj śmierci jest przyczyna,
że pozbyła swego Syna,
tu położona.
,
Panie!
Za me grzechy płakać łez nie stanie!
Jam stworzenie Twe wyrodne,
Świętych oczu Twych niegodne!
Twój Majestat nieskończony,
Przed którym klękają trony,
Obraziłem.
Nie śmiem oczu podnieść z publikanem,
Ale sprawa z bardzo dobrym Panem,
Skoro w oczach łzy zobaczy,
Wnet darować wszystko raczy;
Lecz stąd w sercu większa rana,
Żem tak łaskawego Pana
Śmiał obrazić.
Kto da oczom łez obfite rzeki?
Trzeba bowiem płakać całe wieki,
Żem wiecznego Boga mego,
Za moment czegoś marnego,
Ja grzesznik zapamiętały,
Pana wiekuistej chwały
Śmiał znieważyć.
Nędzny prochu! na coś się odważył,
Stwórcę swego haniebnie znieważył,
Wieszli, co jest grzech przeklęty?
Słuchaj, co rzekł Paweł święty:
Każde przestępstwo manadtu
Jest zniewagą Majestatu
Najwyższego.
Bym był zepchnion na bezdno piekielne
I tam gorzał za grzechy śmiertelnie,
Całą wieczność gorząc srodze
Już tej krzywdy nie nagrodzę,
Chyba, że mi sam daruje,
Na wieki nie powetuje
Tej zniewagi.
O! nad wieczność i ogień piekielny
Straszliwszyś mi jest grzechu śmiertelny;
Zadość tobie nie uczynię
W owej ognistej dolinie.
Chyba dla Krwi Syna Swego,
Odpuści dług grzechu mego
Bóg łaskawy.
Jakoż ufam, że mój grzech wyznany,
Przez najświętsze, Jezu, Twoje rany,
Zgładzisz z dobroci Twej wiecznie,
Gdy za niego, ach, serdecznie
Płakać będę z wielkim wstydem,
Mówiąc pokornie z Dawidem:
Ach! zgrzeszyłem.
,
parce populo tuo,
ne in aeternum irascaris nobis
Flectamus iram vindicem,
ploremus ante Iudicem;
clamemus ore supplici,
dicamus omnes cernui:
Nostris malis offendimus
tuam Deus clementiam
effunde nobis desuper
remissor indulgentiam.
Dans tempus acceptabile,
da lacrimarum rivulis
lavare cordis victimam,
quam laeta adurat caritas.
Audi, benigne Conditor,
nostras preces cum fletibus
in hoc sacro ieiunio
fusas quadragenario.
Scrutator alme cordium,
infirma tu scis virium;
ad te reversis exhibe
remissionis gratiam.
przybywajcie,
Serca nasze przenikajcie.
Serca nasze przenikajcie.
Rozpłyńcie się, me źrenice,
Toczcie smutnych łez krynice.
=2x
Słońce, gwiazdy omdlewają,
Żałobą się pokrywają.
=2x
Płaczą rzewnie Aniołowie,
A któż żałość ich wypowie?
=2x
Opoki się twarde krają,
Z grobów umarli powstają.
=2x
Cóż jest, pytam, co się dzieje?
Wszystko stworzenie truchleje!
=2x
Na ból męki Chrystusowej
Żal przejmuje bez wymowy.
=2x
Uderz, Jezu, bez odwłoki
W twarde serc naszych opoki!
=2x
Jezu mój, we krwi ran Twoich
Obmyj duszę z grzechów moich!
=2x
Upał serca mego chłodzę,
Gdy w przepaść męki Twej wchodzę.
=2x
,
Gdy słodki Jezus na śmierć się gotuje;
Klęcząc w Ogrójcu, gdy krwawy pot leje,
Me serce mdleje.
Pana świętości uczeń zły całuje,
Żołnierz okrutny powrozmi krępuje!
Jezus tym więzom dla nas się poddaje,
Na śmierć wydaje.
Bije, popycha tłum^ nieposkromiony
Nielitościwie z tej i owej strony,
Za włosy targa. Znosi w cierpliwości
Król z wysokości.
