XX Ogólnopolskie Spotkanie Małżeństw, Które Miały Wesela Bezalkoholowe

Kamesznica, 31.7-3.8.2014 rP,

Polemika z heretyckimi interpretacjami cudu w Kanie Galilejskiej

W ostatnich latach na stronach internetowych nawet nazywających siebie katolickimi, nie wspominając o komentarzach do artykułów o weselach bezalkoholowych, pojawiają się coraz częściej heretyckie interpretacje cudu w Kanie Galilejskiej (por. J 2,1-12), które można podsumować tak: "Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie upijali" współbrzmiące z nauką sekt protestanckich ("Pijmy bracia, jak nas nauczył Jezus Chrystus"). Interpretacja ta brzmi mniej więcej tak: dobrze wstawionym gościom weselnym Pan Jezus dolał jeszcze po dwa i pół litra wódki na głowę (bo tak przelicza się to wino w sześciu stągwiach po dwie lub trzy miary). Czy po takiej dawce można wierzyć, że ktoś zapamiętał ten cud? W jakim stopniu ta scena jest realna, a w jakim to pijackie majaki? Nie trzeba być elektrykiem, by zauważyć, gdy zepsuje się lodówka. Nie trzeba też być teologiem, aby widzieć, że w ten sposób szerzy się herezję.

Na razie urabia się katolików, by w to mocno wierzyli, że tam było wielkie chlanie. A za chwilę herezja ujawni swe pełne oblicze: Mianowicie, że Pan Jezus ciężko zgrzeszył (więc nie przeszedł przez ziemię dobrze czyniąc i był do nas podobny także w tym, że grzeszył). Wnioski mogą być z tego dwojakie, a każdy heretycki: (1) nie był Chrystus barankiem bez skazy, więc nie mógł nas zbawić, wobec czego Kościół też nie ma misji zbawienia i przynależność do niego jest bezprzedmiotowa lub (2) Pan Jezus mówił jedno, a czynił drugie, więc i my tak czyńmy, co ponownie czyni przynależność do Kościoła bezsensowną.

Czy powyższe to tylko spekulacja? Bynajmniej. Jeden z internautów w ferworze walki o alkoholową Kanę wyznał, że w jego opinii życie bez grzechu byłoby nie do zniesienia. Skoro grzech jest fajny, to po co komu wyzwolenie z grzechu, jakie przyniosła męka Pana Jezusa? Tu właśnie pies pogrzebany. Chrystus czyniąc cuda (zwłaszcza uzdrawiając) mówił „Odpuszczone ci się twoje grzechy. Idź i nie grzesz więcej”, a nie „Miło mi się na twe grzechy spoglądało. Grzesz jeszcze bardziej”. To zdecydowanie przeszkadzało wielu do tego stopnia, że Go ukrzyżowano. Walka o wesela bezalkoholowe to w istocie rzeczy dziś walka o chrześcijańskie oblicze społeczeństwa.

Dlaczego Chrystus by zgrzeszył, gdyby spił weselników w Kanie? Już prorok Habakuk mówił biada nad tymi, którzy upijają bliźniego (por. Ha 2,15) (dwa i pół litra wódki, to więcej niż 40% polskiego społeczeństwa dorosłego wypija w ciągu dwóch lat, więc upicie się większości weselników w Kanie mielibyśmy jak w banku). Prorok Amos mówił biada przywódcom, którzy się upijają (por. Am 2,8 i Am 6,1-7). Św. Piotr mówi, że diabeł pożera nietrzeźwych (por. 1P 5b-11) , a Św. Paweł, że przed pijakami zamknięte jest Królestwo Boże (por. 1 Kor 6,9-10). Sam Pan Jezus zaznacza, że do piekła pójdą nie tylko pijacy, ale i ci, którzy z nimi piją (por. Mt 24,45-51; Łk 12,41–48). Sam więc siebie by potępił tymi słowami.

