Czymże są wesela bezalkoholowe, że budzą tyle emocji nie tylko wśród blogierów, ale i są przedmiotem agresywnych artykułów nie tylko w prasie w Polsce, ale i na świecie?
Choć schab jest dla ludzi, nikogo nie bulwersują wesela bezschabowe czy beztatarowe, ani bezmuszyniankowe ni bezcisowiankowe.
Co więcej, nawet wesela bezślubne (czyli "bez zbędnych formalności" - szczyt absurdu i głupoty) nie wzbijają fal oburzenia. Czyżby tak ważny był "sakramentalny spirytus"?
Jest za tym coś więcej. Dziś emituje się w Europie filmy prezentujące wydalanie stolca, nadaje reportaże na żywo z trumny, tańczy przy piosenkach nt. wymiocin, picia, nierządu, zdrady małżeńskiej czy też wulgarnie określanych części ciała mężczyzny czy kobiety. I właśnie do takiej scenerii, do "kultury" rynsztoku, nie pasują wesela bezalkoholowe. Stąd rynsztok takich wesel nie lubi.
Wesela bezalkoholowe to kultura per se. Co więcej to kultura prawdziwa, kultura na wskroś chrześcijańska. Dlatego też leżą one po przeciwnej stronie barykady niż wesela bezślubne czy wesela beztrzeźwościowe.
A chrześcijaństwo to dobro samo w sobie. Musimy je chronić dla nas, naszych dzieci i wnuków. Toteż czujemy się przynagleni, aby wspierać takie formy wyższej kultury, jakimi są wesela bezalkoholowe. Nie tylko otaczać należytym szacunkiem tych, którzy takie wesela mieli, ale i zachęcać innych do świętowania ślubu w sposób, jaki od 55 lat nakazuje Episkopat Polski, czyli bez alkoholu. Słowem nawracajmy otaczający nas świat na autentyczną wiarę chrześcijańską.