Zsiniałe przedtem krwią zachodzą usta,
Gdy zbrojną żołnierz rękawicą chlusta;
Wnet się zmieniło w płaczliwe wzdychanie
Serca kochanie.
Oby się serce we łzy rozpływało,
Że Cię mój Jezu, sprośnie obrażało!
Żal mi, ach, żal mi ciężkich moich złości
Dla Twej miłości.
Intencja
,
Cichy Baranku, od wro^^gów szukany,
Jezu mój kochany!
Jezu, za trzydzieści srebrników
Od niewdzięcznego ucznia zaprzedany.
Jezu mój kochany!
Jezu, w ciężkim smutku żałością,
Jakoś sam wyznał, przed śmiercią znękany.
Jezu mój kochany!
Jezu, na modlitwie w Ogrójcu
Strumieniem potu krwawego zalany.
Jezu mój kochany!
Jezu, całowaniem zdradliwym
Od niegodnego Judasza wydany.
Jezu mój kochany!
Jezu, powrozami grubymi
Od swawolnego żoł^^dactwa związany.
Jezu mój kochany!
Jezu, od pos^^pólstwa zelżywie
Przed Annaszowym sądem znieważany.
Jezu mój kochany!
Jezu, przez ulice sromotnie
Przed sąd Kajfasza za włosy targany.
Jezu mój kochany!
Jezu, od Malchusa srogiego
Ręką zbrodniczą wypoliczkowany.
Jezu mój kochany!
Jezu, od fałszywych dwóch świadków
Za zwodziciela niesłusznie podany.
Jezu mój kochany!
Bądź pozdrowiony, bądź pochwalony!
Dla nas zelżony i pohańbiony,
Bądź uwielbiony
Bądź wysławiony,
Boże nieskończony!
Boleść ściska mnie nieznośna,
Miecz me serce przenika. 2x
Czemuż, Matko ukochana,
Ciężko na sercu stroskana?
Czemu wszystka truchlejesz? 2x
Co mię pytasz? Wszystkam w mdłości,
Mówić nie mogę z żałości,
Krew mi serce zalewa. 2x
Powiedz mi, o Panno moja,
Czemu blednieje twarz Twoja?
Czemu gorzkie łzy lejesz? 2x
Widzę, że Syn ukochany,
w Ogrójcu cały zalany
Potu krwawym potokiem. 2x
O Matko, źródło miłości,
Niech czuję gwałt Twej żałości
Dozwól mi z Tobą płakać. 2x
Któryś za nas cierpiał rany,
Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami.
Któryś za nas cierpiał rany,
Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami.
Któryś za nas cierpiał rany,
Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami.
,
Jako dla ciebie sobie nie folguje.
Przecież Go bardziej niż kat^^owska dręczy,
Złość twoja męczy.
Stoi przed sędzią Pan wszego stworzenia,
Cichy Baranek. Z wielkiego wzgardzenia,
Dla białej szaty, którą jest odziany,
Głupim nazwany.
Za moje złości grzbiet srodze biczują.
Pójdźmyż, grzesznicy, oto nam gotują
Ze krwi Jezusa dla serca ochłody
Zdrój żywej wody.
Pycha światowa niechaj, co chce, wróży,
Co na swe skronie wije wieniec z róży.
W szkarłat na pośmiech cierniem Król zraniony
Jest ozdobiony!
Oby się serce we łzy rozpływało,
Że Cię, mój Jezu, sprośnie obrażało!
Żal mi, ach, żal mi, ciężkich moich złości
Dla Twej miłości.
Intencja
,
Jako łotr, godzien śmierci obwołany,
Jezu mój kochany!
Jezu, od złośliwych morderców
Po ślicznej twarzy tak sprośnie zeplwany.
Jezu mój kochany!
Jezu, pod przysięgą od Piotra
Po trzykroć z wielkiej bojaźni zaprzany.
Jezu mój kochany!
Jezu, od okrutnych oprawców,
Na sąd Piłata, jak zbójca szarpany.
Jezu mój kochany!
Jezu, od Heroda i dworzan,
Królu niebieski, żelżywie wyśmiany.
Jezu mój kochany!
Jezu, w białą szatę szydersko
Na większy pośmiech i hańbę ubrany.
Jezu mój kochany!
Jezu, u kamiennego słupa
Niemiłosiernie biczmi wysmagany.