Jak więc należy czytać tę Ewangelię? W pierwszym rzędzie przypomnijmy, że ateiści mogliby się powoływać na Pismo Święte jako na podstawę swoich wierzeń. W Piśmie Świętym jest bowiem napisane: Boga nie ma. Ale dlaczego się nań nie powołują? Bo zaraz obok jest dopisek: powiedział głupiec w swym sercu (por. Ps 14(13) 1-2; Ps 53(52) 2). Podobnie ma się rzecz z cudem w Kanie Galilejskiej. Zawartość tej sceny musi być odczytana w kontekście całości Ewangelii, a ta cud polegający na piciu z pijakami i upijaniu bliźniego potępia. Charakterystyczne jest to, że wrogowie Chrystusa chcieli go okrzyknąć pijakiem, ale im się widać nie udało (por. Mt 11,16-19; Łk 7,31-35) (tego zarzutu w procesie przed Sanhedrynem nie podnieśli), a On sam na Kalwarii odmówił picia wina podawanego skazańcom (por. Mt27,33-34). Przejdźmy najpierw do teologii teściowej. Jak wiadomo, woda, która kojarzy się z alkoholem, nazywana jest wódką. Co prawda i woda może zawierać alkohol (np. woda wiślana w swoim czasie aż pachniała fenolem), ale generalnie woda kojarzy nam się z napojem bezalkoholowym. Podobnie teściowa moja odróżnia wino od winka. Winko, jak nazwa pozwala się domyślać, to napój alkoholowy, zaś winem określa zarówno winorośl jak i grona jak i też sok uzyskany z nich przez wytłoczenie. I najwidoczniej w tej interpretacji nie jest odosobniona na wschodzie Polski. Okazuje się, że nie tylko język polski ma taką interpretację słów, ale także starożytna greka, w której przetrwały do naszych czasów teksty Ewangelii. W tłumaczeniach z hebrajskiego na grekę tzw. ksiąg septuaginty greckie słowo "wino" zastępuje około 10 słów hebrajskich określających bezalkoholowe produkty z owoców winnego krzewu jak i około 10 napojów alkoholowych, o "mocy" do 90% alkoholu (więc zdecydowanie więcej niż współczesne wino). Ponieważ więc Pan Jezus nie grzeszył, więc jedyne spójne z resztą Ewangelii tłumaczenie cudu to uczynienie soku winogronowego (bezalkoholowego) - jak to m.in. w IV wieku twierdził Św. Augustyn. Podczas Ostatniej Wieczerzy Pan Jezus zresztą nadmienia, że odtąd nie będzie pił z owocu winnego krzewu (por. Mk 14,25) (więc dotąd pił) - a w Palestynie znany był sposób przechowywania winogron na gałązkach, co miało zapobiegać fermentacji i wyciskania z nich soku bezpośrednio przed spożyciem, stąd dosłowność tego wyrażenia. Warto zwrócić uwagę, że w żadnym z 4 opisów Ostatniej Wieczerzy w Ewangeliach nie jest napisane, że Chrystus pił wino lub je podawał Apostołom. Co więcej, słowo "wino" w ogóle nie występuje. Swoją drogą w opisie cudu w Kanie Galilejskiej wino nazywane jest tam greckim słowem oinos natomiast w miejscu opisującym Zesłanie Ducha Świętego, gdzie niektórzy mówili, że Apostołowie upili się winem, używa się słowa gleukos, mamy więc tu także odróżnienie "wina" od "winka".

Na koniec wypada może nawiązać do pewnej dyskusji, która przed laty toczyła się w niemieckim Internecie. Piłat z Pontu nazywany jest Pontius Pilatus, a nie Pilatus Pontius. Natomiast tytuł winy Chrystusa brzmiał: Jesus Nazarenus, Rex Judaeorum (por. J 19,19), a nie np. Nazaretus Jesus ... . Po polsku mówimy także nazarejczyk a nie nazaretańczyk - drugie z tych wyrażeń oznaczałoby na pewno pochodzenie z Nazaretu, zaś pierwsze nawiązuje do starotestamentalnych abstynentów (nazarejczyków). Dziś co prawda zmienia się nazarejczyka w nazirejczyka (żeby się bardziej kojarzył chyba z nazistą - bo i w Starym Testamencie abstynenci nie mieli lekko i się ich nieźle prześladowało nakładając im bezsensowne obciążenia jak np. zakaz udziału w pogrzebie ojca), ale sęk w tym, że ówczesny hebrajski pisany nie ma samogłosek (może z wyjątkiem tych ksiąg machabejskich, które nie weszły do kanonu Pisma Świętego). W Nowym Testamencie w tekście greckim Jezusa dookreślano słowem greckim Nazarene (kilka razy) lub Nazoraios (kilkanaście razy), przy czym oba nie są typowymi słowami greki. Stąd interpretowano je albo jako pochodzenie z Nazaretu, albo jako pochodzące od hebrajskiego ne·tser czyli odrośl, gałąź, pojęcie o znaczeniu mesjańskim, na·tsar czyli nadzorować, albo nazir czyli poświęcony Bogu abstynent.

Swoją drogą opis cudu w Kanie Galilejskiej jest dla katolika dużym wyzwaniem. Protestanccy i protestantyzujący teologowie mają w tym opisie "jeszcze jednego haka" na katolika. Kościół Katolicki od niepamiętnych czasów formułuje dogmat o stałym dziewictwie Maryji, czego wyrazem jest m.in. tytuł "Najświętsza Maryja Panna" czy zwrot "Maryja zawsze Dziewica". A tu proszę w opisie wspomnianego cudu mamy wyraźnie napisane, że Maryja przybyła na wesele z licznymi córkami i synami. Tak oczywiście napisane nie jest, przynajmniej w tłumaczeniach starszych, np. Biblii Tysiąclecia, tylko że byli tam bracia (i siostry, jak chce ponoć najnowsze niemieckie tłumaczenie) Pana Jezusa. Ale dla ludzi z Pomorza czy też posługujących się językiem niemieckim to jedno i to samo. Czy więc Kościół Katolicki głosi herezje? Rzecz tkwi w języku. Otóż w krajach semickich, podobnie jak na Mazowszu, braćmi i siostrami nazywa się nie tylko braci i siostry, ale także kuzynów i kuzynki w drugim, a nawet trzecim pokoleniu. Stąd więc wcale bracia i siostry Pana Jezusa nie musieli być tzw. rodzonym rodzeństwem (brzmi to prawie jak masło maślane). Ale bardziej istotne jest to, czy byli. Co na to Pismo Święte? Zatrzymując się tylko na Kanie nie jesteśmy w stanie tego problemu zgłębić. Trzeba sięgnąć do opisu Męki Pańskiej, gdzie Pan Jezus Powierza Swą Matkę Św. Janowi. Nie robiłby tego, gdyby Jego liczne rodzeństwo mogło (i wg prawa musiało) zająć się Jego Matką. Powierzył jednak Matkę Janowi, bo tego rodzeństwa nie miał. Jeszcze raz tu widzimy, że nie można rozpatrywać wyrwanego kawałka z Pisma Świętego, lecz trzeba patrzeć na całość.