Jezu mój kochany!
Jezu, przez szyder^^stwo okrutne
Cierniowym wieńcem ukoronowany.
Jezu mój kochany!
Jezu, od żołnier^^zy niegodnie
Na pośmiewisko purpurą odziany.
Jezu mój kochany!
Jezu, trzciną po głowie bity.
Królu boleści, przez lud wyszydzany.
Jezu mój kochany!
Bądź pozdrowiony, bądź pochwalony!
Dla nas zelżony, wszystek skrwawiony,
Bądź uwielbiony
Bądź wysławiony,
Boże nieskończony!
Przy słupie obnażonego,
Rózgami zsieczonego! =2x
Święta Panno, uproś dla mnie,
Bym ran Syna Twego znamię
Miał na sercu wyryte! =2x
Ach, widzę jako niezmiernie
Ostre głowę ranią ciernie!
Dusza moja ustaje. =2x
O Maryjo, Syna Twego,
Ostrym cierniem zranionego,
Podzielże ze mną mękę! =2x
Obym ja, Matka strapiona,
Mogła na swoje ramiona
Złożyć krzyż Twój, Synu mój! =2x
Proszę, o Panno jedyna,
Niechaj Krzyż Twojego Syna
Zawsze w sercu swym noszę! =2x
Któryś za nas cierpiał rany,
Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami.
Któryś za nas cierpiał rany,
Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami.
Któryś za nas cierpiał rany,
Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami.
Serce me, czemu całe nie truchlejesz?
Toczy twój Jezus z ognistej miłości
Krew w obfitości.
Ogień miłości, gdy Go tak rozpala,
Sromotne drzewo na ramiona zwala:
Zemdlony Jezus pod krzyżem uklęka,
Jęczy i stęka.
Okrutnym katom posłusznym się staje,
Ręce i nogi przebić sobie daje.
Wisi na Krzyżu, ból ponosi srogi
Nasz Zbawca drogi.
O słodkie drzewo, spuśćże nam już Ciało,
Aby na tobie dłużej nie wisiało!
My je uczciwie w grobie położymy,
Płacz uczynimy.
Oby się serce we łzy rozpływało,
Że Cię, mój Jezu, sprośnie obrażało!
Żal mi, ach, żal mi ciężkich moich złości;
Dla Twej miłości.
Niech Ci, mój Jezu, cześć będzie w wieczności
Za Twe obelgi, męki, zelżywości,
Któreś ochotnie, Syn Boga jedyny,
Cierpiał bez winy!
Intencja
,
Jako złoczyńca z łotry porównany,
Jezu mój kochany!
Jezu, od Piłata niesłusznie
Na szubieniczną śmierć dekretowany
Jezu mój kochany!
Jezu, srogim krzyża ciężarem
Na kalwaryjskiej drodze zmordowany.
Jezu mój kochany!
Jezu, do sromotnego drzewa
Przytępionymi gwoźdźmi przykowany.
Jezu mój kochany!
Jezu, jawnie pośród dwu łotrów
Nad^ drzewie^ hańby^ ukrzyżowany.
Jezu mój kochany!
Jezu, od stojących wokoło
I przechodzących szyderczo wyśmiany.
Jezu mój kochany!
Jezu, bluźnierstwami od złego
Współwiszącego łotra wyszydzany.
Jezu mój kochany!
Jezu, gorzką żółcią i octem
W wielkim pragnieniu swoim napawany.
Jezu mój kochany!
Jezu, w swej miłości niezmiernej
Jeszcze po śmierci włócznią przeorany
Jezu mój kochany!
Jezu, od Józefa uczciwie
I Nikodema w grobie pochowany.
Jezu mój kochany!
Bądź pozdrowiony, bądź pochwalony!
Dla nas zmęczony i krwią zbroczony,
Bądź uwielbiony
Bądź wysławiony,
Boże nieskończony!
,
Pod krzyżem stoję smutliwa,
Serce żałość przejmuje! =2x
O Matko, niechaj prawdziwie
Patrząc na krzyż żałośliwie,
Płaczę z Tobą rzewliwie! =2x
Jużci, już moje Kochanie
Gotuje się na skonanie!
Toć i ja z Nim umieram! =2x
Pragnę, Matko, zostać z Tobą,
Dzielić się Twoją żałobą
Śmierci Syna Twojego! =2x
Zamknął słodką Jezus mowę,
Już ku ziemi skłania głowę.
Żegna już Matkę swoją.
O Maryjo, Ciebie proszę,
Niech Jezusa rany noszę
I serdecznie rozważam! =2x
Któryś za nas cierpiał rany,
Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami.
Któryś za nas cierpiał rany,
Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami.
Któryś za nas cierpiał rany,
Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami.
Temat Męki Pańskiej jest w dzisiejszych czasach
dość wstydliwy.
Są tacy, którzy chcą zabronić mówienia o niej dzieciom, bo okrucieństwo krzyżowania może zaburzyć ich delikatną psychikę. Ciekawe, że okrucieństwo kaczora Donalda czy innych filmów dla dzieci takiej obawy nie wzbudza. W XIX wieku twierdzono, że Pismo Święte wymyślił Kościół w średniowieczu. Gdy się okazało, że Ewangelię spisano w czasach, gdy żyli jeszcze świadkowie życia Chrystusa to w XX wieku twierdzono, że był on legendą, wymyśloną przez wczesnych chrześcijan. Gdy głośnym stał się całun turyński ze znamionami męki Pańskiej, twierdzono, że jest to średniowieczny falsyfikat. Gdy jednak okazało się, że to współcześni naukowcy zafałszowali wyniki badań radiologicznych, musimy postawić pytanie:
Dlaczego z taką zawziętością neguje się Mękę Pańską?
Są ku temu co najmniej 4 powody: Z Męką Pańską są związane
Jeśli Męka Pańska miała taki przebieg, jak ją opisuje Ewangelia, to niemożliwe jest by Chrystus ją przeżył np. w postaci śmierci klinicznej.
Skoro umarł, a potem żył - jak poświadczają świadkowie oraz całun turyński - to musiał zmartwychwstać.
Nie jest to na rękę ateistom, bo świadczy to o tym, że jest on Bogiem.
Nie jest to na rękę modernistom, bo świadczy to o tym, że trzeba Jego naukę traktować poważnie i obowiązuje ona wszystkich: "Idźcie na cały świat i nauczajcie wszystkie narody, chrzcząc je w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego".
Nie na rękę to judaistom, bo to znaczy, że Mesjasz już przyszedł i nie będzie innego.
Dziś popularyzuje się pogląd, że Chrystus był masochistą - chciał sam sobie pocierpieć, a oprawcy łaskawie spełnili Jego prośbę.
Szermuje się też tezą, że to chrześcijanie są winni męki, a reszta nie. Po co więc być chrześcijaninem i być odpowiedzialnym za Mękę Pana, a na dodatek być grzesznikiem, skoro niewierzący są bezgrzeszni i nie będą więc cierpieć za swe grzechy?
Obu tezom jednoznacznie przeczy Pismo Święte - w opisie modlitwy w Ogrójcu oraz mowy świętego Piotra po Zesłaniu Ducha Świętego.
Skąd biorą się te dziwne twierdzenia? Musimy najpierw zapytać się, za co zamordowano Chrystusa. Za rozmnożenie chleba, uzdrowienia, wskrzeszania, uwolnienia od złego ducha, przebaczanie grzechów, nauczanie miłości. Czy jest to racjonalne? Czy ludzie chcą, aby im było źle?
Tu tkwi tajemnica jarzma grzechu. Ludzie pod jego ciężarem przestają racjonalnie myśleć. Wspomnijmy choćby Liban lat 1980-tych. Ludziom żyło się tam luksusowo. I nagle bez jasnej przyczyny zaczęła się wojna domowa, która prawie wszystkich uczyniła nędzarzami. Wspomnijmy mimochodem, bez związku, że panowała tam fałszywa religia. USA, Ameryka była od lat synonimem bogactwa i dobrobytu. W latach 1970-tych wprowadzono tam tzw. zabiegi zabijania dzieci poczętych. Dziś Ameryka jest bankrutem, a na ulicach krzyczą z żalu kobiety "silence no more", przeklinając dzień, gdy zdecydowały się na zabójcję. Nie wspominając Polski, która z opływającego bogactwem imperium stoczyła się w niebyt rozbiorowy, znaczony przysłowiową nędzą galicyjską. A to za sprawą grzechu pijaństwa i pochodnych.
Bezrozumność zwana szyderczo racjonalizmem ma swe źródło pozamaterialne - jak na dłoni widać działanie złego ducha.
Chrystusa zamordowali konkretni ludzie: wykonawcy, mocodawcy, intryganci i "pożyteczni idioci". Każdy dokładał konkretny kamyk okrucieństwa - fizycznego, psychicznego lub obu. Co zjednoczyło kapłanów i lud, zaborcę i podbitych, celników i rabowanych, żołnierzy i krzywdzonych, przeciw Temu, który ich uzdrawiał, pouczał, przebaczał? Grzech. Wiemy, co Chrystus rzekł do faryzeuszy i uczonych w Piśmie: "kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamień". Kradnący celnicy czuli się bezkarni, bo wysługiwali się zaborcy. Żołnierze dorabiali się na rabunku ludności. Wszystkich łączyło to, co im wytknął Chrystus: "Diabła macie za ojca".
To nie był tylko bój ziemski. Tu o dusze do dręczenia wiecznego zabiegał ten, który sam trafił w wieczny ogień nieugaszony za swe nieposłuszeństwo Bogu.
Bóg stworzył człowieka na swój obraz i podobieństwo do szczęśliwości w raju. Ale dał człowiekowi wolny wybór, posłuszeństwo lub nieposłuszeństwo, życie albo śmierć. Za namową diabła człowiek wybrał to drugie. I tak się uwikłał, że nie widział innej drogi, tylko brnięcie w grzech.
Dziś pomrocznie oświeceni chcieliby nam wmówić, że opis biblijny to fikcja literacka. Bez wątpienia słowo pisane jest upiększane stylistyką czy retoryką piszącego. Ale czy przez to wątpimy w podręcznik matematyki czy fizyki?
A co do Pisma Świętego to tyle już mieliśmy odkryć naukowych, potwierdzających prawdziwość biblijnych opisów, wsadzanych ongiś między bajki, że aż dziw bierze, że ciągle jeszcze jego słowa się podważa.
Najpierw o potopie - archeolodzy znaleźli ślady wielkoskalowego potopu. Wieża Babel - prawdopodobnie odnaleziona. Trzęsienie ziemi podczas śmierci Chrystusa - potwierdzone sedymentami z dna morza. Adam i Ewa - genetycy są dziś przekonani, że cała ludzkość pochodzi od jednej pary (wąski materiał genetyczny). Nie wspominając o opisie Męki Pańskiej, potwierdzonej na odbiciu całunowym. Wreszcie historia z zakazanym owocem. Czy jego zjedzenie może być wielkim grzechem? Otóż mamy historię analogiczną - święty Augustyn, którego droga ku życiu przestępczemu zaczęła się od kradzieży jabłek.
Skąd mamy to, że choć po przodkach dziedziczymy rozum to jednak jest w ludziach to bezrozumne przywiązanie do grzechu? To skutek dziedziczenia przez wszystkich grzechu pierworodnego, co wyjaśnił Chrystus "w grzechu jesteście poczęci". Zatem prawdą jest, że wszyscy dziedziczymy tę winę, która doprowadziła do zamordowania Chrystusa.
Czy można dziedziczyć grzech? Mamy pierwszy z brzegu przykład: dzieci alkoholika, jego wnuki, prawnuki i praprawnuki będą alkoholikami od poczęcia, choć się nigdy nie upijały. Dlatego każde z nich potrzebuje specjalnej troski oczyszczającej je z dziedzictwa tego grzechu, by nie sięgnęły po kieliszek. No dobrze, ktoś powie, ale żeby jedno jabłko? Otóż wystarczy i jeden kieliszek, by dziecko miało syndrom FAS, zawiniony wyłącznie przez rodziców, a przekazywać go potem będzie przez pokolenia. Tak więc dziedziczny grzech to nie retoryka teologiczna, lecz szara rzeczywistość.
Jest w tym świecie coś takiego, że pojedynczy punkt oporu dobra jest zwalczany z całą bezwzględnością. Choć mają niektórzy sto stacji radiowych do wyboru, to z zapamiętałością burzą się na jedno radio Maryja. Choć mają 50 kanałów multipleksu, to przeszkadza im jedna telewizja Trwam. Na jednego abstynenta na przyjęciu potrafi naskakiwać większość obecnych. Młodzi, chcący mieć wesele bezalkoholowe, muszą się przeciwstawiać rodzinie, jak i wielu takim, których nie chcieli wcale zaprosić.
To pozwala lepiej zrozumieć jakie znaczenie miało to, że Chrystus "przeszedł przez życie dobrze czyniąc" i "był do nas podobny we wszystkim oprócz grzechu". Oddał swe życie za przyjaciół swoich. I to w pierwszej kolejności w najdosłowniejszym znaczeniu tego słowa. "Chodźmy do Jerozolimy, by umrzeć razem z Nim" powiedział jeden z apostołów, lecz Chrystus zapobiegł w Ogrójcu temu, by wraz z nim aresztowano też jego uczniów.
Ale też poświęcił się za nas. Będąc pierwszym, który odważył się żyć bez grzechu, mimo gróźb aż po ich straszną realizację, pokazał, że można się nie ugiąć.
Ktoś musiał się poświęcić, by przeciwnik dojrzał, gdzie jest granica jego władzy, a my byśmy pokonali lęk. Jednocześnie Chrystus dał obietnicę "Przygotuję wam w niebie mieszkań wiele", która jest dla nas alternatywą dla wszelkich prób zastraszenia. To wyzwala nas spod władzy diabła.
Pismo Święte mówi też, że Chrystus umarł za nasze grzechy. Mistycy wyjaśniają, że każdy grzech domaga się sprawiedliwości. Więc szatan pokazywał grzechy całej ludzkości, chcąc Chrystusa zniechęcić, pokazując, jak bezowocna będzie jego męka, bo i tak ludzie będą popełniać grzechy i w związku z tym cierpieć.
Miejmy więc litość nad Chrystusem i nie dokładajmy mu cierpień.
A cierpiący niewinnie mogą zdjąć trochę cierpień z bark Chrystusowych, współcierpiąc z Nim. Znośmy więc ochoczo wszelkie złośliwości ze strony otoczenia, gdy będziemy wyprawiać wesele bezalkoholowe.
Pan nasz Jezus Chrystus, aby odkupić rodzaj ludzki przez krew swoją najdroższą, pod namiestnikiem Judei Ponckim Piłatem został umęczony, przybity do Krzyża i umarł na nim, został z niego zdjęty i pogrzebany.
Dzieło Odkupienia, dokonane przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, polega na tym, że
dla miłości zbytnio wielkiej, którą umiłował nas, przez najświętszą swoją mękę na drzewie krzyża wysłużył nam usprawiedliwienia i uczynił za nas zadość Bogu Ojcu (Sobór Tryd.).
Pan nasz Jezus Chrystus poniósł mękę i śmierć jako człowiek, gdyż jako Bóg nie mógł ani cierpieć ani umrzeć, ale samo Jego wcielenie i każde cierpienia za nas, nawet najmniejsze, miało wartość nieskończoną z Boskiej Osoby.
Pan nasz
Jezus Chrystus dlatego chciał ponieść tak gorzka i haniebną mękę i śmierć, aby sprawiedliwości Bożej jak najobficiej uczynić zadość, wyraźniej okazać nam swoją miłość, wzbudzić w nas większą nienawiść do grzechu i dodać nam siły do znoszenia dolegliwości i przykrości tego życia.
Pan nasz
Jezus Chrystus poniósł mękę i śmierć za wszystkich ludzi bez wyjątku.
Nie wszyscy jednak ludzie dostępują zbawienia, lecz tylko ci, którzy korzystają ze środków ustanowionych przez tegoż Odkupiciela, po to, żeby ludzie mogli przyswoić sobie zasługi Jego męki i śmierci.
Pan nasz
Jezus Chrystus, umierając na krzyżu, siebie samego oddał Bogu na prawdziwą i osobliwą ofiarę nieskończonej ceny za odkupienie ludzi, dając za nich sprawiedliwości Bożej zadośćuczynienie nieskończonej wartości.